Andrij Portnow – „Ukraińska władza jest obojętna na kwestie historii” – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Andrij Portnow – „Ukraińska władza jest obojętna na kwestie historii”

18 marca 2016
Andrij Portnow – „Ukraińska władza jest obojętna na kwestie historii”

Na zaproszenie Fundacji „Nasz Wybór” w Warszawie odbyło się spotkanie z Andrijem Portnowym, podczas którego ukraiński historyk i publicysta podzielił się swymi refleksjami na temat procesów zachodzących w post-majdanowej Ukrainie. Jakie ma znacznie polityka pamięci w kontekście aneksji Krymu i wojny na Wschodzie? Na czym polega polityka dekomunizacji? Jaką rolę odgrywają historyczne polsko – ukraińskie kontrowersje w relacjach Kijowa i Warszawy?   

portnov-4Zdaniem historyka, błędnym jest rozpowszechnione na Zachodzie stwierdzenie, że główną przyczyną obecnych wydarzeń w Ukrainie jest różna polityka pamięci, problem dwujęzyczności lub świadomości narodowej. Czynniki te nie mogą być przyczyną określonej orientacji geopolitycznej.

Andrij Portnow uważa, że wojna, która rozpoczęła się wiosną 2014 roku jest następstwem powstania szczególnej sytuacji siłowej, gdy państwo, nie tylko traci monopol na stosowanie  siły, ale przestaje istnieć jako państwo – traci policję, organy administracji. Wówczas na scenie pojawiają się ci, którzy są lepiej zorganizowani i mają broń. „Wydarzenia na Wschodzie są następstwem bardzo konkretnej sytuacji kwietnia 2014 roku – postępowania miejscowej władzy, Kijowa oraz grup dywersyjnych z Rosji” – powiedział Portnow.

Andrij Portnow zwrócił także uwagę na to, że obecne elity nie mają na Donbasie swego biznesu, dlatego też wiosną 2014 roku Kijów walczył o to terytorium ze znacznie mniejszym zaangażowaniem, niż mógłby. Zdaniem publicysty, wielu przedstawicieli kijowskiej  elity chciało pozbyć się Doniecka i Ługańska, ale jednocześnie obawiali się, że wojna pójdzie dalej. Była to , jego zdaniem – „wojna nie za Ługańsk i Donieck, a w celu zatrzymania rosyjskiej agresji”.

Nie tylko w Rosji, ale także na Zachodzie panuje tendencja do twierdzenia, że portrety Bandery i czerwono – czarne flagi na Majdanie to kontynuacja ukraińskiego integralnego nacjonalizmu, z jego antysemityzmem i antydemokratyzmem. Z drugiej strony, są stwierdzenia, że symbolika tych barw i osoby Bandery była prodemokratyczna i proeuropejska. Historyk zaznaczył, że pojmowanie tych spraw wśród osób na Majdanie było zróżnicowane i słabo związane z historią. Powszechną obecność wizerunku Bandery na Majdanie tłumaczy tym, że w świadomości ludzi przywódca UPA jest największym bohaterem, podczas gdy dla putinowskiej i radzieckiej propagandy – największym wrogiem. „To swoiste identyfikowanie się z wizerunkiem, który wybrał dla siebie wróg” – stwierdził publicysta.

Andrij Portnow skomentował także przyjęte w kwietniu ubiegłego roku tak zwane ustawy dekomunizacyjne. Historyk twierdzi, że chociaż z formalnego punktu widzenia takie dokumenty istnieją, jednak w rzeczywistości nie działają i nie są wcielane w życie, a to oznacza, że nikt nie traktuje ich poważnie. Wszystkie cztery ustawy mają deklaratywny i populistyczny charakter, co po raz kolejny potwierdza obojętność ukraińskiej władzy do historii.

