Charków–Warszawa – wspólna teatralna sprawa – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Charków–Warszawa – wspólna teatralna sprawa

7 lipca 2015
Charków–Warszawa – wspólna teatralna sprawa

Teatr – Studio „Arabeski” założyli w 1993 roku studenci Wydziału Teatralnego Charkowskiego Instytutu Sztuk. To awangardowa, niezależna jednostka, która przez dłuższy czas nie miała nawet własnego lokalu. „Arabeski” zaprezentowały się jako coś nowego, skandalizującego, a nawet szokującego. Po spektaklach teatru widzowie z zachwytem mówią – „czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy!”. Jest to swoiste laboratorium i miejsce profesjonalnego rozwoju oraz eksperymentów, a także realizacji projektów artystycznych i społecznych.

„Arabeski” od 20 lat współpracują z teatralnymi kołami  w Polsce. Z kierownikiem i reżyserem Teatru – Studio „Arabeski” Switłaną Oleszko i aktorem teatru, ukraińskim muzykiem Mychajłem „Miśkom” Barbarą rozmawiałem w Warszawie, gdzie przebywają na stypendium „Gaude Polonia”. Jak mówią, mają tu okazję na własne oczy zobaczyć, jak funkcjonuje współczesny teatr w Polsce.

– Jednym z celów naszego pobytu w Polsce jest próba wypracowania długofalowej polsko – ukraińskiej teatralnej współpracy. Poszukujemy projektów, które interesowałyby Polaków i które moglibyśmy realizować tutaj wspólnie z polskim środowiskiem teatralnym – mówią Switłana i Mychajło.

barbara3-702x336

„Nasz Wybór: W jaki sposób rozpoczęła się współpraca „Arabesek” z polskimi teatrami? Opowiedzcie jakie wspólne projekty realizujecie z polskimi środowiskami teatralnymi?

M.B.: Współpraca teatru „Arabeski” z Polakami zaczęła się od zaproszenia polskiego kompozytora Mikołaja Trzaski na Ukrainę w celu napisania muzyki do spektaklu „Krytyczne Dni”. Następnie był polsko – ukraińsko – białoruski spektakl z poznańskim teatrem „Biuro Podróży” pod tytułem „CZORNOBYLtm”; na Ukrainie polscy reżyserzy realizowali sztukę Stanisława Ignacego Witkiewicza „Blacha Mucha”, a następnie ukazała się książka (sześć sztuk Witkacego) „Wist czy brydż – this is the qestion”, którą przetłumaczyłem na język ukraiński. Nasz ostatni polsko – ukraiński projekt, dotyczący II Wojny Światowej i skomplikowanych polsko – ukraińskich relacji, to spektakl „Dekalog – lokalna wojna światowa”. Premiera polsko – ukraińskiego projektu, realizowanego przez teatr „Arabeski” i lubelski teatr „InVitro” odbyła się w roku 2012 podczas festiwalu „Konfrontacje Teatralne”. Składa się on z dwóch część: ukraińskiej – „Dekalog – lokalna wojna światowa”, której reżyserem jest Switłana Oleszko oraz polskiej – „Aporia 43/47” w reżyserii Łukasza Witt – Michałowskiego.  

S.O.: 15 i 16 października „Arabeski” będą wystawiać w Warszawie „Dekalog”. Dyrektor Teatru Polskiego Andrzej Seweryn zaprosił nas, abyśmy zaprezentowali spektakl Polakom. Jest to jedna z trzech części dokumentalnego tryptyku, który tworzyliśmy prawie przez 9 lat. Pierwszym spektaklem był „CZORNOBYLtm”, a drugim „Dekalog”, natomiast trzeci będzie dotyczyć Wielkiego Głodu i nosić nazwę „Listy z Charkowa”. Myślę, że aby zrozumieć to, co się teraz dzieje na Ukrainie należy wiedzieć o przynajmniej trzech ukraińskich katastrofach ubiegłego stulecia. W Charkowie spektakl „Dekalog” pokazywaliśmy wojskowym, uchodźcom, wolontariuszom. Obecnie odbierany jest on całkiem inaczej – znacznie bardziej dosadnie, jest to odbicie wojny w kontekście tej współczesnej, która trwa na Wschodzie. Wszystko to zmienia akcenty, włącznie z kwestią ukraińskiego nacjonalizmu.

Jak wyglądają Wasze kontakty z polskim widzem. Jak w ogóle postrzegany jest teatr w Polsce i Ukrainie? 

S.O.: W kwestii relacji z polskimi widzami i polskimi teatrami mamy długą i bogatą historię. Już od ponad dwudziestu lat jeździmy do różnych miejsc w Polsce, bywamy na festiwalach. Mam nadzieję, że to miłość obopólna. Polski widz ma „większy bagaż”, ponieważ częściej chodzi do teatru. Samego teatru jest w Polsce więcej niż na Ukrainie. Zgodnie z zasadą – lepiej grać dla dobrze przygotowanego widza. Chociaż, często słyszymy komentarz, zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie – „czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy”. Z jednej strony – to przyjemne, z drugiej – jest napięcie, bo gdy mówisz językiem teatru, który jest dla widza nowy, wówczas tworzy to dodatkowe emocje dla aktorów. Nie jesteśmy teatrem tradycyjnym, do którego widz przychodzi z pewnymi oczekiwaniami i który otrzymuje to, czego chciał i zadowolony wraca do domu. My mamy zawsze pewną specyfikę.

