
25 marca 1944 roku w nazistowskim obozie koncentracyjnym Majdanek w Lublinie zginął ukraiński greckokatolicki ksiądz Emilian Kowcz. W swoim stosunkowo krótkim życiu – żył 59 lat, ks. Kowcz był świadkiem dwóch wojen światowych i czterech zmian władzy w rodzinnym obwodzie lwowskim. Pomimo prześladowań ze strony polskich władz, uwięzienia przez Gestapo i ostatecznie osadzenia w obozie koncentracyjnym na Majdanku, Emilian Kowcz zachował człowieczeństwo. Do końca wypełniał swój obowiązek kapłański wobec więźniów różnych narodowości i wyznań. Dziś Emilian Kowcz jest symbolem jedności narodu ukraińskiego, polskiego i żydowskiego.
Opowiadamy więcej o życiu i działalności ojca Emiliana Kowcza.
Emilian Kowcz urodził się 20 sierpnia 1884 roku w rodzinie greckokatolickiego księdza Hryhorija Kowcza i Marii Jaskewycz-Wolfeld we wsi Kosmacz w obwodzie kosowskim. Obecnie jest to obwód iwanofrankowski, a w czasach narodzin Emiliana wieś należała do Austro-Węgier.
Ze względu na częste przeprowadzki rodziny do nowych parafii, Emilian często zmieniał szkoły. Rodzice zrobili jednak wszystko co możliwe, aby zapewnić synowi odpowiednie wykształcenie. Przyszły ksiądz chodził więc do szkoły w swojej rodzinnej wsi, a także w Kowlu, a egzamin maturalny zdał w 1905 roku w Gimnazjum Lwowskim. Następnie wyjechał na 6 lat do Rzymu, gdzie studiował filozofię i teologię na Papieskim Uniwersytecie Urbaniana.
W trakcie studiów Emilian poślubił Marię-Annę Dobrzańską, która również pochodziła z kapłańskiej rodziny. Małżeństwo miało sześcioro dzieci: trzech chłopców i trzy dziewczynki.
W 1911 roku Emilian Kowcz przyjął święcenia kapłańskie i został przydzielony do swojej pierwszej parafii we wsi Podwołoczysk (obecnie obwód tarnopolski). Po roku ks. Emilian zgodził się objąć parafię w Bośni, gdzie wówczas żyło wielu emigrantów z Galicji. „Oprócz posługi w swojej wsi, mąż spędzał wiele dni na podróżowaniu do sąsiednich wiosek, gdzie odwiedzał wiernych, którzy się tam osiedlili” – wspominała żona księdza, Maria-Anna. Ukraińcy w Bośni żyli w ubóstwie, dlatego Kowcz starał się ich wspierać nie tylko słowem i modlitwą, ale także finansowo. Z niemal każdej podróży przywoził do domu kilkoro dzieci, które pozostawiał na kilka dni pod opieką żony, nakazując jej je karmić i pozwalać im bawić się zabawkami ich dzieci. W 1916 roku Emilian Kowcz wraz z rodziną powrócił do Galicji.

Zakończenie I wojny światowej w 1918 roku położyło kres istnieniu imperiów rosyjskiego i austro-węgierskiego, a jednocześnie stworzyło szansę na odrodzenie zniewolonych wcześniej narodów. Z tej możliwości skorzystali również mieszkający na terenach Austro-Węgier Ukraińcy, tworząc Ukraińską Armię Halicką. Będąc księdzem, Emilian Kowcz nie mógł brać do ręki broni, więc postanowił wstąpić do wojska jako kapelan. Jego ojciec, Hryhorij, również został kapelanem Ukraińskiej Armii Halickiej, a jego brat Eustachy wstąpił do wojska. Emilian Kowcz dołożył wszelkich starań, aby wspierać ducha walki ukraińskich żołnierzy. Można go było zobaczyć wszędzie, gdzie potrzebne było jego wsparcie – na polu bitwy, w szpitalach z rannymi, na poligonie czy w wojskowej kancelarii. „Wiem, że żołnierz na pierwszej linii frontu czuje się najlepiej, gdy ma przy sobie lekarza i ojca duchowego” – tak wówczas mówił o sobie ks. Kowcz.
Podczas jednej z bitew Emilian Kowcz wraz z innymi żołnierzami UHA został wzięty do niewoli przez bolszewików. Więźniów załadowano do wagonów i zawieziono na miejsce egzekucji, jednak księdzu udało się uniknąć stracenia. Podczas jednego z postojów konduktor, bolszewik, z nieznanych nam przyczyn wypuścił Kowcza z wagonu. Najbardziej prawdopodobne, że miało to związek z kapłaństwem Emiliana. Ksiądz nie cieszył się jednak długo wolnością. Uciekając przed bolszewikami, trafił do polskiego obozu jenieckiego, gdzie zaraził się tyfusem. Ostatecznie udało mu się powrócić do domu.