Podejmowanie decyzji o zmianie nazw miejscowości, ulic lub likwidacji radzieckich pomników to w Ukrainie prerogatywa lokalnych władz, umocowana w Konstytucji Ukrainy. Zdaniem Andrija Portnowa, doszło do kolizji prawnej, ponieważ zapisy prawa dekomunizacyjnego powinny być zrealizowane już do końca stycznia. Jednak po dziś dzień większość „Leninów” nadal pozostaje na cokołach. Od czasu Majdanu, z 2 tysięcy istniejących pomników Lenina obalono jedynie 800. Andrij Portonow uważa, że ukraińscy deputowani kolejny raz przełożą termin realizacji tych ustaw. „Zmieniono nazwy na papierze, ale w rzeczywistości ludzie nadal żyją w miastach i ulicach z radzieckimi nazwami. Ukraińcy nie żyją zmianami nazw czy likwidacją pomników. Zajmuje ich kwestia kryzysu ekonomicznego, wzrostu cen, wojny na Wschodzie” – stwierdził Portnow.

Zdаniem publicysty, dodatkowym problemem jest to, że na tymczasowo okupowanych terytoriach, obok już istniejących radzieckich pomników, są stawiane nowe. Portnow twierdzi, że to celowe działanie, które ma ukazać symboliczną różnicę między tym terytorium a resztą Ukrainy. „Lenin dla nich – znaczy to samo, co Bandera na Majdanie. Historyczny aspekt nie jest dla nich ważny. „Władze” DNR i ŁNR chcą symbolicznie odróżnić się od Ukrainy. Jednocześnie sens obalenia w kraju „Leninów” polega na tym, aby symbolicznie odróżnić się od Rosji. Nie chodzi o walkę z komunizmem, ale o to, że w stanie wojny, gdy putinowska Rosja jest agresorem, taka polityka pomaga odróżnić się symbolicznie i wizualnie. Jest to narzędzie dystansowania się od Rosji. Lenin, Dzierżyński, Stalin bardziej kojarzą się obecnie z Putinem i współczesną Rosją, niż z ideologią bolszewizmu. Ich pomniki to symbol rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie” – zaznaczył Andrij Portnow.

Publicysta zauważył także, że polska tematyka historyczna nie jest obecnie ważna dla Ukrainy. Nad Dnieprem nie ma świadomości tego, jak kwestia Wołynia jest ważna dla Polaków – „Ani prezydent Ukrainy, ani politycy, ani zwyczajni ludzie nie rozumieją, że większość polskiego społeczeństwa oraz świata polityki oczekuje od Ukraińców zrozumienia tragedii na Wołyniu, a także argumentu Pierwszej Rzeczypospolitej jako świadectwa europejskości Ukrainy”.

portnov-1-702x336

Andrij Portnow przypuszcza, że ta obojętność w przyszłości będzie jedynie narastać. „ Gdy starałem się porozmawiać na ten temat z osobami zbliżonymi do kręgu władzy, powiedziały mi, że to nieważna sprawa. Kraje, które politycznie, geograficznie lub ekonomicznie są bardzo zainteresowane we współpracy i dobrych relacjach, nie są w stanie w tak dosyć prostej kwestii wypracować mechanizmu rozumienia drugiej strony. Wkoło powtarzane są te same argumenty z minionych lat” – konstatuje historyk.

Z obserwacji Andrija Portnowa wynika, że ekonomiczny dystans, dzielący dwa kraje przeszkadza w myśleniu o wspólnej przyszłości. „Trzeba mieć świadomość, że dwa społeczeństwa są w odmiennej sytuacji gospodarczej i politycznej. Polacy powinni w większym stopniu zastanowić się nad tym, ponieważ są bogatsi, bardziej rozwinięci, integrowani w debaty na poziomie międzynarodowym i europejskim. Logika wymagania czegoś od Ukraińców nie jest słuszna i bezpieczna. Co raz częściej jest to zauważalne w postępowaniu polskich władz, to bardzo niemądre podejście”. – dodał publicysta. Zdaniem Andrija Portnowa, zasób zwiększenia polsko – ukraińskiej współpracy jest minimalny, a wewnętrzny ukraiński dialog ma więcej problemów, niż polsko – ukraiński.

