Iryna Wikyrczak: „Doświadczenie pracy z Olgą Tokarczuk to dar losu, który pozostanie ze mną na całe życie”. – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Iryna Wikyrczak: „Doświadczenie pracy z Olgą Tokarczuk to dar losu, który pozostanie ze mną na całe życie”.

26 grudnia 2022
Iryna Wikyrczak: „Doświadczenie pracy z Olgą Tokarczuk to dar losu, który pozostanie ze mną na całe życie”.

Materiał ten jest dostępny również w języku ukraińskim/
Матеріал також можна прочитати українською мовою

Iryna Wikyrczak – ukraińska poetka, tłumaczka i menedżerka kultury. Na liście jej twórczych osiągnięć są wydane drukiem własne zbiory poezji i tłumaczenia z angielskiego dzieł literatury pięknej: prozy i poezji.  Iryna jest założycielką Międzynarodowego Festiwalu Opowiadań Intermezzo, byłą dyrektorką Festiwalu Poezji Meridian Czernowitz. Była kuratorką ukraińskich wydarzeń w ramach międzynarodowych festiwali literackich w różnych krajach świata, między innymi w Polsce, Niemczech i Niderlandach. W 2019 roku Iryna Wikyrczak dostała propozycję objęcia posady asystentki polskiej laureatki nagrody Nobla Olgi Tokarczuk i przeprowadziła się do Wrocławia, gdzie przepracowała dwa lata.  O swych doświadczeniach pracy z polską noblistką, o kulisach Tygodnia Noblowskiego, o własnych twórczych poszukiwaniach i nowym zbiorze poezji, a także o tym, co nadal wiąże ją z Polską – Iryna Wikyrczak w rozmowie z „Naszym Wyborem”.


Minął rok od zakończenia twojej współpracy z Olgą Tokarczuk. Do tej pory pracowałaś z nią dwa lata. Przypomnij, od czego się wszystko zaczęło?

Przyjechałam do Wrocławia w październiku 2019 roku, wkrótce po przyznaniu Nagrody Nobla dla Olgi Tokarczuk, a od listopada pracowałam już we Wrocławskim Domu Literatury, gdzie byłam koordynatorką współpracy między Domem i Fundacją Olgi Tokarczuk – instytucją, która wówczas dopiero się tworzyła.

Czy praca z Olgą była przełomowym momentem w twoim życiu?

Mieszkałam wtedy Lwowie i pewnego dnia dostałam sms-a od Olgi. Wyjazd do Wrocławia, który, z resztą, stał się moim drugim domem, poukładał w moim życiu wszystko na swoje miejsce. Jakbym na coś czekała, odczuwałam, że ma do czegoś dojść – i w końcu doszło – puzzle ułożyły się.

Bardzo sobie cenię doświadczenie współpracy z Wrocławskim Domem Literatury jako instytucją i doświadczenie bycia osobistą asystentką Olgi Tokarczuk. Szczególnie ważne, że wszystko to stało się na początkowym etapie tworzenia Fundacji Olgi Tokarczuk i na początku przygotowań do Tygodnia Noblowskiego.

Podejrzewam, że Tydzień Noblowski jest jednym z najważniejszych wspomnień w twoim życiu.

Zdaję sobie sprawę z tego, jak duże miałam szczęście, że przeżyłam coś takiego. Z jednej strony, bardzo ciężko wówczas pracowałam i to wymagało ode mnie dużego wysiłku: nie miałam czasu na sen, wszystkiego trzeba było uczyć się szybko, z marszu. Nie zważając na to, mogłam odczuć satysfakcję z tego co robię, ponieważ Olga włączyła mnie do listy gości. To był bardzo piękny gest z jej strony. Dzięki temu mogłam uczestniczyć w bankiecie i zobaczyć wszystko na własne oczy.

Co najmocniej zapadło ci w pamięci?

Najciekawsze było zajrzenie za kulisy wręczania Nagrody Nobla. Interesujące było przejście od tego, co odbywa się przed kamerami do tego, co odbywa się, gdy kamery są wyłączane. Uroczystość wręczenia nagrody, która odbywa się w Filharmonii w Sztokholmie, jest transmitowana na cały świat. Częścią tej uroczystości jest bankiet, z którego transmisję także można obejrzeć we wszystkich zakątkach świata. A po bankiecie kamery są wyłączane i wszyscy przechodzą do Sali Tanecznej. To bardzo piękne miejsce, o którym wcześniej nie słyszałam i nie widziałam na fotografiach. Ogromne pomieszczenie z bardzo wysokimi sklepieniami, całe wyłożone pozłacaną mozaiką w bizantyńskimi stylu. Ta mozaika skojarzyła mi się z naszą Orantą w Sofii Kijowskiej. Ta sala to bardzo szczególne miejsce, można tu po prostu rozmawiać i podziwiać.

