„Dorośli w pokoju” – prezydentura Trumpa i polsko-ukraińskie partnerstwo  – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

„Dorośli w pokoju” – prezydentura Trumpa i polsko-ukraińskie partnerstwo 

Olena Babakova
26 marca 2025
„Dorośli w pokoju” – prezydentura Trumpa i polsko-ukraińskie partnerstwo 
Olena Babakova
Olena Babakova
Materiał ten jest dostępny również w języku ukraińskim
Цей текст також можна прочитати українською мовою

W krótkoterminowej perspektywie „trumpizm” jest najniebezpieczniejszym dla Ukrainy. Jeśli jednak sytuacja bezpieczeństwa w Europie radykalnie się pogorszy, wówczas pożegnanie się ze swoim dotychczasowym komfortem będzie dla Polaków bardziej bolesne niż dla ich wschodnich sąsiadów. W czasach, gdy partnerstwo polsko-ukraińskie powinno być szczególnie cenne, politycy w Warszawie są skłonni poświęcić dotychczasowe osiągnięcia w imię wyników wyborczych. 


Zawsze mogłoby być gorzej. Przecie mogło, prawda? Trzy lata temu Ukraina i Europa stanęły w obliczu pełnowymiarowej agresji ze strony Rosji. Po fali solidarności i podziwu dla Ukraińców, po obu stronach Atlantyku nastąpiło zmęczenie i rozczarowanie. Dziś nowy właściciel Białego Domu Donald Trump oskarża prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o sprowokowanie ataku przez samą Ukrainę, a jego sekretarz obrony Pete Hegseth, odpowiadając na bezpośrednie pytanie o to, kto kogo zaatakował, mówi: „to bardzo skomplikowana sytuacja”.

W Kijowie z pewnością nie spodziewano się, że Trump będzie pomagać Ukrainie z większym entuzjazmem niż jego poprzednik, ale liczono na ożywienie międzynarodowych relacji po polityce „ani zwycięstwa, ani porażki” ery Bidena. Rzeczywistość przerosła wszelkie przewidywania: Waszyngton zmusza „dyktatora” Zełenskiego do podpisania neokolonialnego porozumienia w sprawie eksploatacji zasobów mineralnych i infrastruktury, które ma zrekompensować Stanom Zjednoczonym 350 miliardów dolarów, rzekomo, wydanych na pomoc wojskową. Wiceprezes J. D. Vance nie wspomina o rosyjskim zagrożeniu dla Europy. Jego Ameryka walczy teraz w Europie z poprawnością polityczną i Gretą Thunberg, a należący do Muska X rozsiewa wśród europejskich użytkowników skrajnie prawicową i prorosyjską propagandę. 

Można twierdzić, że Europa zasługuje na zimny prysznic za swój leniwy infantylizm w kwestiach bezpieczeństwa, że ​​Ukraina mogła wykorzystać dostarczoną pomoc skuteczniej i że Chiny ze swoją nową sztuczną inteligencją stanowią tak duże zagrożenie dla USA, że Trump i jego zespół po prostu nie mają innego wyjścia, jak tylko działać twardo. Jednak spotkanie rosyjsko-amerykańskie w Rijadzie i rozmowa telefoniczna między Trumpem i Putinem pod koniec lutego pokazują, że: 1) poglądy Trumpa na Ukrainę i Europę są w dużej mierze kształtowane przez rosyjską propagandę; 2) nie ma realistycznego planu zakończenia wojny w Ukrainie; 3) nawet jeśli Europejczycy zwiększą wydatki na obronność i sami zorganizują misję stabilizacyjną, nie oznacza to, że w sytuacji krytycznej Stany Zjednoczone wypełnią swoje zobowiązania, wynikające z artykułu 5. Karty NATO.

25 lutego 2025 roku. Prezydent USA Donald Trump trzyma czapkę z napisem „Trump miał rację we wszystkim!”. Zdjęcie: Gripas Yuri/ABACA / Abaca Press / Forum

Nie ma wartości poza pieniędzmi. Jeśli chcesz przeżyć – bądź cyniczny i bezwzględny. Po Putinie Trump próbuje sprzedać tę logikę całej planecie. I podobnie jak Putinowi, na tej drodze najbardziej przeszkadzają mu właśnie Ukraińcy.

Biedni niewdzięczni krewni

W krótkoterminowej perspektywie „trumpizm”, czyli radykalne odrzucenie liberalnej demokracji i multilateralnego modelu stosunków międzynarodowych, jest niewątpliwie najniebezpieczniejszy właśnie dla Ukrainy. Jednak Ukraińcy już doświadczyli swojego „końca świata” 24 lutego 2022 roku. I nadal żyją. I za to płacą. Nawet ci, którzy stali się uchodźcami i opuścili kraj pierwszego dnia wojny, zapłacili cenę w postaci utraty domu, osamotnienia, zerwanych przyjaźni i zniszczonych marzeń.

