Blokada granicy we mgle dezinformacji – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Blokada granicy we mgle dezinformacji

Piotr Andrusieczko
5 marca 2024
Blokada granicy we mgle dezinformacji
Piotr Andrusieczko
Piotr Andrusieczko
Materiał ten jest dostępny również w języku ukraińskim
Цей текст також можна прочитати українською мовою

Mity, dezinformacja i brak komunikacji, a co za tym idzie niezrozumienie – to wszystko towarzyszy  polsko-ukraińskim sporowi  i blokowaniu granicy.

Nadzieja na szybkie rozwiązanie sporu powstałego w związku z blokadą granicy stopniowo maleje. Przynajmniej nic nie wskazuje na to, aby miało to nastąpić w najbliższym czasie. Międzyrządowe spotkanie w tej sprawie ma odbyć się 28 marca. Premier Donald Tusk nie zgodził się na propozycję prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, aby 21 lutego spotkać się na granicy. Zełenski zagrał va banque, ale premier polskiego rządu prawdopodobnie odczuł to jako formę nacisku ze strony Kijowa. Tusk słusznie zauważył, że poza symbolicznym gestem tak nieprzygotowane spotkanie nie przyniesie wymiernego rezultatu.

Tak oto, akcje protestu z blokowaniem granicy i skandalicznymi przypadkami wysypywania produktów rolnych  są kontynuowane, i nadal rozbrzmiewają antyukraińskie, a nawet jawnie prorosyjskie hasła i wypowiedzi.

Rząd Donalda Tuska odziedziczył blokadę granic po swoich poprzednikach. Protest przewoźników rozpoczął się na początku listopada, po wyborach parlamentarnych, właśnie wtedy, gdy stara ekipa blokowała formowanie nowego rządu. I chociaż PiS nie stał bezpośrednio za tym protestem, to sama atmosfera w polsko-ukraińskich relacjach po kwietniu 2023 roku odegrała swoją rolę. Trwające kilka miesięcy z rzędu spory obfitowały w emocjonalne wypowiedzi obu stron.

Jak tworzył się mit o „niewdzięcznej Ukrainie”

Dziś nie ma już wątpliwości, że strona ukraińska, a także sam Zełenski, byli zaskoczeni decyzją polskiego rządu o wprowadzeniu 15 kwietnia ubiegłego roku zakazu importu szeregu produktów rolnych z Ukrainy. Jeszcze 5 kwietnia prezydent Ukrainy był w Warszawie i sądząc po jego wypowiedziach po spotkaniu z ówczesnym premierem Mateuszem Morawieckim, wyjechał z Warszawy z przekonaniem, że w najbliższej przyszłości uda się osiągnąć porozumienie. Jak się jednak okazało, na przeszkodzie stanęły najpierw święta Wielkanocne, a następnie zmiana stanowiska Polski. Następnie w mediach i sieciach społecznościowych można było obserwować wiele emocji i nieprzemyślanych reakcji, które zaczęły dominować w naszych relacjach.

W którymś momencie Rosja najwyraźniej zainteresowała się sporem, który zaczął przypominać międzypaństwowy konflikt. Pod koniec lipca szef Biura Prezydenta RP ds. Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz powiedział w TVP, że Ukraina musi zacząć doceniać polskie wsparcie. Wyrażenie o niedocenianiu polskiej pomocy szybko zamieniło się w określenie „niewdzięczna Ukraina”. A w sierpniu taka ocena stosunków polsko-ukraińskich zaczęła dominować w polskich sieciach społecznościowych, zwłaszcza w X (dawniej Twitterze). Nie mam dowodów, ale jestem przekonany, że dyskusję na temat niewdzięczności Ukrainy podgrzała już rosyjska propaganda. Było to widać po trollach, którzy publikowali takie treści na portalach społecznościowych. Niestety, hasło o niewdzięcznej Ukrainie podchwyciła część polskich ekspertów, tak zwanych liderów opinii, a także poszczególni politycy. Po tym nastąpiła druga część przemyśleń: skoro Ukraińcy są niewdzięczni, to nie będziemy im dalej pomagać. W sieciach społecznościowych pojawiło się wiele takich głosów, zarówno prawdziwych, jak i pochodzących od trolli.

