Lwowscy Polacy nie mają szczególnych problemów – brakuje im jedynie domu – mówi współzałożyciel Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej Zbigniew Jarmiłko
Już w całkiem niedługim czasie Polscy ze Lwowa będą mieli swą „świetlicę”. W następnym, 2017 roku, na 11 listopada, a więc w dniu Święta Niepodległości Polski, Ukraińcy wraz z Polakami zaplanowali otwarcie długo oczekiwanego Polskiego Domu. Działacze kulturalnego stowarzyszenia Polaków już od dawna oczekują na takie wydarzenie, a najbardziej pan Zbigniew Jarmiłko – jeden z założycieli Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej. Urodził się w Lwowie jeszcze w okresie międzywojennym. Przeżył tu ponad 80 lat. Wspólnie z mamą planował wyjechać do historycznej ojczyzny, jednak wojna dyktowała swoje warunki.
– Mama uparła się i mówiła „nigdzie nie pojadę”. Wierzyliśmy, że ojciec powróci z wojny i będzie nas szukać. Oczywiście, nie powrócił. A my pozostaliśmy tu na zawsze. Ludzie, którzy wyjechali opowiadali w listach o strasznych rzeczach. Pisali, że wiozą w bydlęcych wagonach, wyrzucają na stacjach, Niemcy grożą, że wrócą i się zemszczą. Dlatego też zostaliśmy. Tym bardziej, że w czasach Związku Radzieckiego zezwalano raz w roku odwiedzić Polskę.
Pan Jarmiłko wspomina, że władza radziecka nie wierzyła w lojalność Polaków. Jedyne co było to kościół. Ludzie bali się nawet rozmawiać po polsku w tramwaju. Mogli się spotykać po niedzielnym nabożeństwie.
– Czasami robiliśmy zabawy w domach. Ale i tu uważano na każde wypowiedziane słowo, żeby nie donieśli do „organów”.
Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej powołano do życia już w 1988 roku.
– Był to czas „pieriestrojki”, Gorbaczowa, lżej się oddychało. Nie byliśmy także w tej dziedzinie pionierami. Pierwsi towarzystwo kulturalne we Lwowie założyli Ukraińcy – było to towarzystwo im. Szewczenki. Następnie byli Żydzi – imienia Szolem Alejchema. A już po nich byliśmy my. W miejscowym konserwatorium zebrało się kilku aktywistów i tak się zaczęło. Obecnie mamy już prawie dwadzieścia tysięcy członków. Działają chóry, teatry, koła zainteresowań, zespoły taneczne, dziecięcy grupy w przedszkolach.
Działalność wspólnoty wymaga ciągłych wydatków, a ze składek – mówi pan Jarmiłko, długo pociągnąć się nie da – chyba, że na starcie. Dlatego część wydatków pokrywa Wspólnota Polska w Warszawie.
– Z jednej strony, nie potrzebujemy jakichś znaczących środków finansowych. Zbieramy się co dwa tygodnie – pośpiewamy sobie, posłuchamy wykładu lub obejrzymy film. Do utrzymywania kontaktów pieniądze nie są potrzebne. No i, oczywiście, przygotowanie do głównych świąt – Dnia Niepodległości i Święta Konstytucji 3 Maja.
W kwestii obchodów świąt – Polacy lubią robić wszystko ładnie i z duszą. Na przykład, parada, która odbyła się w maju w centrum miasta zebrała dużo ludzi i była różnobarwna.
– W Dniu Konstytucji 3 Maja, po nabożeństwie, wszyscy: duchowieństwo, dzieci, chóry idą złożyć kwiaty, najpierw przy pomniku Mickiewicza, a następnie Szewczenki. W taki sposób podkreślamy, że z szacunkiem odnosimy się także do kultury ukraińskiej, a nie tylko rodzimej.
Jak zapewnia pan Jarmiłko, Polacy we Lwowie nie mają z Ukraińcami żadnych sporów. Gdy na początku listopada wszyscy porządkują mogiły i zapalają świece, robią to, nie tylko na swych nagrobkach, ale i sąsiednich. Niezależnie od tego kto jest tam pochowany – Ukraińcy, Rosjanie, Żydzi, Ormianie.
We Lwowie działa także Towarzystwo Etnos, które jednoczy 25 narodowych wspólnot. Są tam Polacy, Czesi, Azerowie. Wszyscy utrzymują ścisłe kontakty, uczestniczą nawzajem w swych świętach. Polacy w Ukrainie nie mają więc problemów z ukazywaniem swej kultury. Jedyna niedogodność to brak miejsca do spotkań.
– Zazdrościmy, tak po dobremu, ukraińskiej diasporze w Polsce – mówi ze smutkiem pan Zbigniew – ponieważ taka instytucja jest po prostu nieodzowna tam, gdzie jest duża mniejszość. Nasze towarzystwo ma, powiedzmy, 8 tysięcy członków jedynie w samym Lwowie. Modlę się, żeby na spotkanie nie przyszedł nawet 1% z nich, bo salę mamy jedynie na 45 miejsc. To taki smutny żart. Co prawda, składki płaci jedynie co dziesiąty – około 800 osób. Ale i to nie jest mało.
Projekt Polskiego Domu jest ogromny. Jest wydzielona działka, przyjeżdżał minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna, były także władze miasta i obwodu. Położono kamień węgielny. Jednak pan Zbigniew obawia się, że wszystko skończy się na oficjalnym przedstawieniu.
– Uważam, że lepiej zrobić skromniej, ale szybciej. W Polsce często dochodzi do zmian u szczytów władzy i wszystkie poprzednio wypracowane sprawy idą na margines. Prawica, Lewica – nie do ogarnięcia. Wiem jedynie, że jak wiatr powieje nie z tej, co trzeba strony, wówczas odczuwamy to na własnej skórze. Tak było z „Gazetą Lwowską”. Wydawano ją od początku XIX wieku, a kilka lat temu zamknięto. Rząd się zmienił i zdecydowano, że dwie gazety to dla nas za dużo – dofinansowanie pozostawiono jedynie czasopismu z Iwano – Frankowska. Chcielibyśmy teraz, żeby podobne incydenty nie powtórzyły się i Polacy we Lwowie otrzymali swój dom. A jego drzwi z chęcią otworzymy dla wszystkich.
Tetiana Jaworska