Również dla Europejczyków, a zwłaszcza mieszkańców krajów bałtyckich i Polaków, obecne wydarzenia rozwijają się według nieciekawego scenariusza. Ale Polska, która w 2022 roku odegrała wiodącą rolę w udzielaniu pomocy wojskowej Ukrainie i mobilizowaniu Zachodu do przeciwstawianiu się Rosji, dziś kategorycznie odmawia wysłania kontyngentu sił pokojowych na Ukrainę. A to dlatego, że nie da się wygrać wyborów w 2025 roku, posługując się proukraińską retoryką.

Badania opinii publicznej nie pozostawiają wątpliwości – chociaż większość Polaków nadal popiera udzielenie Ukrainie pomocy wojskowej, irytacja przedłużającą się wojną daje o sobie znać. Zgodnie z danymi  Centrum Badania Opinii Społecznej, w 2025 roku po raz pierwszy od kilku lat odsetek Polaków, którzy mają negatywny stosunek do Ukraińców, przewyższyła odsetek tych, którzy odczuwają do nich sympatię.  

Przyczyn tej zmiany można doszukiwać się w trwałym blokowaniu przez władze Ukrainy ekshumacji polskich ofiar na Wołyniu. Można doszukiwać się w „drogich samochodach na ukraińskich numerach”, na które raz na miesiąc narzeka minister obrony Władysław Kosiniak – Kamysz . A można – w straszeniu „trującym” ukraińskim zbożem.

Ale jest jeszcze szerszy kontekst – stosunki polsko-ukraińskie są najlepsze wtedy, gdy między dwoma narodami występuje radykalna asymetria podmiotowości. Polacy chętnie pomagają, a Ukraińcy, niczym ubodzy krewni, z wdzięcznością przyjmują tę pomoc. Problemy zaczynają się, gdy Ukraińcy oprócz pokory i wdzięczności zaczynają deklarować swoją podmiotowość i równoprawne partnerstwo.

Pomoc ma swą cenę

Już latem 2022 roku w polskiej debacie publicznej zaczęły pojawiać się głosy o nadmiernym altruizmie w pomocy Kijowowi. Tak zwani realiści polityczni, w większości zwolennicy skrajnej prawicy, domagali się, aby prezydent Andrzej Duda i ówczesny premier Mateusz Morawiecki najpierw rozwiązali kwestię ekshumacji na Wołyniu. Później dodano do tego aspekt ekonomiczny – gwarancje dla polskich firm w przyszłej odbudowie Ukrainy. Bo inaczej, jak twierdzą, „jedynie” walcząc z armią rosyjską, ale bez szerokich gestów w stronę Warszawy, Ukraińcy „wykorzystują” Polaków. 

Obraz niezwykle przebiegłej, cynicznej i skutecznej dyplomacji ukraińskiej utrwalił się w 2023roku, kiedy na półki księgarskie trafiła książka Zbigniewa Parafianowicza „Polska na wojnie”. Choć tekst ten nie rościł sobie pretensji do całościowej oceny stosunków polsko-ukraińskich (poza wstępem książka nie zawiera żadnych ocen autora, a anonimowe cytaty pochodzą od polskich dyplomatów, oficerów, współpracowników Dudy i kancelarii premiera, a więc nie odzwierciedlają nawet całego spektrum politycznego Polski), to jednak utrwalał obraz stosunków polsko-ukraińskich jako takich, w których Ukraińcy dostają to, czego chcą, a Polacy dają się wykorzystywać za darmo, czasami nawet nie słysząc „dziękuję”. 

W tym kontekście znamienne jest, że embargo na ukraińskie produkty rolne w 2023 roku, sprzeczne z prawem Unii Europejskiej, poparły nie tylko PiS i Konfederacja, ale także Koalicja Obywatelska, ludowcy i Polska 2050. Fakt, że Ukraińcy próbowali zaskarżać embargo w UE i WTO, został odebrany w Polsce jako niewdzięczność, niechęć do uznania polskich zasług w czasie wojny.

Nie dziwi więc, że w 2025 roku, za prezydentury Trumpa, polscy politycy także zaczęli mówić o zwrocie środków wydanych Kijowowi na pomoc wojskową i humanitarną. Jeśli wystąpienie na ten temat europosłanki z Konfederacji Anny Bryłki nie było zaskoczeniem, to wystąpienie Janusza Kowalskiego z PiS odbiło się o wiele większym echem. Ba, prawicowy kandydat na prezydenta Karol Nawrocki już szykuje się do rozmów z Putinem, a przy okazji mówi o tym, jak źle zachowują się Ukraińcy w kolejkach do polskich lekarzy. 

