Materiał ten jest dostępny również w języku ukraińskim
Taras Kuzmycz – śpiewak – solista (baryton) Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. Urodził się w Iwankowie na Ukrainie. Ukończył Lwowską Narodową Akademię Muzyczną im. Łysenki oraz Akademię Muzyczną im. S. Moniuszki w Gdańsku. Występuje na scenach w Polsce i Ukrainie. Mieszka w Białymstoku z żoną Jaryną, która śpiewa w chórze filharmonii oraz 2,5 rocznym synem Aleksandrem.
Ludmiła Łabowicz: Od pięciu lat wraz żoną pracujecie w Białymstoku. Jak tu trafiliście?
Taras Kuzmycz: Do Białegostoku trafiliśmy, gdy odkrywała się Opera i Filharmonia Podlaska. Po dwuetapowych przesłuchaniach zostałem zaproszony do produkcji „Strasznego dworu”. Tak się zdarzyło, że po pierwszej próbie na scenie nowej opery były dyrektor Roberto Skolmowski zawołał mnie do siebie i spytał – „Chcesz tu pracować?”. Odpowiedziałem – „Zależy od tego, co proponujecie”. Zaproponował etat. Fajne miejsce, nowy teatr, ładne perspektywy. Zawsze lepiej zaczynać w młodym zespole, który dopiero się tworzy, gdzie nie ma żadnych powiązań, znajomości. Dlatego trudno było nie przyjąć takiej propozycji.
Wcześniej pracowaliście w Gdańsku?
Tam ukończyłem akademię i współpracowałem z operą.
Jak trafiliście do Polski na naukę?
To ciekawa historia. We Lwowie ukończyłem akademię muzyczną w klasie „ludowe instrumenty – bandura”. Na drugim roku kolega zaproponował grę w jego zespole, w skład którego wchodziła bandura, sopiłka i akordeon. Właśnie z tym trio trafiłem do Gdańska. Graliśmy na ulicy, w kościołach, domach kultury – wszędzie. Pewnego razu, podczas koncertu w kościele rozmawiałem z pewnym zakonnikiem, który powiedział – „Słuchaj, ładnie śpiewasz, nie chciałbyś spróbować zdawać na wydział wokalistyki? W mojej parafii jest profesor, porozmawiaj z nim”. W ten sposób zapoznał mnie z kierownikiem Katedry Wokalistyki Akademii Muzycznej w Gdańsku Piotrem Kusiewiczem. Poszedłem na przesłuchania, spodobałem się i umówiłem, że przyjadę na egzaminy wstępne. Pojawiło się wiele trudności dlatego, że o ile nie mam polskich korzeni, musiałem sporo płacić za naukę. Ale znaleźli się sponsorzy, którzy pomogli w opłacie studiów.
Okres pobytu w akademii był dosyć ekstremalny – przyjęto mnie od razu na IV rok studiów magisterskich, i kurs nauczania trwający 12 semestrów trzeba było przejść w dwa lata. Bywało niełatwo, na przykład, do tej pory z przerażeniem wspominam czwartki, gdy miałem aż 6 godzin baletu – po kolei: z pierwszym, drugim i trzecim rokiem.
Po ukończeniu nauki zacząłem pracować w gdańskiej operze. Przez cały czas musiałem się dokształcać, bo przez dwa lata nikt się nie nauczy śpiewać. Po pewnym czasie przeprowadziła się do mnie z Ukrainy żona, która właśnie ukończyła Lwowskie Konserwatorium.
Czy jest różnica w nauczaniu w Polsce a Ukrainie?
Gdy przyjechałem do Polski, wówczas wydawało mi się, że jest. Na Ukrainie istnieje przekonanie, że jeśli wyjeżdżasz uczyć się za granicę, to jak mówią „złapałeś Pana Boga za nogi”. A w rezultacie nie zawsze wychodzi tak, jak się wydaje. Nie wiem, jak jest w innych dziedzinach, ale w naszym przypadku – muzyków, wszystko zależy od tego, na jakiego wykładowcę się trafi. A dobrzy wykładowcy są zarówno tu, jak i w ojczyźnie. Moim zdaniem, na Ukrainie problem polega na tym, że środowisko akademickie z ogromnym oporem podchodzi do czegoś nowego, preferując siedzenie latami w swym ciepłym bagienku.
