„Solidarność” i piłkarscy chuligani, czyli polsko – radziecki futbolowe bitwy – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

 „Solidarność” i piłkarscy chuligani, czyli polsko – radziecki futbolowe bitwy

19 maja 2016
 „Solidarność” i piłkarscy chuligani, czyli polsko – radziecki futbolowe bitwy

Druga część rywalizacji ukraińskich i polskich piłkarzy ma swą specyfikę. Po II Wojnie Światowej cała Ukraina weszła w skład Związku Radzieckiego. W reprezentacji Związku, która grała z Polską 16 razy, prawie zawsze występowali Ukraińcy. Oprócz tego, w wyniku losowań, w klubowej rywalizacji  drużyny z Kijowa i Dniepropietrowska trafiały na swych zachodnich sąsiadów.  

Pierwszy oficjalny klubowy mecz  odbył się w 1967 roku. W ramach Pucharu Europy Mistrzów Krajowych spotkały się najlepsze drużyny ZSRR i Polski – Dynamo Kijów i Górnik Zabrze. Faworytami meczu byli Kijowianie. Nie tylko pewnie, wśród mocnej konkurencji, zdobyli mistrzostwo Związku Radzieckiego, ale także zwyciężyli szkocki Celtic – najlepszą drużynę Europy poprzedniego sezonu.

Jednak w Kijowie niespodziewanie wygrali 2:1 goście. Jożef Sabo miał szansę na wyrównanie, ale nie wykorzystał karnego:

– Przegrywamy 1:2,  do finałowego gwizdka pozostało 5 minut – wspomina ten mecz piłkarski weteran. – Nikt za bardzo nie chciał strzelać tego karnego. Poszedłem ja, uderzyłem, jak zawsze – na prawo od bramkarza.

polska_zsrr_1957
Mecz Polska ZSRR w 1957 roku (kwalifikacje do Mistrzostw Świata 1958. Ze strony: nowahistoria.interia.pl

Stojący na bramce Hubert Kostka parował uderzenie. Jak przyznał potem we wspomnieniach – nie było to dzieło przypadku. W tych czasach piłkarze przygotowując się do meczów nie przeglądali wideo, a jedynie czytali o przeciwnikach w gazetach. Hubert Kostka, na wszelki wypadek postanowił dowiedzieć się  przed meczem – kto i jak wykonuje w Dynamo karne. Polscy studenci, którzy uczyli się w Kijowie, ochoczo poinformowali bramkarza, że Sabo zawsze strzela w prawy róg.

„Górnicy” zdecydowali, że rewanżowy mecz odbędzie się nie w ojczystym Zabrzu, ale na Stadionie Śląskim w Chorzowie – wówczas głównej arenie w Polsce. Przepełniony stadion o mało nie stał się miejscem tragedii. Organizatorzy meczu nie dali rady uporać się z setką tysięcy kibiców. Po golu strzelonym przez Dynamo w kierunku ławki drużyny z Kijowa poleciały petardy i jakieś inne materiały wybuchowe. „Wybuch był niespodziewany. Któremuś z zawodników zerwało z głowy czapkę, Masłowowi (trenerowi Dynama – aut.) brudny śnieg zabryzgał plecy” – wspominał w swej książce dziennikarz Ihor Zasieda: „Policjanci nie reagowali, jedynie trochę odstąpili. Co chwila rozlegał się wybuch, z trybun gradem leciały puste butelki. Niektóre dolatywały na boisko – piłkarze odrzucali je na ścieżki biegowe. Zszokowani tym co się dzieje sędziowie, nie chcąc ryzykować, nie odgwizdywali dokonywanych przez Polaków naruszeń zasad gry”.

Jeszcze gorsze nastąpiło po końcowym gwizdku. Rezultat 1:1 dawał awans do następnej rundy Górnikowi, więc oszaleli z radości kibice zaczęli setkami wbiegać na murawę. Ihor Zasieda zaświadcza, że dochodziło tam do ataków na ukraińskich piłkarzy, sytuacja była naprawdę groźna.

Jożef Sabo dobrze pamięta ten mecz. Po niewykorzystanym w Kijowie karnym został na ławce rezerwowych, dlatego mógł dostrzec panujące zamieszanie:

– Rzeczywiście, ludzi na murawie było dużo, ale nikt mnie nie bił. Pamiętam, że się nawet nie przestraszyłem. Cóż, ludzie się cieszą ze zwycięstwa. Wówczas bardziej myślało się o wyniku, niż o fetujących obok Polakach – opowiada Jożef Sabo. – Obecnie, już z perspektywy, pojmujesz, że było tam dużo osób, których zachowanie było niewłaściwe, były pijane osoby i  nie wiadomo jeszcze kto. Dobrze, że obeszło się bez ofiar.

wikigornik.pl
wikigornik.pl

Rewanż na Górniku Kijowianie wzięli dopiero za 5 lat. Wówczas, także w ramach Pucharu Europy Mistrzów Krajowych, Polacy przegrali w Kijowie z piłkarzami Dynama 0:2. Tym razem na Stadionie Śląskim było w miarę spokojnie. Oleh Błochin, który trzy dni przed meczem skończył 20 lat, strzelił pierwszego w swej legendarnej karierze gola. Mistrzowie Polski musieli w rewanżu strzelić aż cztery bramki – dali radę jedynie dwie, i awansowało Dynamo.

