„Nikt nie podkreśla faktu, że jesteśmy cudzoziemcami”. Rozmowa ze śpiewakiem Tarasem Kuzmyczem – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

„Nikt nie podkreśla faktu, że jesteśmy cudzoziemcami”. Rozmowa ze śpiewakiem Tarasem Kuzmyczem

13 marca 2017
„Nikt nie podkreśla faktu, że jesteśmy cudzoziemcami”. Rozmowa ze śpiewakiem Tarasem Kuzmyczem

Materiał ten jest dostępny również w języku ukraińskim

Taras Kuzmycz – śpiewak – solista (baryton) Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. Urodził się w Iwankowie na Ukrainie. Ukończył Lwowską Narodową Akademię Muzyczną im. Łysenki oraz Akademię Muzyczną im. S. Moniuszki w Gdańsku. Występuje na scenach w Polsce i Ukrainie. Mieszka w Białymstoku z żoną Jaryną, która śpiewa w chórze filharmonii oraz 2,5 rocznym synem Aleksandrem.   

Ludmiła Łabowicz: Od pięciu lat wraz żoną pracujecie w Białymstoku. Jak tu trafiliście?

Taras Kuzmycz: Do Białegostoku trafiliśmy, gdy odkrywała się Opera i Filharmonia Podlaska. Po dwuetapowych przesłuchaniach zostałem zaproszony do produkcji „Strasznego dworu”. Tak się zdarzyło, że po pierwszej próbie na scenie nowej opery były dyrektor Roberto Skolmowski zawołał mnie do siebie i spytał – „Chcesz tu pracować?”. Odpowiedziałem – „Zależy od tego, co proponujecie”. Zaproponował etat. Fajne miejsce, nowy teatr, ładne perspektywy. Zawsze lepiej zaczynać w młodym zespole, który dopiero się tworzy, gdzie nie ma żadnych powiązań, znajomości. Dlatego trudno było nie przyjąć takiej propozycji.

Wcześniej pracowaliście w Gdańsku?

Tam ukończyłem akademię i współpracowałem z operą.

Jak trafiliście do Polski na naukę?

To ciekawa historia. We Lwowie ukończyłem akademię muzyczną w klasie „ludowe instrumenty – bandura”. Na drugim roku kolega zaproponował grę w jego zespole, w skład którego wchodziła bandura, sopiłka i akordeon. Właśnie z tym trio trafiłem do Gdańska. Graliśmy na ulicy, w kościołach, domach kultury – wszędzie. Pewnego razu, podczas koncertu w kościele rozmawiałem z pewnym zakonnikiem, który powiedział – „Słuchaj, ładnie śpiewasz, nie chciałbyś spróbować zdawać na wydział wokalistyki? W mojej parafii jest profesor, porozmawiaj z nim”. W ten sposób zapoznał mnie z kierownikiem Katedry Wokalistyki Akademii Muzycznej w Gdańsku Piotrem Kusiewiczem. Poszedłem na przesłuchania, spodobałem się i umówiłem, że przyjadę na egzaminy wstępne. Pojawiło się wiele trudności dlatego, że o ile nie mam polskich korzeni, musiałem sporo płacić za naukę. Ale znaleźli się sponsorzy, którzy pomogli w opłacie studiów.

Okres pobytu w akademii był dosyć ekstremalny – przyjęto mnie od razu na IV rok studiów magisterskich, i kurs nauczania trwający 12 semestrów trzeba było przejść w dwa lata. Bywało niełatwo, na przykład, do tej pory z przerażeniem wspominam czwartki, gdy miałem aż 6 godzin baletu – po kolei: z pierwszym, drugim i trzecim rokiem.

Po ukończeniu nauki zacząłem pracować w gdańskiej operze. Przez cały czas musiałem się dokształcać, bo przez dwa lata nikt się nie nauczy śpiewać. Po pewnym czasie przeprowadziła się do mnie z Ukrainy żona, która właśnie ukończyła Lwowskie Konserwatorium.

Czy jest różnica w nauczaniu w Polsce a Ukrainie?