W kwestii nauki różnica polega przede wszystkim w organizacji procesu nauczania oraz oczywiście na tym, że w Polsce nie ma wszechobecnej na Ukrainie korupcji. Ale nie powiedziałbym, że na Ukrainie wszystko jest złe, a tu dobre, lub na odwrót. Wszędzie są dobrzy wykładowcy i dobrzy studenci. Zresztą, świadczy o tym dobitnie wielka liczba Ukraińców, którzy robią światową karierę.
Gdzie łatwiej zrobić karierę – w Polsce czy na Ukrainie?
Z pewnością, Polska jest jednak bardziej otwarta na świat. Śpiew, muzyka – to rzecz indywidualna. Osoba, która zajmuje się tym profesjonalnie, powinna przez cały czas się rozwijać. A dla rozwoju bardzo ważnym jest, aby nie czuć się ograniczonym granicami lub biurokratycznymi przepisami. Jeśli usłyszysz, że gdzieś jest dobry wykładowca, powiedzmy: we Włoszech czy Niemczech – zbierasz pieniądze, pakujesz walizki i jedziesz do niego. A na Ukrainie zaczynasz zastanawiać się, jak otrzymać zaproszenie, wizę, górę zezwoleń. Bywa tak, że póki wszystko załatwisz – ręce opadają z bezsilności.
Czy były problemy z aklimatyzacją w Polsce?
Nie było. Pewnie dlatego, że przechodziłem aklimatyzację podczas czterech lat, gdy jeździłem do Gdańska na koncerty. Dzięki temu mogłem jako tako nauczyć się języka, a jakiejś wielkiej różnicy mentalnej nie zauważyłem. Miałem również to szczęście, że poznałem dobrych ludzi, którzy pomogli rozeznać się w nieprostych kwestiach legalizacji pobytu w Polsce. W Gdańsku bardzo dobrze działa ukraińskie towarzystwo, a więc szybko się odnaleźliśmy. A w Białymstoku nie było już żadnych problemów.
Czy Białystok różni się od Gdańska?
Różnica jest widoczna. Tu jest całkiem inna mentalność. Początkowo trudno było się do tego przyzwyczaić, ponieważ w Białymstoku rytm życia jest o wiele bardziej powolny, bardziej wyluzowany w porównaniu z Gdańskiem. Mam takie wrażenie, że ludzie nigdzie się nie spieszą i na wszystko mają czas. Ale gdy tu pomieszkasz, zaczynasz rozumieć, że Białystok to jedno z najbardziej komfortowych miast do rodzinnego życia w Polsce.
Czy jesteście jedynymi Ukraińcami w filharmonii?
Obecnie w chórze pracują dwie osoby z Ukrainy, w orkiestrze jest waltornista z Winnicy. Oprócz tego, od czasu do czasu przyjeżdżają nasi soliści, pianistki. Jakoś tak się składa, że prawie w każdym teatrze w Polsce są pianiści z Ukrainy.
Czy trudno być Ukraińcem w Polsce, zachowywać swój język, tradycje?
Akurat w środowisko muzycznym nie ma żadnego problemu, ponieważ jest ono wielonarodowościowe, wielokulturowe. W tej kwestii poszczęściło nam się. Z pewnością, osobom, które pracują w innych branżach, bywa o wiele trudniej. Osobiście, nigdy nie stykaliśmy się z jakimiś negatywnymi reakcjami, nikt nie podkreśla faktu, że jesteśmy cudzoziemcami. Być Ukraińcem w Polsce jest łatwo, należy jedynie pamiętać o tym, że jeśli szanujesz innych, wówczas szanują też ciebie.
Czy zastanawiacie się nad powrotem na Ukrainę?
Na razie nie, chociaż w przyszłości pewnie taka kwestia wypłynie. Chciałoby się bardzo wierzyć, że przyjdzie czas, gdy przestaną istnieć granice i ograniczenia…
Rozmawiała Ludmiła Łabowicz