Jaka jest obecnie sytuacja teatru w Ukrainie? Czy śledzicie to, co się dzieje w teatralnym środowisku w Polsce? Czy obserwujecie także procesy zachodzące w tej sferze na Ukrainie?

M.B.: Na Ukrainie obserwujemy obecnie pewien „boom” na tak zwaną dramaturgię – wszyscy kto pisze i nie pisze (śmieją się oboje – aut.), zaczęli tworzyć wśród innych gatunków także sztuki.

S.O.: Pojawiają się nowe ośrodki. Tworzą je w większości młode osoby, które nie miały styczności z teatrem rodem ze Związku Radzieckiego. To piękne, ponieważ w takich warunkach rodzi się ukraiński teatr, który w rzeczywistości został rozstrzelany w 1937 roku… Po śmierci Łesia Kurbasa był to przecież nie ukraiński, a radziecki teatr, który nadal siedzi w naszych budżetach, głowach, w naszych teatrach. Przychodzi nowe pokolenie, które, mam nadzieję, będzie orientować się na teatr zachodnioeuropejski, w tym na polski, a nie na moskiewski.

arabesky2-702x336

W jaki sposób rozwijać kulturę teatralną wśród Ukraińców na Ukrainie? Czego w tej kwestii brakuje?   

S.O.: Należy przejrzeć historię ukraińskiego teatru – jakie są jego początki i jak się rozwijał. Niestety, obecnie nikt tego nie robi. Mamy także nadzieję, że pojawią się młodzi badacze, którzy przybliżą nam daty z historii ukraińskiego teatru. Od polskiego odróżnia się tym, że zawsze był demokratyczny – nie mieliśmy królów i królewskich teatrów u nas nie budowano. Potrzebna jest rewizja ukraińskiego teatru. Ukraińskie teatralne środowisko powinno przyjrzeć się historii teatru w Ukrainie – określić skąd się wziął, w jakim kierunku mamy iść dalej. I jakby nie było to paradoksalne – może nam w tym pomóc obecna wojna.

W jaki sposób?

S.O.: Widzimy w Charkowie, jak jego mieszkańcy reagują na ostatnie wydarzenia – rewolucję i wojnę. Wreszcie Charków zaczyna być miastem ukraińskim i mówi, że oblicze Charkowa to, powiedzmy – Żadan i „Arabeski”, a nie Kernes i Dobkin.

Czy oprócz „Arabesek” są w Charkowie jakieś  inne eksperymentalne teatry i projekty?

S.O.: Charków to teatralna stolica Ukrainy. Tak się w historii złożyło, że akurat dzięki teatrom alternatywnym. Zawsze działały nie jak teatry repertuarowe, ale jak interesujące i osobne centra ze swą historią. W ostatnich latach pojawiło się prawie 30 podobnych teatralnych inicjatyw. Stoją za nimi przeważnie młodzi ludzie, którzy tworzą szczególne środowiska, żyją teatrem. Pojawiają się w nich nowe sztuki i aktorzy lubią w nich grać, mają swą publiczność. Większość z nich występuje na scenie Charkowskiego Domu Aktora, w którym trudno dostać bilety nawet próbując kupić je we wcześniejszym terminie.

Nad jakimi projektami i spektaklami, oprócz przedstawienie „Dekalog”, pracujecie obecnie? Wizyty w teatrach w Polsce, kontakty z ludźmi teatru przynoszą, z pewnością, nowe pomysły i inspiracje.

S.O.: Celem mego pobytu w Polsce jest wypracowanie długoterminowych projektów teatralnych między Polską a Ukrainą. Chciałabym, aby polski wpływ był silniejszy, szczególnie na wschodzie Ukrainy – w Odessie, Dniepropietrowsku, Charkowie. Planujemy wiele projektów. Jeden z nich już się rozpoczął. Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych realizuje projekt na pograniczu teatru, kina i telewizji. Nazywa się TEATROTEKA. To spektakl realizowany w studiu filmowym dla współczesnych polskich dramaturgów i reżyserów debiutantów, w którym doświadczeni reżyserzy filmowi proponują im oryginalne rozwiązania. Obecnie prowadzimy z nimi rozmowy, aby pokazać to także na Ukrainie – „Pierwszy Narodowy” Kanał Telewizyjny już wyraził zgodę na pokaz projektu na swej antenie. Byłoby bardzo dobrze, gdyby na Ukrainie zobaczyli nową jakość współczesnego polskiego teatru. Prowadzimy także rozmowy z teatrem TR w Warszawie, w którym zrealizowano projekt Teren TR. Podczas konkursu wybrano 5 młodych polskich projektów, które nie koniecznie są teatralne, dołączając do nich osoby, które tworzą komiksy lub robią dokumentalne filmy. Premierowe pokazy odbędą się w czerwcu. Chcemy zaprosić ich do Charkowa. Mamy nadzieję, że „Arabeski” także będą częstymi gośćmi w Polsce.

barbara2-e1434645135308-702x336

Mychajle, a Ty zajmujesz się obecnie muzyką czy całkowicie zanurzyłeś się w teatr?

