Nasza siła – w kulturze – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Nasza siła – w kulturze

23 kwietnia 2014
Nasza siła – w kulturze

Stanisław Kufluk – operowy śpiewak, baryton, rodem z Iwano – Frankowska, z sukcesami występuje na polskich scenach operowych. Jest także laureatem wielu prestiżowych wokalnych konkursów: II miejsce Międzynarodowego Festiwalu im. Stanisława Moniuszki w Brześciu (Białoruś) w 2001 roku, Grand Prix Międzynarodowego Konkursu Wokalistów „Sztuka XXI Stulecia” w Lempaala (Finlandia), w 2011 roku zajął III miejsce na Międzynarodowym Konkursie Sztuki Wokalnej im. Ady Sari w Nowym Sączu, a w 2012 zdobył Grand Prix i I nagrodę Międzynarodowego Konkursu Wokalistyki Operowej im. Adama Didura w Bytomiu. Obecnie jest wokalistą Opery Krakowskiej oraz Opery  Śląskiej w Bytomiu, współpracuje także z innymi scenami operowymi w Polsce. O tym, jak układa się jego kariera nad Wisłą, śpiewak rozmawiał ze Sławomirem Sawczukiem z Polskiego Radia Białystok.    

Sławomir SAWCZUK: Naszą rozmowę należałoby rozpocząć od tradycyjnego pytania – jak trafił Pan do Polski?

Stanisław KUFLUK: Urodziłem się w najpiękniejszym mieście na świecie – w Iwano – Frankowsku, ale zdecydowałem, że muszę udać się gdzieś dalej. Pojechałem do Polski, bo znam język, bliska mi jest mentalność ludzi. Na czwartym roku studiów w Instytucie Sztuk w Iwano – Frankowsku  dostałem się do teatru operowego. Było to tym bardziej niespodziewane, że musiałem jechać pracować za granicę. Pierwszym miejscem mojej pracy był Wrocław, gdzie trafiłem na przesłuchania. Od razu dostałem propozycję, ale po dwóch sezonach przeniosłem się do Opery Śląskiej w Bytomiu. Obecnie pracuję w Bytomiu i Krakowie. 

Ma pan polskie korzenie?

Od strony mamy, od babci, w rodzinie są Polacy, dlatego lżej mi było wejść w polski repertuar – śpiewam partie w „Halce”, „Strasznym dworze”, a więc po polsku, a to nie jest najłatwiejszy język. Ja nie mam z tym problemów, ponieważ słyszę go od małego i rozmawiałem po polsku. A wiem, że nawet osoby, które przyjeżdżają z Zachodniej Ukrainy, jeśli nie miały częstych kontaktów z Polakami, mają trudności z dobrym opanowaniem języka. Cieszę się, że miałem w życiu takie szczęście, że mogłem używać tego języka  jako drugiego ojczystego. 

W Polsce współpracuje Pan z różnymi operowymi teatrami. Czy często spotyka tam Pan ludzi z Ukrainy – solistów, chórzystów i muzyków?

Bardzo często. W każdym teatrze na scenie spotykam Ukraińców. Przykład z jednego miesiąca pracy – w jednym tygodniu śpiewam z Pawłem Tołstojem partię Stefana, następnie jest polska opera narodowa „Halka”, w której ja śpiewam partię Janusza, Wołodymyr Pankiw z Drohobycza partię Stolnika, a Wasyl Grocholski z Kijowa gra Jontka. I tak jedynie Halka pozostaje Polką (śmiech).

Praca artysty to szczególna działalność, w którą wpisana jest częsta zmiana miejsca zamieszkania. Z drugiej strony, jak porównałby Pan warunki pracy śpiewaka operowego młodego pokolenia w Polsce i Ukrainie?