Oprócz problemów gospodarczych, w Ukrainie jest obecny problem braku koncepcji przyszłości kraju, perspektyw i rozwoju sytuacji na Wschodzie. Ukraińskie państwo nie ma logicznej strategii – jak rozmawiać i pracować z Donbasem? Andrij Portnow dodał, że język nienawiści polityków i mediów odnośnie mieszkańców wschodu kraju nieświadomie sprzyjał tworzeniu wśród nich negatywnego stosunku i odbioru Ukrainy. „W naszym państwie nie ma strategii, jak pracować z ludźmi z Donbasu, z tymi, którzy musieli porzucić swe domostwa lub pozostać na tym terytorium. Język wojny używany przez polityków i media, gdy mówimy o Donbasie jest absolutne destrukcyjny. To największe zagrożenia dla ukraińskiego społeczeństwa” – powiedział Andrij Portnow.

Historyk podkreślił, że należy skończyć z mówieniem o „dobrych niezsowietyzowanych” i „złych zsowietyzowanych” ludziach. Także należy odróżniać miejscową ludność od tych, którzy odpowiadają za zamęt i okupację. Andrij Portnow podkreślił, że obecne władze w Kijowie nie są zainteresowane Donbasem, potrzebne jej są jedynie sankcje przeciwko Rosji, które są uzależnione od mińskich porozumień. „Nie ma żadnej polityki informacyjnej i gospodarczej, która byłaby skierowana na reintegrację tych obszarów z Ukrainą. To bardzo niebezpieczne” – alarmuje publicysta.

Portnow zauważył także, że ukraińskie społeczeństwo odczuwa obecnie wiele emocji w kwestii Donbasu, szczególnie widoczne jest zniecierpliwienie. Podkreślił, że ważne, aby zrezygnować z mowy nienawiści. „Ukraińcy powinni zdystansować się od własnych emocji i postawić się na miejscu tych osób, które przypadkowo pozostały tam, gdzie żyli ich rodzice – w Doniecku, Ługańsku czy Jenakiejewo. Minimalny przejaw empatii dałby wiele, nawet jeśli druga strona na razie nie będzie rozumieć Ukrainy. To jedyna część naszego terytorium, która doświadczyła wojny. Ludzie z Dniepropietrowska, Kijowa, Czerniowiec  także jeździli walczyć, ale te miasta nie odczuły na sobie wojennych wydarzeń. A Donieck i Ługańsk to przeżyły. To straszne i traumatyczne doświadczenie. Nad tymi ludźmi trzeba będzie pracować cierpliwie latami,”– zwrócił uwagę bohater spotkania.

Andrij Portnow jest przekonany, że kwestia powrotu Krymu może pojawić się jedynie w przypadku rozpadu Rosji. Przypomniał, że o półwyspie nie wspomina się w mińskich porozumieniach. Rosja go nie odda, bo obecnie jest to z perspektywy Moskwy „subiekt” Rosyjskiej Federacji. Natomiast Donieck i Ługańsk nie są częścią Rosji – na tym w świetle prawa polega wielka różnica. Na okupowanych terenach stworzono model Naddniestrza. Nierealnym jest także pomysł przeprowadzenia tam bardziej lub mniej demokratycznych wyborów. Historyk powiedział, że  kwestie tych obszarów należy rozpatrywać w kontekście tego, jaka ma być polityka wobec milionów osób, które odczuły na sobie wojnę i nie miały dostępu do informacji.

Publicysta ma świadomość, że ludzie, którzy pozostali na terytorium samozwańczych republik mają bardzo antyukraińskie nastroje. To fakt, którego Kijów nie chce uznawać, a to, zdaniem Andrija Portnowa –  duży błąd. Należy przyjąć to do uwagi i zacząć zastanawiać się, jak dalej działać, a nie udawać, że „jakoś to będzie”. Jego zdaniem, należy zacząć od przywrócenia kontroli nad ukraińską granicą – to kwestia przetrwania liderów terrorystów. Jedynie po tym Ukraina może starać się o to, aby zacząć jakoś działać na tych terenach.

Taras Andruchowycz