Marianna Kijanowska – dusza, która przemawia… – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Marianna Kijanowska – dusza, która przemawia…

29 października 2016
Marianna Kijanowska – dusza, która przemawia…

Marianna Kijanowska – znana ukraińska pisarka, która pisze wspaniałe wiersze, zaangażowaną społecznie prozę, tłumaczy na ukraiński z 11 języków. Obecnie Marianna kończy pobyt w Warszawie na stypendialnym programie „Gaude Polonia”. O teraźniejszej i przyszłej twórczości, o polsko – ukraińskich relacjach i innych interesujących rzeczach – w rozmowie z autorka utworów poetyckich i prozy.

„Nasz Wybór”: Pani Marianno, jaki literacki tekst miała Pani przed oczami przed naszym spotkaniem?

Marianna Kijanowska: „Jadwigę” Leśmiana. W ramach  tego stypendialnego  programu miałam robić także tłumaczenia utworów Leopolda Staffa, ale w pewnym momencie zrozumiałam, że chcąc dobrze przetłumaczyć Leśmiana, nie można zajmować się jeszcze czymś innym – ten poeta wymaga pełnego zanurzenia. Wcześniej udawało mi się przełączać z jednego tłumaczenia na drugie, ale nie z Leśmianem, którego nie na darmo nazywają poetą prawie nieprzetłumaczalnym. Zajmuje się nim już od 12 lat, ale jeśli wyjdzie się poza granice pola jego tekstów, odwracając uwagę na coś innego, bardzo trudno później do niego powrócić.

Proszę opowiedzieć o Pani wielkim translatorskim doświadczeniu. Jak udaje się Pani pracować w tej dziedzinie tak wydajnie i jakościowo?  

W rzeczywistości nie mam talentu do nauki języków. Moja znajomość języka obcego opiera się na odczuciach, a więc chodzi nie o zdolność do rozmawiania w danym języku, a o możność  jego głębszego odczuwania, nie tylko na poziomie semantycznym. Z języków obcych znam jedynie polski i rosyjski, ale posługuję się nimi niezbyt dobrze. I, co należy podkreślić, nigdy nie tłumaczę na rosyjski i polski, bo jestem wystarczająco samokrytyczna, aby realnie ocenić swe zdolności i wiedzę. Co za tym idzie – mogę przekładać w jedną stronę, a w drugą – nie. Odnośnie innych języków, tłumaczę z 11 języków, chociaż to bardzo specyficzna praca, ponieważ, szczerze mówiąc, nie znam tych języków, nie rozmawiam w nich i nie piszę, dlatego zawsze mam wspólników – tłumaczy, dla których są one ojczyste i wspólnie z tymi osobami robię tłumaczenia. Mimo wszystko, myślę jednak, że jako zawodowiec wypełniam unikalną niszę, bo w pewnym momencie pozwoliłam sobie skoncentrować się jedynie na poezji. Posiadam bardzo mocną translatorską intuicję, wypracowaną przez duże doświadczenie, ponieważ prawie 25 lat żyję jedynie tłumaczeniem poezji – nie w sensie zarabiania pieniędzy, a w takim sensie, że to moje podstawowe zajęcie, z powodu którego rezygnuję z wszystkiego innego. Gdy tak głęboko się w coś  zanurzasz, z czasem pojawia się jakby jeszcze jeden zmysł, trzecie oko, którym możesz odbierać wiersze, nawet jeśli są napisane w niezbyt dobrze znanym ci języku. Kilka lat zajęło, aby uświadomić sobie, że w moim konkretnym przypadku znajomość języka nie jest najważniejsza. Wszystkie kwestie związane z językiem wyjaśnia mi współtłumacz, i nigdy nie biorę się za tłumaczenie prozy. A tłumaczenie poezji to jest właśnie „srodnyj trud” (zaangażowana praca z serca – tlum.) jak to określał Skoworoda, który w pewnym sensie jest najbliższy mojej osobistej twórczości. Dodatkowo, chociaż nie pracuję sama, jednak zasadniczą pracę wykonuję osobiście ja. Można to porównać z działalnością laboratorium chemicznego – wspótłumacz przygotowuje mi materiał, a moja sprawa to ukształtowanie formy. Wchodzę w ciało wiersza, formuję rytm, intonację, brzmienie, które będą maksymalnie dokładnie oddawały oryginał. A dodatkowo znam i rozumiem kulturę autorów, za których tłumaczenie się biorę. To też jest ważna część składowa, bo czasami mam to szczęście, że odkrywam czytelnikom nie tylko nowych autorów, ale także kulturę innego języka.

Co może Pani powiedzieć o tłumaczeniach Pani wierszy, na przykład, na język polski?

