Kijowski kocioł – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Kijowski kocioł

25 maja 2016
Kijowski kocioł

14 kwietnia, po dwóch miesiącach politycznego kryzysu, Rada Najwyższa przyjęła dymisję Arsenija Jaceniuka i zatwierdziła na  jego miejsce Wołodymyra Hrojsmana. 

Za zatwierdzenie nowego premiera zagłosowało 257 deputowanych, jednak jedynie 206 z nich to członkowie nowej koalicji, złożonej z frakcji Bloku Petra Poroszenki i Frontu Ludowego. Resztę głosów dały dwie, kojarzone z grupami oligarchów, grupy parlamentarne Wola Narodu i Partia Odrodzenie oraz deputowani niezrzeszeni. Oponenci podkreślają – świadczy to o tym, że w rzeczywistości koalicji nie ma. Po wyborze nowy przewodniczący Rady Andrij Parubij nie był w stanie powiedzieć, ilu deputowanych wchodzi do koalicji.

Zdaniem przedstawicieli opozycji wieszczy to duże problemy w przyszłości, ponieważ rząd nie będzie mógł liczyć na stabilną większość w Radzie Najwyższej oraz wsparcie jego działań.

W nowym rządzie jest obecnie 24 ministrów, w tym pięciu wicepremierów. Nowością jest stanowisko wicepremiera dla ministra do spraw integracji europejskiej oraz powołanie Ministerstwa do Spraw Terytoriów Tymczasowo Okupowanych i Migracji Wewnętrznej.

Kryzys polityczno – rządowy

Dwa lata po Majdanie, utracie Półwyspu Krymskiego oraz początku konfliktu na Donbasie Ukraina pogrążyła się w politycznym kryzysie.

Na początku lutego podał się do dymisji, uważany na Zachodzie za reformatora, minister do spraw rozwoju ekonomicznego Ajvaras Abramovicius. Minister oskarżył Ihora Kononenkę o wykorzystywani pozycji do wyznaczania swych protegowanych na kierownicze stanowiska w ministerstwie oraz kontrolowanych przez nie przedsiębiorstwach. Kononenko to człowiek prezydenta. Od początku lat 90-tych wspólnie prowadzili biznes i po dziś dzień kontrolują Międzynarodowy Bank Inwestycyjny.

16 lutego Rada Najwyższa nie przyjęła sprawozdania Arsenija Jaceniuka o realizacji zadań rządu w 2015 roku. Wydawało się, że los rządu jest już policzony. Jednak głosowanie w sprawie odwołania rządu zakończyło się fiaskiem. Deputowani z Bloku Petra Poroszenki Mustafa Najem i Serhij Leszczenko nazwali to oligarchiczną kontrrewolucją, podkreślając, że to właśnie oligarchowie uratowali premiera, ponieważ zmobilizowali deputowanych, którzy pozostają pod ich kontrolą, a z kolei ci podczas głosowania wstrzymali się, bądź zagłosowali przeciwko dymisji.

Chmury nad Jaceniukiem zaczęły zbierać się już od dawna. Krytykowano go za zbyt powolne wprowadzanie reform, związki z oligarchami, a nawet korupcyjne powiązania osób z jego bliskiego otoczenia. I chociaż w lutym Arsenij Jaceniuk jako premier przetrwał, jednak kryzys koalicyjny spowodował, że kwestia jego dymisji wymagała rozwiązania. Pozostały dwie możliwości – albo formowanie nowego rządu, albo przedterminowe wybory parlamentarne.

Zrozumiałe, że dla większości przedstawicieli obecnej koalicji wariant przedterminowych wyborów był najmniej korzystny. Badanie opinii społecznej wykazują niskie poparcie Bloku Petra Poroszenki, a Front Ludowy w ogóle stoi na krawędzi progu wyborczego.

Prezydent Petro Poroszenko podkreślał, że rządowy reset zależy od parlamentu i koalicji, które powinny zdecydować, kto stanie na czele rządu i wejdzie do jego składu.