Wspomniani działacze tłumaczą ten zapał troską o kieszenie polskich podatników. Nie jest jednak do końca zrozumiałe, czy uważają oni, że gdyby Ukraina przestała walczyć, obecność armii rosyjskiej wzdłuż całej wschodniej granicy Polski kosztowałaby Polaków mniej pieniędzy.

11 minut otrzeźwienia

Członkowie koalicji rządzącej krytykują Nawrockiego. W trzecią rocznicę pełnoskalowej rosyjskiej inwazji czołowi politycy: Donald Tusk, Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia potwierdzili swoje poparcie dla Ukrainy. Wśród europejskich polityków, którzy przybyli do Kijowa, zabrakło jednak Donalda Tuska, mimo że Polska sprawuje obecnie prezydencję w Radzie UE.

24 lutego Sławomir Mentzen, kandydat Konfederacji na prezydenta, udał się do Lwowa, ale nie po to, by wyrazić wsparcie dla sąsiadów, lecz by skrytykować pomnik Stepana Bandery. I potwierdzić, że w Ukrainie nie będzie żadnych polskich żołnierzy.

Zrzut ekranu z wideo x.com/SlawomirMentzen

Pogarszająca się sytuacja bezpieczeństwa w Europie wydaje się idealnym momentem, aby nadać nowy impuls polsko-ukraińskiemu partnerstwu, przynajmniej w wymiarze polityczno-wojskowym. Polska ma silną gospodarkę i rozumie zagrożenie ze strony Rosji. Ukraina ma największą armię w Europie i aktywne społeczeństwo obywatelskie. Ale do tej pory nie widzieliśmy żadnej polskiej  inicjatywy, przynajmniej dorównującej poziomowi czeskiego projektu zbiórki amunicji dla Ukrainy.

Koalicja Obywatelska uparcie kontynuuje strategię PiS: utrzymując proukraińskie stanowisko w polityce zagranicznej, jednocześnie posługuje się antyukraińską retoryką w polityce wewnętrznej, aby mobilizować elektorat. Po 16 miesiącach sprawowania władzy Tuskowi i jego sojusznikom nie udało się wprowadzić przełomowego projektu w rodzaju PiS-owskiego programu „500+”, ani skutecznie pociągnąć poprzedników do odpowiedzialności za bezprawne działania prokuratury i oszustwa finansowe. Udało im się jednak zebrać 88% poparcia dla pomysłu ograniczenia świadczeń rodzinnych dla uchodźczyń, które nie pracują, wśród których często znajdują się osoby niepełnosprawne lub opiekunowie starszych krewnych. Mówienie o potrzebie wyrzeczeń w imię bezpieczeństwa kraju, zwłaszcza jeśli pada w nich słowo „Ukraina”, na pewno nie przyniosą takiego rezultatu w sondażach.

Wizyta Dudy w Stanach Zjednoczonych 22 lutego, podczas której obiecano mu godzinną rozmowę z Trumpem, miała wzmocnić wśród Polaków przekonanie, że sytuacja międzynarodowa nie jest aż tak zła. Polska jest przecież ważnym sojusznikiem Waszyngtonu. Trump znalazł czas dla Dudy – 11 minut. I standardowe zwroty o tym, jak to dobrze, że Polska dużo wydaje na obronę. I to wszystko.

Foto: The White House

Można mieć wiele pretensji do Zełenskiego, ale w tej chwili właśnie z nim i z Ukraińcami Polacy płyną w tej samej łódce, a nie z  Trumpem. Stać się w tych okolicznościach bardziej cynicznym i bezwzględnym, jak sugeruje amerykański prezydent, nie jest przejawem realizmu politycznego, lecz przepisem na jeszcze szybszą i boleśniejszą porażkę. W końcu, w takiej grze Rosja i Chiny nie mają sobie równych.

Ukraińscy liderzy opinii publicznej byli w ostatnich tygodniach jednomyślni – nie będzie więcej światowego szeryfa i europejskich wartości, które sprzedają same siebie. Teraz to my jesteśmy dorosłymi w pokoju.

I dobrze by było, aby w tym pokoju znalazło się miejsce na prawdziwe pozbawione spektakularnych wstrząsów emocjonalnych, ale pełne wzajemnego szacunku i uznania polsko-ukraińskie partnerstwo. 

Olena Babakowa

Olena Babakova
Olena Babakova