W 1922 roku otrzymał parafię w mieście Przemyślany w obwodzie lwowskim. W tamtym czasie ziemie te były częścią Polski. Oprócz Polaków, w Przemyślanach mieszkali również Ukraińcy, Żydzi, Romowie i kilka rodzin niemieckich. W tamtych latach ks. Kowcz nieustannie nauczał swoich ukraińskich wiernych, że „nie należy płakać, lecz pracować”. Emilian Kowcz, idąc za własnymi słowami, stopniowo rozwijał życie religijne i społeczne Przemyślan: odrestaurował miejscową cerkiew, Dom Ludowy, gdzie zorganizował czytelnię „Proswity” i salę teatralną, wspierał „Płast” i różne ośrodki społeczności ukraińskiej, otworzył przedszkole. Ksiądz przyczynił się także do rozwoju ukraińskiego banku.
Aktywna działalność publiczna Emiliana Kowcza wywołała niezadowolenie polskich władz. Ksiądz został oskarżony o „działania antypaństwowe”, w tym „nawoływanie do walki przeciwko Polsce”. W latach 1925–1934 polska policja przeszukiwała dom Kowcza około 40 razy. Sam ksiądz Emilian bywał często, na krótko, aresztowany i karany grzywną.
W 1932 roku, w trakcie pobytu w więzieniu w Brzeżanach, Emilian Kowcz napisał swoją jedyną książkę zatytułowaną „Dlaczego nasi od nas uciekają?”, w której analizował powody, dla których coraz więcej Ukraińców, zwłaszcza pod presją polskich władz, zmieniało wyznanie. Kowcz był przekonany, że aby przeciwstawić się władzy w sferze politycznej i religijnej, konieczne jest przedstawienie nowych poglądów na organizację życia kościelnego i pracę księży. W wielu poglądach inspirował się naukami ówczesnego metropolity Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego Andrzeja Szeptyckiego.
We wrześniu 1939 roku nazistowskie Niemcy i Związek Radziecki rozpętały II wojnę światową i zajęły Polskę. Armia Czerwona zdobyła terytoria Zachodniej Ukrainy. W warunkach, gdy komuniści starali się wszelkimi możliwymi sposobami ograniczyć życie religijne, Emilian Kowcz, wbrew temu, uparcie wypełniał swoje obowiązki duchownego i nieustannie zwracał się do władz o pozwolenia na przeprowadzenie religijnych wydarzeń.

Badacz życia ks. Kowcza Oleh Kruk opisuje pewną sytuację, jaka miała wówczas miejsce z udziałem księdza. We wsi Korosne w obwodzie lwowskim, gdzie Kowcz był proboszczem, grupa Ukraińców okradła domy miejscowych Polaków. Ojciec Emilian uważał takie postępowanie swoich parafian za świętokradztwo. Jego córka – Anna Kowcz-Baran wspomina, że podczas kazania ksiądz był bardzo oburzony: „To ja przez te 20 lat tak was wychowałem? Czy przyjrzeliście się tym biedakom, którzy teraz do nas przyszli? Wydawało mi się, że wychowuję was na dobrych ukraińskich parafian, a zrobiłem z was hołotę. Wstydzę się za was przed Panem Bogiem. Jeśli macie w sobie choć odrobinę patriotyzmu i sumienia, proszę was, oddajcie tym ludziom wszystko, co im dziś zabraliście. Zrozumcie: wojna to jedno, a zemsta na bezbronnych dzieciach lub zubożałych matkach to drugie”. Emilian Kowcz był autorytetem moralnym dla społeczności, więc jego słowa zostały wysłuchane, a łup szybko zwrócono właścicielom.
W 1941 roku, po ataku III Rzeszy na ZSRR, Zachodnia Ukraina została zajęta przez wojska niemieckie. „Zamiast jednego „dobrodzieja” przyszedł drugi, zmieniły się tylko guziki na mundurach” – tak Emilian Kowcz komentował okupację nazistowską.
Zmiana władzy nie wpłynęła jednak na zmianę stosunku księdza do jego obowiązków. Wręcz przeciwnie, okrutna polityka nazistów wobec miejscowej ludności żydowskiej skłoniła ks. Kowcza do niesienia jeszcze większej pomocy ludziom, bez względu na ich religię i pochodzenie. Kiedy więc we wrześniu 1941 roku naziści podpalili synagogę w Przemyślanach, gdzie przetrzymywani byli Żydzi, na ratunek przybył Emilian Kowcz. „Rzymskokatolicki ksiądz i grupa ludzi z Przemyślan przybiegła do o. Kowcza z prośbą o pomoc w ratowaniu synagogi” – opowiadał o tej historii Leopold Kozłowski-Kleinman, były mieszkaniec Przemyślan. – „Kowcz, który znał doskonale język niemiecki, krzyknął do niemieckich żołnierzy, aby pozwolili mu wejść do synagogi. Ci byli zaskoczeni i przepuścili go, a ksiądz rzucił się do wynoszenia ludzi z płonącej synagogi. Wśród tych, którzy zostali uratowani przez ks. Kowcza był rabin miasta Bełz Aaron Rokeach, który w tym czasie przebywał w Przemyślanach”.
Gdy naziści utworzyli w Przemyślanch getto, ks. Kowcz wielokrotnie przedostawał się tam, by pomagać Żydom, przynosząc ze sobą między innymi żywność, lekarstwa, czystą pościel. Innym sposobem, do którego uciekał się kapłan by ratować Żydów, było ich chrzczenie. Teoretycznie mogłoby to uchronić ich przed gettem lub obozem koncentracyjnym. „Ojciec Kowcz prowadził lekcje katechizmu dla Żydów na placu przy kościele na oczach Niemców. Jako wierny sługa Boży starał się ratować każdego człowieka (…)” – wspomina jeden z mieszkańców Przemyślan Wasyl Szczerbij.
Emilian Kowcz zapłacił za swoją działalność wolnością. 30 grudnia 1942 roku ksiądz został aresztowany i osadzony w więzieniu Gestapo we Lwowie (przy ul. Łąckiego). Podczas przesłuchań nie tylko przyznał, że chrzcił Żydów, ale także odmówił złożenia oświadczenia, że w przyszłości zaprzestanie tej praktyki. Z tego powodu, 30 sierpnia 1943 roku, został wysłany transportem ze Lwowa do obozu koncentracyjnego na Majdanku w Lublinie. Pokonawszy drogę przez Rawę Ruską i Zamość, 31 sierpnia po południu dotarł do Lublina.