Moje wiersze są specyficzne. Mówię to teraz jako tłumacz. Potencjalnemu tłumaczowi przetłumaczenie 30-40 moich tekstów zajęłoby kilka miesięcy. Przykładowo – mój tomik „373” to wiersze, gdzie bardzo często występuje słowo Bóg i które są absolutnie sylabotoniczne. Jak przetłumaczyć te wiersze na język polski, jeśli w Polsce nie ma obecnie tradycji wiersza rymowanego, a słowo „Bóg” w poezji jest uważane za oznakę złego tonu? Współczesny Polak przeczyta nawet doskonałe tłumaczenie moich rymowanych wierszy z odczuciem, że jest to poezja jakby z końca XIX wieku lub „rymowanka”, na przykład, dla Radia Maryja. Dlatego często na inne języki tłumaczone są te moje wiersze, które są prostsze do tłumaczenia i które sama uważam za nietypowe dla mojej twórczości. Z tego powodu nie funkcjonuję w Polsce jako poetka. Początkowo nie było to dla mnie przyjemne, ale potem zrozumiałam, że przyczyną jest kulturowa nieprzetłumaczalność moich wierszy. Jestem maksymalnie bliska polskiej kulturze jako tłumacz, ale jako poetka – jestem od niej bardzo daleka.

W 2014 roku ukazały się Pani dwa tomiki – „373” i „Do er”. Czy możemy w najbliższym czasie spodziewać się czegoś nowego?

Obecnie mam już gotowe do druku trzy zupełnie nowe zbiory poezji. Jeden o Lwowie, w którym każdy wiersz to konkretne miejsce w tym mieście (ulice, parki, skrzyżowania, mosty). Druga książka, wspólnie z Marianną Sawką – „Listy ze Lwowa. Listy z Litwy” będzie prezentowana na tegorocznym Forum Wydawców. Trzeciej boję się jeszcze publikować – to tomik wierszy o Majdanie, a nie chciałabym znaleźć się wśród tych, którzy żerowali na tym temacie. Te wiersze powstawały w szczególny sposób – krócej niż dwie doby, prawie bez snu i bez jedzenia, było to około miesiąc po rozstrzelaniu Niebiańskiej Sotni. Gdy potem rozmawiałam z wolontariuszami, którzy w lutym przez cały czas byli na Majdanie, mówili mi, że moje wiersze są jak kronika, że odnosi się wrażenie, jakbym osobiście porozmawiała z tymi zabitymi. W tekstach są różne detale związane z konkretnymi osobami. Nie mogę powiedzieć, że to były jakieś widzenia, ale wiersze napisane przez te dwie doby mają głęboki związek z wieloma z Niebiańskiej Sotni. Dogadałam się także z Lubą Jakymczuk, że wspólnie napiszemy tomik wierszy, który będzie miał tytuł „Spać z mężczyznami”. To będzie książka – żart, w żadnym wypadku nie rzecz biograficzna, a intelektualna i jednocześnie erotyczna gra z pewnymi dyskursami.

W ukraińskiej kulturalnej przestrzeni figuruje Pani bardziej jako poetka, chociaż zajmuje się także prozą. Czy pracuje Pani obecnie nad jakimiś tekstami prozatorskimi?

W odróżnieniu od wierszy, moja proza ma zawsze społeczne przesłanie. Obecnie kończę powieść, w której główna bohaterka to dziewczynka z zespołem Downa. Tekst bardzo ciężki, ponieważ dotyka skomplikowanych kwestii społecznych i moralnych. Drugi tekst, prawie już ukończony, to psychologiczno – detektywistyczna powieść o surogatce. W odróżnieniu od innych państw, w Ukrainie to zjawisko nie jest całkiem legalne. Oprócz tego, z punktu widzenia kobiety, która nosi w sobie dziecko to trudna sytuacja i dlatego zdecydowałam się podjąć ten problem.

Jak już mówiłam, przebywając obecnie w Polsce, tłumaczę Bolesława Leśmiana. Leśmian to wielki polski poeta żydowskiego pochodzenia. Koło połowy swego życia spędził, początkowo, w Kijowie, potem w Zamościu i Hrubieszowie, czyli przez długi czas mieszkał na terytoriach, gdzie spotykał się z Ukraińcami. Mało znanym jest fakt, że Leśmian tłumaczył wiersze Szewczenki. Potrafił wznieść się nad nieporozumieniami i krzywdami, dlatego może być wzorem pojednania kultury polskiej, żydowskiej, ukraińskiej i rosyjskiej. Gdy tłumaczę Leśmiana mam poczucie pracy ku przyszłości. Mam wrażenie, że dzięki tym tłumaczeniom robię coś, co z pewnością będzie ważne i  potrzebne.

Co jest Pani potrzebne do tego, aby pisać? Jak Pani odpoczywa?  

Piszę, gdy mam emocjonalną energię. A główne źródło emocjonalnej energii to  ten „srodnyj trud”, jak go określał Skoworoda. Odnośnie odpoczynku, to w różnych okresach życia mój odpoczynek nabiera różnych form. Czasami był to rower, kiedy indziej – sen. Obecnie są to chyba długie spacery. Odpoczywam także, kiedy siedzę i pracuję, ale na moich kolanach mruczy kot.

Jakie są idealne warunki do tworzenia?

W przypadku miejsca, w którym pracuję, jestem bardzo uzależniona od okna. Nie mogę normalnie funkcjonować jeśli nie mam okna, w którym jest  bardzo dużo nieba.

Rozmawiała Daryna POPIL