Wszystko, co odbywa się w związku z uroczystością powoduje, że przez cały czas przebywasz w otoczeniu niezwykłych osób. Ludzie, którzy byli w tej sali, to bardzo ciekawe osobistości. Kilka krzeseł od mnie siedział Emir Kusturica, a z drugiej strony właściciele Wydawnictwa Literackiego. Na bankiecie, przy stole obok nas siedzieli ludzie, którzy jeżdżą na polowania ze szwedzką rodziną królewską. Przy czym, w ogóle nie odczuwało się napięcia. Wszyscy serdecznie się nawzajem poznawali i rozmawiali. Dla wszystkich, kto tam przyszedł, było to ogromne święto i stąd wynikał podniosły nastrój. Dla całej Szwecji są to szczególne dni i Szwedzi czekają na nie z dużą niecierpliwością. W ich domach organizowane jest wspólne wieczorne oglądanie transmisji ceremonii, na które specjalnie pieką torty, zbierają się rodzinami i są odświętnie ubrani. Dodatkowo, było to w okresie przed Bożym Narodzeniem i Sztokholm przyjemnie mnie zaskoczył, ponieważ myślałam, że zobaczę skandynawską metropolię, a, nie zważając na chłód i ciemności, zobaczyłam bardzo przytulne i piękne miasto.

Wszystko było bardzo uroczyste. Dress code i przestrzeganie wszystkich protokołów stwarzały z jednej strony pewne ograniczenia, a z drugiej nadawały uroczysty charakter.  Przypominam z jaką starannością przygotowywaliśmy strój dla Olgi, która, z resztą, była współautorką koncepcji swej sukni. Ozdobiły ją specjalne rękawiczki i kołnierzyk – hołd oddany sufrażystkom.  W ten sposób, zarówno suknia, jak i przemówienie, w którym dziękowała wszystkim kobietom, dzięki którym mogła osiągnąć swój sukces – wszystko to nawzajem się dopełniało. Cała koncepcja była dobrze przemyślana, ale nie pozbawiona lekkości. Przygotowania do uroczystości rozpoczęły się dwa miesiące wcześniej.  Sam Tydzień Noblowski stał się dla nas wszystkich wielkim świętem i wielką przyjemnością.

Olga Tokarczuk podczas uroczystości wręczenia Nagrody Nobla. Fotografia ze strony: gov.pl. Autor: EPA/Jonas Ekstromer

Jak wpłynął na ciebie duch kobiecej siły i potencjału, który promieniuje od Olgi?

Pracując z Olgą, odczuwałam wielką solidarność na bardzo głębokim poziomie, który nawet nie potrzebuje artykulacji. To doświadczenie było darem, który pozostanie ze mną na całe życie. Najbardziej natchnęło mnie to, że Olga doszła do tego sukcesu, opierając się na swej intuicji i swych twórczych instynktach. Porzuciła pracę psychoterapeuty w Warszawie, zaufała sobie i zanurzyła się w twórcze życie. Robiła to stabilnie, z wiarą w siebie, z miłością do pisania, z miłością do swych postaci i książek, pisząc, jak jej podpowiada serce, a nie kanon, zasady czy moda. Umiejętność tak dobrego słuchania siebie przez 30 lat tworzenia zaprowadziła ją tam, gdzie jest obecnie. We współczesnym świecie potrzebna jest do tego nie tylko odwaga, ale i głębokie zaufanie do wszechświata.  Tego typu zachowanie nie jest bliskie współczesnym ludziom: musimy walczyć o byt, zarabiać pieniądze, budować karierę, pisać tak, aby przypodobać się czytelnikom, prowadzić strony w sieci, zbierać polubienia i budować popularność. A dla Olgi popularność nigdy nie była celem samym w sobie. Ważne było być w harmonii z samym sobą i swymi wewnętrznymi nurtami twórczymi. Okazała się być wystarczająco wrażliwą osobą, aby je przyjąć, i wystarczająco odważną, aby za nimi podążać.

Czy zaskoczył cię entuzjazm, z jakim Ukraińcy w Polsce przyjęli twoje powołanie na funkcję asystentki laureatki Nobla?  

Nie zdawałam sobie sprawy z tego, na ile ta moja praca będzie ważna dla Ukraińców w Polsce.  Gdy zaczęłam udzielać wywiadów, szczególnie dla ukraińskich mediów, zrozumiałam, jak Ukraińcom, którzy mieszkają na emigracji, w Polsce bywa trudno przez to, że przejeżdżając do innego kraju tracą swój status. A tak bywa bardzo często. Bardzo wzruszyło mnie to, co często słyszałam właśnie od Ukraińców – to, że zostałam asystentką Tokarczuk, zmienia ogólny wizerunek Ukraińców i Ukrainek, którzy mieszkają w Polsce, bo pokazuje, że kobiety przyjeżdżają tu nie tylko do sprzątania, a mężczyźni na budowę, a mogą zajmować ważne stanowiska, wykonywać ważne dla polskiego społeczeństwa zawody. Gdyby można było coś zmienić, możliwe, że więcej pracowałabym z ukraińską społecznością. Jednak, większość planów zniweczyła pandemia covid.