Początkowo eksperci przepowiadali, że na fotelu premiera, jako najbardziej wiarygodna kandydatka, zasiądzie minister finansów Natalia Jaresko. Jednak, prawdopodobnie, w Radzie nie wystarczyłoby głosów, a dodatkowo  kandydatura nie zadawalała wszystkich stron koalicyjnego procesu. Ostatecznie jej miejsce zajął przewodniczący parlamentu Wołodymyr Hrojsman.

Koalicja i wyjście Tymoszenko

Dla utworzenia nowego rządu potrzebna była jednak odnowiona koalicja, ponieważ poprzednia nie była w stanie działać. Do nowej koalicji nie zechciała wejść Partia Samopomoc. Z tego powodu najbardziej zainteresowane strony – Blok Petra Poroszenki i Front Ludowy prowadziły rozmowy z Radykalną Partią Oleha Liaszka oraz z Bat’kiwszczyną Julii Tymoszenko. 28 marca wydawało się, że utworzenie koalicji z Julią Tymoszenko jest już sprawą załatwioną. Prezydent Poroszenko bardzo chciał, aby koalicja została zawiązana jeszcze przed jego wyjazdem na szczyt w Waszyngtonie. Było bowiem wiadomo, że amerykańska strona będzie miała milion pytań dotyczących kryzysu politycznego i dalszych reform w Ukrainie. Ale Julia Tymoszenko postanowił pomieszać Poroszence szyki.

– Stawiamy warunek. Najpierw uchwalimy projekt ustaw, które zaproponowaliśmy i które już zostały wniesione do parlamentu, – niespodziewanie oświadczyła Julia Tymoszenko, dzień po tym, jak faktycznie ogłoszono o utworzeniu koalicji.

Które ustawy miała na myśli Julia Tymoszenko? Chodziło o pakiet siedemnastu dokumentów, wśród których było moratorium na sprzedaż ziemi do 2020 roku, projekty ustaw o wsparciu małego i średniego biznesu, zmniejszenie opłat za usługi komunalne. Na poparcie niektórych z podanych projektów przez koalicyjnych partnerów można było całkowicie liczyć, jednak część propozycji Tymoszenko była otwarcie populistyczna. A niektóre z nich, jak na przykład zmniejszenie opłat za energię elektryczną, w ogóle groziłyby zerwaniem współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym.

– Bardzo krytycznie odnoszę się do propozycji pani Tymoszenko. Warunki wejścia do koalicji mogą wpłynąć na zerwanie umowy z MFW – powiedział 1 kwietnia ambasador USA w Kijowie Jeffrey Payet. .

Julia Tymoszenko rozpoczęła samodzielną grę polityczną. Możliwe, że wpłynęły na to wysokie notowania – jej osobiste, jak i partii. Gdyby obecnie odbyły się wybory, Julia Tymoszenko miałby szansę wygrać w drugiej turze. Postawione przez nią warunki zmusiły Petra Poroszenkę i Arsenija Jaceniuka do zastosowania planu B, który polegał na włączeniu do frakcji premiera i prezydenta deputowanych niezrzeszonych. Szybko rozeszła się informacja, że w parlamencie, w składzie jedynie dwóch frakcji – Bloku Petra Poroszenki i Frontu Ludowego jest wystarczająca liczba deputowanych, którzy są skłonni do podpisania się pod nową umową koalicyjną (minimum 226). Jednocześnie, podkreślano, że obaj koalicyjni partnerzy chcą, aby koalicja liczyła przynajmniej 240 deputowanych. Nie wiadomo, czy udało się osiągnąć ten cel.

Hrojsman umie powiedzieć „nie”

Gdy 10 kwietnia Arsenij Jaceniuk ogłosił, że odchodzi z funkcji premiera, wydawało się, że już nic nie stoi na drodze do stworzenia rządu Hrojsmana. Jednak na przeszkodzie stała kandydatura samego premiera. Kandydat postawił swe warunki odnośnie konkretnych ministerialnych obsad, ponieważ chciał widzieć na stanowiskach swoich ludzi, zamiast osób, które narzucane mu były z góry. Sprawa zaostrzyła się i Hrojsman zagroził, że zrezygnuje ze stanowiska. Ostatecznie osiągnął to, co chciał, pokazując przy tym, że nie jest całkowicie zależny od prezydenta, jak mówili o nim analitycy. Zdaniem politologa Wołodymyra Fesenki Wołodymyr Hrojsman rozpoczyna własną grę polityczną, która nie zawsze będzie się podobać wpływowym osobom z frakcji Petra Poroszenki.