Gdy przyjechałem do Polski, wówczas wydawało mi się, że jest. Na Ukrainie istnieje przekonanie, że jeśli wyjeżdżasz uczyć się za granicę, to jak mówią „złapałeś Pana Boga za nogi”. A w rezultacie nie zawsze wychodzi tak, jak się wydaje. Nie wiem, jak jest w innych dziedzinach, ale w  naszym przypadku – muzyków, wszystko zależy od tego, na jakiego wykładowcę się trafi. A dobrzy wykładowcy są zarówno tu, jak i w ojczyźnie. Moim zdaniem, na Ukrainie problem polega na tym, że środowisko akademickie z ogromnym oporem podchodzi do czegoś nowego, preferując siedzenie latami w swym ciepłym bagienku.

W kwestii nauki różnica polega przede wszystkim w organizacji procesu nauczania oraz oczywiście na tym, że w Polsce nie ma wszechobecnej na Ukrainie korupcji. Ale nie powiedziałbym, że na Ukrainie wszystko jest złe, a tu dobre, lub na odwrót. Wszędzie są dobrzy wykładowcy i dobrzy studenci. Zresztą, świadczy o tym dobitnie wielka liczba Ukraińców, którzy robią światową karierę.

Gdzie łatwiej zrobić karierę – w Polsce czy na Ukrainie?

Z pewnością, Polska jest jednak bardziej otwarta na świat. Śpiew, muzyka – to rzecz indywidualna. Osoba, która zajmuje się tym profesjonalnie, powinna przez cały czas się rozwijać. A dla rozwoju bardzo ważnym jest, aby nie czuć się ograniczonym granicami lub biurokratycznymi przepisami. Jeśli usłyszysz, że gdzieś jest dobry wykładowca, powiedzmy: we Włoszech czy Niemczech – zbierasz pieniądze, pakujesz walizki i jedziesz do niego. A na Ukrainie zaczynasz zastanawiać się, jak otrzymać zaproszenie, wizę, górę zezwoleń. Bywa tak, że póki wszystko załatwisz – ręce opadają z bezsilności.

Czy były problemy z aklimatyzacją w Polsce?

Nie było. Pewnie dlatego, że przechodziłem aklimatyzację podczas czterech lat, gdy jeździłem do Gdańska na koncerty. Dzięki temu mogłem jako tako nauczyć się języka, a jakiejś wielkiej różnicy mentalnej nie zauważyłem. Miałem również to szczęście, że poznałem dobrych ludzi, którzy pomogli rozeznać się w nieprostych kwestiach legalizacji pobytu w Polsce. W Gdańsku bardzo dobrze działa ukraińskie towarzystwo, a więc szybko się odnaleźliśmy. A w Białymstoku nie było już żadnych problemów.

Czy Białystok różni się od Gdańska?

Różnica jest widoczna. Tu jest całkiem inna mentalność. Początkowo trudno było się do tego przyzwyczaić, ponieważ w Białymstoku rytm życia jest o wiele bardziej powolny, bardziej wyluzowany w porównaniu z Gdańskiem. Mam takie wrażenie, że ludzie nigdzie się nie spieszą i na wszystko mają czas. Ale gdy tu pomieszkasz, zaczynasz rozumieć, że Białystok to jedno z najbardziej komfortowych miast do rodzinnego życia w Polsce.

Czy jesteście jedynymi Ukraińcami w filharmonii?

Obecnie w chórze pracują dwie osoby z Ukrainy, w orkiestrze jest waltornista z Winnicy. Oprócz tego, od czasu do czasu przyjeżdżają nasi soliści, pianistki. Jakoś tak się składa, że prawie w każdym teatrze w Polsce są pianiści z Ukrainy.

Czy trudno być Ukraińcem w Polsce, zachowywać swój język, tradycje?

Akurat w środowisko muzycznym nie ma żadnego problemu, ponieważ jest ono wielonarodowościowe, wielokulturowe. W tej kwestii poszczęściło nam się. Z pewnością, osobom, które pracują w innych branżach, bywa o wiele trudniej. Osobiście, nigdy nie stykaliśmy się z jakimiś negatywnymi reakcjami, nikt nie podkreśla faktu, że jesteśmy cudzoziemcami. Być Ukraińcem w Polsce jest łatwo, należy jedynie pamiętać o tym, że jeśli szanujesz innych, wówczas szanują też ciebie.

Czy zastanawiacie się nad powrotem na Ukrainę?

Na razie nie, chociaż w przyszłości pewnie taka kwestia wypłynie. Chciałoby się bardzo wierzyć, że przyjdzie czas, gdy przestaną istnieć granice i ograniczenia…

Rozmawiała Ludmiła Łabowicz