Wyglądało to dziwnie, biorąc pod uwagę fakt, że podczas wizyty w Warszawie 5 kwietnia Zełenski kilka razy składał wyrazy wdzięczności adresowane do Polski i polskiego społeczeństwa. Podobne słowa wdzięczności wobec Polski można usłyszeć niemal bez przerwy od początku rosyjskiej pełnoskalowej agresji. W Ukrainie wystarczyło wspomnieć, że jesteś z Polski i od razu można było usłyszeć podziękowania od nieznanych Ukraińców, czy to na wschodzie, czy na zachodzie kraju. A jednak polską przestrzeń informacyjną wypełniła teza, że ​​Ukraina i Ukraińcy nie cenią polskiej pomocy.

25 lutego tego roku sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksij Daniłow zauważył, że głównym celem rosyjskich dezinformacyjnych ataków jest Ukraina, natomiast drugim – Polska. To oczywiste, że reżim Putina nie przepuści żadnej okazji do wzniecenia sporu lub konfliktu między Ukrainą a jej sojusznikami.

Rosyjskich służb nawet nie trzeba było inspirować – wystarczyło, że podjęły i zaczęły szerzyć hasło o „niewdzięcznej Ukrainie”. Podobnie jak Rosja nie musiała wzniecać protestów na granicy, ale stały się one, jak nie patrzeć, częścią rosyjskiej wojny hybrydowej, ponieważ blokada granicy działa przede wszystkim na korzyść Rosji.

Zmiana władzy bez zmiany sytuacji na granicy

W Ukrainie duże nadzieje pokładano w nowym rządzie Donalda Tuska. Oczekiwano, że uda mu się szybko odblokować granicę, a następnie rozstrzygnąć spór.

Przed świętami Bożego Narodzenia do Kijowa przybył minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski i oświadczył, że akcję protestu przewoźników na granicy w najbliższym czasie będzie można zawiesić. Nie stało się to tak szybko, jak twierdził minister. Ale w styczniu blokadę zawieszono. I to „otworzyło drzwi” do styczniowej wizyty polskiego premiera w Kijowie. Donald Tusk powiedział w Kijowie wiele ważnych słów na temat wsparcia Ukrainy w obronie przed rosyjską agresją.

Premier zapowiedział kontynuację pomocy wojskowej, współpracę przemysłu zbrojeniowego oraz podpisanie porozumienia o bezpieczeństwie między Polską a Ukrainą. Rządzący wcześniej PiS nie przyłączył się do przyjętej w tej sprawie tak zwanej deklaracji państw G7, uchwalonej na ubiegłorocznym szczycie NATO w Wilnie, chociaż większość partnerów to zrobiła.

A jednak podczas tej wizyty było pewne napięcie i, jak zauważyli obserwatorzy, brak konkretów. A w lutym blokada granicy została odnowiona z jeszcze większą siłą, tym razem przez rolników. Blokada okazała się jeszcze bardziej bolesna dla ukraińskiego biznesu i budżetu walczącego kraju.

Incydenty związane z rozsypywaniem ukraińskiego zboża przewożonego tranzytem przez Polskę wywołały oczywiście burzliwy oddźwięk w ukraińskim społeczeństwie. Dla Ukraińców jest całkowicie niezrozumiałe, jak polscy rolnicy mogą to robić ze zbożem, które ukraińscy farmerzy zebrali w tak ciężkich i trudnych oraz  niebezpiecznych warunkach. W mediach i komentarzach w  sieciach społecznościowych wspominano o trwającej wojnie i warunkach pracy ukraińskich farmerów. Ukraińscy rolnicy pracowali czasami zaledwie kilkanaście kilometrów od linii frontu, czyli w strefie ostrzału artyleryjskiego, uprawiali zaminowane pola, a elewatory zbożowe były celem rosyjskich rakiet i dronów. Znaczenie chleba, czyli zboża, w pamięci historycznej Ukraińców wiąże się z tragicznymi wydarzeniami Wielkiego Głodu lat 30. XX wieku.