– Oczywiście, Hrojsman nie stanie się oponentem lub konkurentem prezydenta, już szybciej – chce być konstruktywnym partnerem – uważa Fesenko.

Podobnej myśli jest inny kijowski politolog Taras Berezowiec. Twierdzi, że nowy premier jest w stanie powiedzieć „nie” wielu wpływowym osobom. W przyszłości może to doprowadzić, choć nie musi, do konfliktu między premierem a prezydentem.

Jedno jest oczywiste – Wołodymyr Hrojsman w odróżnieniu od Arsenija Jaceniuka nie może liczyć na żadne taryfy ulgowe  ze strony ukraińskiego społeczeństwa. Ukraińcy są zmęczeni i pragną zmian.

Zdaniem Tarasa Berezowca, w odróżnieniu od „premiera – kamikadze”, jak sam siebie określał Jaceniuk, Hrojsman będzie „premierem – stabilizatorem”. Wielu ekspertów uważa, że nowy rząd jedynie odsuwa w czasie groźbę przedterminowych wyborów parlamentarnych, które mogą odbyć na wiosnę przyszłego roku.

Panamscy partnerzy

Afera Panama Papers nie zaszkodziła w tworzeniu koalicji. Ukraińscy dziennikarze z agencji slidstvo.info zrealizowali dokumentalny film zatytułowany „Podwójne życie prezydenta”, w którym zarzucają Petrowi Poroszence ukrywanie faktu rejestracji firm w tak zwanych rajach podatkowych, w celu uniknięcia płacenia podatków.

Przedstawiony materiał wywołał mieszane reakcje w środowisku dziennikarskim oraz wśród ekspertów. Autorom filmu zarzuca się, że dokonali świadomej manipulacji, nazbyt starając się powiązać działania Poroszenki z wydarzeniami z sierpnia 2014 roku – tak zwanego Kotła Iłowajskiego. Dziennikarze twierdzili, że w czasie, gdy ginęli wojskowi prezydent zajmował się konstruowaniem schematów, dzięki którym uniknie płacenia podatków.

Eksperci w dziedzinie mediów podkreślali, że część poświęcona Iłowajsku zajmuje w filmie zbyt dużo miejsca. Z powodu zarzutów Telewizja „Hromadske” zorganizowała specjalne posiedzenie. Rada telewizyjnego kanału przyznała, że chociaż „kwestia iłowajska” jest ważna dla zrozumienia kontekstu, jednak archiwalne kadry wydarzeń na Wschodzie były wykorzystane w nadmiernej ilości, co źle wpłynęło na jakość materiału.

Tymczasem Petro Poroszenko twierdzi, że rejestracja  firm w rajach podatkowych, nie miała na celu uchylania się od płacenia podatków, a miała pomóc w przeniesieniu jego aktywów pod zarząd tzw. „ślepego” trustu. Bank inwestycyjny Rothschild potwierdził, że odpowiednia umowa została podpisana 16 stycznia 2016 roku.

Wydaje się, że afera „Panama Papers” psuje wizerunek Petra Poroszenki przede wszystkim za granicą. Nie można także wykluczyć, że w przyszłości pojawią się kolejne materiały, które dotyczyć będą prezydenta oraz innych ukraińskich polityków.

Co dalej?

Jedno jest pewne – nowy rząd nie oznacza końca kryzysu. Ostatnie badania opinii społecznej świadczą o tym, że Ukraińcy są bardzo niezadowoleni z państwowych instytucji i nie ufają partiom, które wchodzą do koalicji. Czy uda się przyśpieszyć reformy w najbliższych miesiącach? Wołodymyr Hrojsman w dniu głosowania w sprawie jego rządu obiecał, że „pokaże wszystkim, co to znaczy kierować państwem”. Zobaczymy.

Piotr ANDRUSIECZKO