W Polsce działa dziesięć teatrów operowych, w Ukrainie – pięć. W Polsce rocznie kończy wokalistykę czterdzieści osób, podczas gdy w Ukrainie – dwieście. A więc mamy tu szaloną konkurencję. Przy naszym ukraińskim teatralnym zapotrzebowaniu, po prostu –  za dużo ludzi. Czy to co robię, to migracja zarobkowa – „zarobitczanstwo”? Uważam, że nie. Po prostu, każdy człowiek mieszka i pracuje tam, gdzie chce – bez różnicy. Byłem w Szwecji, Anglii i widziałem tam wielu pracujących Polaków, więcej niż Ukraińców. Każdy wybiera sobie drogę, którą chce podążać oraz poziom, na którym chce żyć. Miejscem do tego może być także Ukraina. Będąc studentem, naprawdę, zarabiałem nieźle. Śpiewałem w chórze, występowałem jako solista w filharmonii, a nawet grałem w restauracji. Mieliśmy jakieś wyjazdy, koncerty, a więc nie odczuwałem, że w Ukrainie nie można zarobić i trzeba do pracy jechać za granicę. Ale zawsze chciałem pracować w międzynarodowym zespole. Operowy świat w Ukrainie jest bardzo konserwatywny. To, co widzimy, nawet w Polsce, o jakieś 30-40 lat wyprzedza Ukrainę. Tu są odważne projekty, idee, odważni reżyserzy, dyrygenci i śpiewacy.

Rozmawiamy w nowym budynku Podlaskiej Opery i Filharmonii w Białymstoku, który zbudowano przy pomocy finansowej Unii Europejskiej. Jak Pan myśli, czy gdyby w Ukrainie pojawiły się takie pieniądze – powstawałby takie obiekty? 

Mam nadzieję, że kiedyś w Ukrainie ludzie będą chcieli budować opery, tworzyć sztukę. Mamy chyba najwięcej utalentowanych ludzi na świecie, a dziwne, że tak ciężko u nas z kulturą. Nie jest ona popularyzowana, reklamowana, nie sprzedaję się. Ten problem powinien być rozwiązywany na poziomie władz państwowych. Kultura to marka tworząca wizerunek państwa. Polska dobrze tworzy taką markę, nie mówiąc już o Niemczech, w których działa ponad sto teatrów operowych. W Polsce, w ciągu dwudziestu lat, zrealizowano wiele nowych projektów, takich jak centrum Pendereckiego w Lusławicach, opera w Białymstoku, Krakowie lub w Bydgoszczy. Widać, że ludzie są zainteresowani w rozwoju kultury. Kultura musi być – bez niej ginie człowieczeństwo. Wierzę i mam nadzieję, że Ukraina pójdzie tą drogą, a wówczas z ochotą pojedziemy jej w tym pomagać. Ale należy stworzyć do tego warunki i doceniać zagraniczne osiągnięcia artystów. W Polsce występy na Zachodzie traktuje się jako sukces. U nas, na nikim nie robi to wrażenia. Dlatego uważam, że trzeba zmieniać coś w kraju na lepsze. 

W Polsce mieszka Pan z rodziną. A czy szuka Pan kontaktu z ludźmi z Ukrainy, czy też „wtopił” się Pan całkowicie w miejscowe środowisko? 

Oczywiście, że nie. Mam tu wielu znajomych, najbliższych znajomych – Ukraińców. Często się spotykamy i śpiewamy – to co w Polsce wydaje się być takim niezwyczajnym. A ja, mieszkając w Krakowie, w budynku, gdzie żyją przeważnie starsze osoby i śpiewając wspólnie ze znajomymi, czy to kolędy, czy ludowe piosenki, nikomu tym nie przeszkadzamy – ludzie otwierają okna i słuchają. Nasza wielka siła to nasz folklor, nasze pieśni i głosy, które słychać w całym świecie, w najlepszych teatrach – najlepsi dyrygenci, muzycy i śpiewacy. Ukraina to niewyczerpalny potencjał kultury, ale tę kulturę należy wspierać.  

  Sławomir SAWCZUK