Obwód zaporoski. Ukraina. Kwiecień 2023. Miejscowy farmer uprawia pole, pomimo wbitych w ziemię resztek amunicji i niewybuchów, które utknęły w ziemi. Foto: Dmytro Smolienko Ukrinform / ddp images / Forum

Tylko nieliczni ukraińscy komentatorzy podkreślali, że taka retoryka nie dotyczy polskich rolników, natomiast blokada granicy jest szerszą częścią europejskich protestów. Główne postulaty dotyczą polityki Zielonego Ładu, unijnych dotacji i towarów spoza Unii Europejskiej, które „zalewają” europejski rynek. W przypadku polskich rolników naturalnym celem stała się Ukraina. Ale dla francuskich rolników są to na przykład owoce i warzywa z Maroka. W lutym zorganizowali blokadę na francusko-hiszpańskiej granicy. A ponieważ nie ma tam przejść, wycinają drzewa, blokują drogi i wysypują z ciężarówek na przykład marokańskie pomidory.

Tym nie mniej, wydawało się, że w Polsce, której władze i społeczeństwo tak zdecydowanie i szybko wsparły Ukrainę na samym początku rosyjskiej pełnowymiarowej inwazji powinno być większe zrozumienie kluczowej roli granicy w obronie Ukrainy przed Rosją. A jednak, jak pokazują badania socjologiczne, większość polskiego społeczeństwa poparła żądania protestujących rolników.

Czy Ukraina zalewa Polskę rolniczą produkcją?

Jednym z haseł protestujących jest powstrzymanie „zalewu” polskiego rynku ukraińskimi produktami, których symbolem stało się zboże. To zdanie często powtarza się w polskich sieciach społecznościowych. Ale czy tak jest naprawdę?

Od kwietnia 2023 roku Polska wprowadziła embargo na pszenicę, kukurydzę, rzepak i słonecznik. Od tego czasu te ukraińskie produkty przewożone są przez Polskę wyłącznie w tranzycie. Polscy rolnicy wysypują więc produkcję przeznaczoną dla innych odbiorców.

Ponadto, dzięki udanym wojennym operacjom na morzu, Ukrainie udało się rozwinąć morski korytarz. Oczywiście, nie wiadomo, czy Rosja nie znajdzie sposobu na ponowne zamknięcie szlaku morskiego, ale obecnie 90% produktów rolnych eksportuje się transportem morskim, a cena transportu, zdaniem ukraińskich ekspertów, jest prawie równa cenom sprzed wojny.

Nawet jeśli uwzględnimy eksport ukraińskiego zboża do całej UE, zdaniem zarówno ukraińskich, jak i polskich ekspertów, nie jest to przyczyną spadku cen na europejskim rynku. Rynek zbóż należy rozpatrywać globalnie, a ceny w Unii zależą od światowej koniunktury gospodarczej, która w ostatnich latach niestety nie była korzystna dla producentów. Z jednej strony następuje osłabienie popytu na zboża i wzrost eksportu głównych graczy, przede wszystkim Rosji.

Ostatnio dużo mówi się o rosyjskim eksporcie do Polski, ukraińskie media poruszają ten temat. W 2023 roku import rosyjskich produktów rolnych do Polski wyniósł 350 mln euro, co stanowi zaledwie około 1% całkowitego importu tej kategorii. W przypadku Unii Europejskiej rosyjskie produkty rolno-spożywcze stanowią 2% importu tej kategorii. Ale jeśli spojrzeć na globalną pozycję Rosji, to w 2023 roku wyeksportowała ona produkty rolno-spożywcze o wartości 43,5 miliarda euro, co stanowiło około 10% jej dochodów w budżecie.

Jednak, nawet jeśli rosyjski eksport do Polski i Unii pozostaje niewielki, jest to przede wszystkim kwestia etyczna.