Na Majdanku Emilian Kowcz przebywał na III polu więźniarskim, w baraku nr 14. I nawet w obozie o. Kowcz pełnił posługę duszpasterską, traktując swoją misję obozową jako dar Opatrzności. W listach do rodziny prosił, aby nie podejmować żadnych starań o jego uwolnienie, ponieważ obóz jest miejscem, w którym chce pozostać, aby wypełniać swoje obowiązki kapłańskie: „Dziękuję Bogu za Jego dobroć wobec mnie. Poza niebem, to jedyne miejsce, w którym chcę być. Tutaj wszyscy jesteśmy równi: Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Rosjanie, Łotysze i Estończycy. Jestem jedynym księdzem wśród nich. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak będzie tutaj beze mnie. Tutaj widzę Boga, który jest jeden dla nas wszystkich, niezależnie od naszych różnic religijnych. Nasze Kościoły mogą być różne, ale ten sam Wielki i Wszechmogący Bóg rządzi wszystkimi. Kiedy odprawiam Świętą Liturgię, oni się modlą. Umierają na różne sposoby, a ja pomagam im przejść przez ten mały most do wieczności. Czy to nie błogosławieństwo? Czy to nie jest największa korona, jaką Bóg mógł włożyć na moją głowę? Dziękuję Bogu tysiąc razy dziennie, że mnie tu posłał. Już o nic Go nie proszę. Nie martwcie się i nie traćcie wiary w to, co robię. Zamiast tego, radujcie się za mnie.”
Rodzina kapłana oraz metropolita Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego Andrzej Szeptycki próbowali wydostać Emiliana Kowcza z obozu koncentracyjnego. Poprosił ich jednak, aby zaprzestali. „Rozumiem, że próbujecie mnie uwolnić. Ale proszę, nie róbcie tego. Wczoraj zabili 50 osób. Jeśli mnie tu nie będzie, kto pomoże im przezwyciężyć to cierpienie? Pójdą drogą do Wieczności ze wszystkimi swoimi grzechami i niewiarą, które przywiodą ich do piekła. A teraz idą na śmierć z podniesionymi głowami, zostawiając za sobą wszystkie swoje grzechy – napisał Emilian Kowcz w jednym ze swoich listów.

W styczniu 1944 roku Emilian Kowcz został przyjęty do szpitala obozowego, gdzie zmarł 25 marca 1944 roku z powodu ostrego ropnego zapalenia prawej nogi. Jego ciało zostało najprawdopodobniej spalone w miejscowym krematorium.
W 2001 roku, podczas wizyty w Ukrainie, papież Jan Paweł II ogłosił ojca Emiliana Kowcza błogosławionym męczennikiem. Emilian Kowcz został jedynym więźniem Majdanka, którego uhonorowano tablicą pamiątkową na terenie byłego obozu koncentracyjnego. W 2021 roku w Lublinie odsłonięto jego pomnik.
„Był synem i kapłanem jednego narodu, zginął na ziemi innego narodu, bo ratował synów i córki trzeciego narodu” – tak w skrócie opisał życie Emiliana Kowcza patriarcha Lubomyr Huzar – zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w latach 2001-2011.
Anastasiia Verkhovetska
Wykorzystano materiały z książki Oleha Kruka „Błogosławiony Emilian Kowcz Proboszcz Majdanka”