M.B.: Obecnie przeżywam pewien zwrot na granicy teatru z muzyką. Trafiłem na polski tekst pod tytułem „Monolog o rzeczach najważniejszych” autorstwa dramaturg Marzeny Sadochy. Chcielibyśmy z tym zrobić taką mieszankę monodramu oraz muzycznej interpretacji na współczesne tematy  – sztuki i społeczeństwa. Ten projekt będzie realizowany wspólnie z muzykiem Jurkom Jefremowym z zespołu „Ojra”, który zrobi do niego muzykę. Spróbujemy ukrainizować tekst, a sama autorka zapowiedziała, że chciałby dopisać coś do utworu, aby więcej było w nim o Ukrainie. Możliwe, że projekt pojawi się w dwóch wersjach – polskiej i ukraińskiej. Dodatkowo, kontynuuję tłumaczenie utworów Witkacego, szczególnie książki „Narkotyki”.

Czy bylibyście zgodni z opinią, że Polacy zaczęli interesować się wschodem Ukrainy?

M.B.: Gdy dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie Andrzej Seweryn po raz pierwszy przyjechał do Charkowa incognito, tak dla siebie, zapoznał się z nami, wysłowił chęć wystawienie u nas swego monodramu „Szekspir Forever”, który zagrał w „Arabeskach”. Spotkało się to z dużym zainteresowaniem publiczności. Ponieważ występujemy w starej farmaceutycznej fabryce musieliśmy zamknąć bramę, ponieważ było tak dużo ludzi, a nadchodzili coraz to nowi. Andrzej Seweryn był niezwykle wzruszony takim zainteresowaniem. Po tym, pan Andrzej został naszym „agentem”, który obecnie zaprasza nas do Teatru Polskiego. Obecnie mamy takie czasy, że szczególnie ważnym jest, aby coraz więcej ludzi sztuki i kultury z Polski przyjeżdżało na wschód, w tym także do Charkowa.

S.O.: Smutno trochę, a trochę śmiesznie, że Polacy rzeczywiście niewiele wiedzą o Ukrainie, a szczególnie o Charkowie. Gdy mówimy Polakom o Charkowie, aby bardziej ich jeszcze zainteresować miastem, niby to żartem informujemy „Charków to 2 miliony ludności, 38 uniwersytetów i 3 linie metra”. Przynajmniej w Warszawie robi to jakieś wrażenie (śmiech – aut.)

Jak odnosicie się do tego, że z Ukrainy do Polski wyjeżdża tak wiele osób, szczególnie młodzieży – twórczej, aktywnej, która obecnie może być bardziej potrzebna w domy?

S.O.: Myślę, że to normalne procesy. Polska też to przechodziła. Niedawno chodziliśmy na premierę Sławomira Mrożka „Emigranci”. Po spektaklu pomyśleliśmy, że w dzisiejszych czasach nie chodzi o imigrację, nazywamy tych ludzi już nie emigrantami lecz „ekspatami”. Żyjemy w tak dynamicznym i zglobalizowanym świecie, w którym jeśli nie chcesz stracić z kimś kontaktu – nie stracisz go. Ale, tak czy inaczej, to zdobycie doświadczenia, które w jakiś sposób przywiozą ze sobą z powrotem i będą tworzyć kulturalną dyplomację tutaj. Więcej w tym znacznie dobrego niż złego. Ci młodzi ludzie i tak powrócą i przywiozą doświadczenie, fach, znajomość języków oraz innych realiów. Polacy mają teatralnych pedagogów – ludzi, którzy pracują z młodzieżą.  

W Ukrainie straciliśmy kilka pokoleń widzów, którzy nie mają w zwyczaju chodzić do teatru. Z moich obserwacji prowadzonych w teatrach wynika, że jedna trzecia widzów, nie potrafi się zachować. Rozmawiają przez telefon, wychodzą do toalety podczas spektaklu. Niedawno byliśmy na przedstawieniu, w którym grały dzieci uchodźców – Gruzini, Czeczeni, Kirgizi i dziewczyna z Ukrainy. Wszyscy mówili, że jeszcze nie tracą związku ze swą ojczyzną. W taki lub inny sposób śledzą i wiedzą o sytuacji, która panuje w ich krajach. Wszyscy jednogłośnie orzekli, że chcieliby powrócić, po zdobyciu wykształcenia, ale do swego kraju, w którym żyłoby się tak jak w Polsce.

Rozmawiał Taras ANDRUCHOWYCZ