„To nie do pomyślenia, aby w czasie wojny mówić, że Ukraina powinna zostać opodatkowana jakimś cłem, aby jednocześnie produkty rosyjskie i białoruskie docierały do ​​Europy bez żadnych ograniczeń. Ma to dramatyczny wpływ na ceny, zwłaszcza zbóż, w całej Europie” – powiedział Donald Tusk podczas konferencji prasowej w czwartek, 29 lutego.

Brak zrozumienia pogarsza relacje

Mamy więc sytuację, w której panuje wzajemne niezrozumienie. Polscy rolnicy kierują się ochroną swoich interesów, a ich żądania popiera wielu Polaków. Ale choć rozumiem interesy polskich rolników, to nie mogę zgodzić się na blokowanie granicy. Z ukraińskiego punktu widzenia jest to po prostu cios w plecy państwa i społeczeństwa walczącego z rosyjską agresją.

Warto też dodać, że tak uważa także część komentatorów w Polsce. Ich zdaniem taka forma protestu szkodzi także interesom polskiego państwa. Blokada granicy doprowadziła do pogorszenia postrzegania Polaków w Ukrainie. Jak wynika z badania przeprowadzonego w styczniu przez Instytut InfoSapiens na zlecenie Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego, w 2022 roku 83% Ukraińców miało pozytywny stosunek do Polaków, ale w 2024 roku odsetek ten wynosi 44%. Odsetek postaw neutralnych wzrósł z 15% do 45%, a odsetek postaw niekorzystnych wzrósł z 1% do 9%.

Blokadę wykorzystuje także rosyjska propaganda. Nie chodzi tu jednak tylko o problemy wizerunkowe. Blokada granic szkodzi wzajemnemu handlowi. Wartość polskiego eksportu znacznie przewyższa wartość importu z Ukrainy. Według różnych danych w Ukrainie działa od 660 do 3635 polskich firm  (Według danych ogłoszonych w sierpniu 2023 roku przez ówczesną wiceminister funduszy i polityki regionalnej oraz pełnomocnika rządu ds. współpracy polsko-ukraińskiej Jadwigę Emilewicz, w Ukrainie działa około 660 polskich firm. Natomiast, według ukraińskiej firmy  analitycznej YouControl, według stanu na luty 2024 roku, w Ukrainie działa 3635 polskich firm).

Spór między Polską a Ukrainą wpisuje się w szerszy kontekst przyszłych negocjacji Ukrainy z UE. Niedawno były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski odwiedził Kijów. Jego zdaniem sytuacja na granicy jest skandaliczna. I jeśli Polska chce być szczera i chce, aby Ukraina przystąpiła do Unii Europejskiej, to problem ukraińskiego rolnictwa będzie jednym z głównych. Za prezydentury Kwaśniewskiego Polska przystąpiła do NATO i UE. Były prezydent przypomniał, że kiedy Polska przystąpiła do Unii, strach przed polskim rolnictwem był ogromny. Jego zdaniem problem integracji ukraińskiego rolnictwa można rozwiązać, ale będzie to wymagało wysiłków Unii Europejskiej. Zaznacza jednak, że przez dwa lata powinny trwać dyskusje na szczeblu eksperckim na temat tego, jak dostosować ukraińskie rolnictwo po wejściu Ukrainy do UE, a jednocześnie zrekompensować straty polskim rolnikom i rolnikom z innych unijnych krajów.

„A kiedy na granicy są demonstracje, zatrzymywane są samochody i pociągi, wysypuje się zboże, jest już trochę późno” – zauważył Kwaśniewski.

W całej tej sytuacji widzimy, że niestety zabrakło przejrzystej komunikacji ze strony polskich władz, która wyjaśniałaby, jak w rzeczywistości wygląda obecny problem ukraińskiego importu/tranzytu do/przez Polską. I dopiero niedawno polscy eksperci zaczęli obalać mity na temat importu ukraińskiego zboża. Warto dodać, że podobnej komunikacji nie ma także w Ukrainie. To jest dokładnie ten moment, w którym powinniśmy spróbować coś zmienić.

Piotr Andrusieczko,

Kijów

Piotr Andrusieczko
Piotr Andrusieczko