Kolejne oficjalne spotkanie odbyło się już w latach 80-tych. Niezbyt ciekawe pojedynki Legii i Dnipra, dzięki jednej bramce, zakończyły się zwycięstwem warszawskiej drużyny.

O wiele więcej meczów było w historii rywalizacji reprezentacji Polski i ZSRR, z dużą liczbą Ukraińców w  składzie tej drugiej. Dziesięć razy zwycięstwo świętował Związek Radziecki, trzy mecze zakończyły się remisem, a jedynie w trzech triumfowali Polacy. Wydawałoby się, że przewaga „sierpa i młota” jest bezapelacyjna. Jednak w pojedynkach, które były rzeczywiście decydujące, górę brał „biały orzeł”.

– Mecze przeciwko reprezentacji Polski wydawały się nam zawsze ciężkie – przyznaje pięciokrotny mistrz ZSRR Anatolij Demjanenko. – My pragnęliśmy zwycięstwa jak prawdziwi zawodowcy. Ale dla nich to nie była po prostu piłka nożna, była to przede wszystkim polityka.

W 1956 roku brutalnie spacyfikowano protesty w Poznaniu, a uspokajać Węgry trzeba było przy pomocy radzieckich czołgów. Rok po tych wydarzeniach reprezentacje Polski i Związku Radzieckiego spotkały się w eliminacjach do mistrzostw świata. Komentator i autor książek o historii polskiego sportu Stefan Szczepłek pisał: „Gramy z okupantem, ale mamy swój honor, swój hymn, swoje barwy. Takie pierwsze spontaniczne akcje po wojnie pojawiały się właśnie na arenach sportowych”. Robiący wrażenie hymn Polski płynący ze stu tysięcy gardeł zrobił swą sprawę – goście z ZSRR sensacyjnie przegrali.

Na drodze do wszystkich największych zwycięstw reprezentacji ZSRR niezmiennie ucierała nosa polska kadra narodowa. Tak było, na przykład, w półfinale Olimpiady w Monachium w 1972 roku.  Zdecydowanie zwyciężyła Polska, która zdobyła złoty medal. A Związek – jedynie „brąz”.

Po kolejnych 10 latach (w 1982 roku) sąsiedzi spotkali się na Mistrzostwach Świata w Hiszpanii. Stawką w decydującym meczu  była przepustka do półfinału. Reprezentację ZSRR urządzało jedynie zwycięstwo, „biało-czerwonym” wystarczał remis. Podczas trwania mistrzostw Polska przeżywała trudny okres. Ruch Solidarności, kraj w stanie wojennym. Władze potrzebowały zwycięstw reprezentacji – lepiej, aby ludzie zamiast iść na demonstracje siedzieli przed telewizorami i oglądali mecze. Ale jednego rząd nie przewidział. Na trybuny hiszpańskich stadionów polscy kibice  szli z symboliką Solidarności, a na mecz z ZSRR przygotowali specjalną niespodziankę – 15-metrowy baner. W Polsce, co ciekawe, nie pokazano go. Podczas bezpośredniej transmisji na gorąco wklejano kadry z polskimi trybunami z poprzednich meczów. Ale w pełni nie udało się uniknąć politycznych haseł – małe proporce z napisem „Solidarność”, których Polacy mieli kilka tysięcy, wszystko jedno trafiały do kadrów z transmisji.

– Walczyliśmy, niczym bijąc głową w mur – nie może zapomnieć tego pojedynku Anatolij Demjanenko. – Zablokowali nam wszystkie ścieżki. Podczas całego meczu raz, albo dwa strzeliliśmy do polskiej bramki.

Mecz zakończył się bezbramkowym remisem, który umożliwił Polakom awans, a w końcowym rezultacie reprezentacja Polski została trzecią drużyną na świecie.

Ostatnie cztery mecze w historii polsko – radzieckiej rywalizacji miały towarzyski charakter. Po tym nastąpił rozpad ZSRR i po długiej przerwie Ukraińcy odnowili osobiste piłkarskie boje z sąsiadami.

(ciąg dalszy nastąpi)

Tetiana JAWORSKA