Wiem, że podczas epidemii przeczytałaś wszystkie książki Tokarczuk. Która spodobała ci się najbardziej?

Lubię bardzo gatunek opowiadania, a to dlatego, że jest to skondensowana opowieść na ograniczonej przestrzeni, gdy autor musi opowiedzieć całą historię, namalować cały świat, w którym się odbywa. Dlatego jestem dużą fanką opowiadań Olgi. Ale jeśli chodzi o powieści, to największe wrażenie zrobiły na mnie „Księgi Jakubowe”. Po pierwsze, był to dla mnie znak, że opanowałam język polski, a po drugie – do tej pory zadziwia mnie, że jedna osoba może napisać książkę, tak złożoną, jeśli chodzi o strukturę i badania, które trzeba było przeprowadzić: z filozoficznymi podtekstami, religioznawczymi i historycznymi podstawami. Z tych wszystkich historii stworzyła wielką pajęczynę i złożyła wszystko w jedną powieść. To swoiste magnum  opus i bardzo ważna książka dla całej Europy Środkowowschodniej.

Ty także jesteś twórczą osobą – tłumaczką, poetką. Powiedz, czy podczas pracy dla Olgi mogłaś zajmować się własną twórczością? Niedawno w Polsce wyszedł zbiór twych wierszy w tłumaczeniu Anety Kamińskiej.

Podczas kilku miesięcy ścisłego lockdownu zaczęłam pracować nad swą powieścią, którą zamierzam kiedyś ukończyć, badałam charakter własnej twórczości, zaczęłam robić papierowe kolaże, między innymi po to, aby pomóc sobie w pisaniu.

W tym czasie układałam swój zbiór poetycki zatytułowany „Algometria”, który najpierw wyszedł drukiem po ukraińsku w 2021 roku w Kijowie. Miesiąc temu ukazał się także w Polsce, w dwujęzycznej serii wydawnictwa „Austeria”.

Prezentacja zbioru Iryny Wikyrczak  „Algometria” we Wrocławskim Domu Literatury. 2021 rok. Foto: Max Pflegel | WDL ze strony Wydawnictwa “Парасоля” na Facebook

Bardzo się cieszę, że ta książka doczekała lockdownu. Są w niej wiersze, które pisałam w ciągu dziesięciu lat. Tomik składa się z trzech części: „Algometria”, „Antropologia” i „Amnezja”. Głównym motywem książki jest ból jako nieodłączna część życia człowieka. Tytuł „Algometria” pochodzi od nazwy eksperymentu przeprowadzonego kilka lat temu w kosmosie. Używając specjalnego urządzenia, które nazywa się algometr, astronauci zmierzyli na Ziemi ich próg bólu, a następnie zrobili to samo na stacji kosmicznej. Okazało się, że rzeczywiście w kosmosie, byle gdzie poza Ziemią, odczuwamy ból o wiele słabiej lub w ogóle go nie odczuwamy. Książkę kończy esej – rozważania nad tym faktem. To klucz do zrozumienia całego zbioru.

Pierwszy rozdział to refleksje dorosłej przedstawicielki pokolenia milenialsów 30+ o dzieciństwie w latach 90-tych. W rzeczywistości to refleksja nad tym, jak ból sformował całe nasze pokolenie, jak wpłynął na tożsamość współczesnych Ukraińców. Wszystko to – oczywiście – w bardzo metaforycznej i wierszowanej formie, ale osoba, która umie czytać „dogłębnie” – zrozumie. Obecnie, gdy w Ukrainie znów wyłączają prąd, jak to było w latach 90-tych, i gdy w tle czuć strach i  niepewność, przed tym, co będzie jutro, także we mnie wracają przemyślenia z tego okresu. To (z różnych przyczyn) także nie był łatwy czas.

Oczywiście, wówczas był to czas pokoju i niczego nie można porównać z życiem w czasie wojny, ale mam nadzieję, że ten rozdział książki to mój maleńki wkład w naszą narodową refleksję nad tym, kim my – współcześni Ukraińcy – jesteśmy. Szczególnie, nasze pokolenie. Dlaczego jesteśmy tacy, dlaczego daliśmy radę podczas rosyjskiej agresji, dlaczego walczymy dalej, dlaczego nie przyjmujemy żadnej rosyjskości i w końcu uwalniamy się od wszystkiego zrusyfikowanego w kulturze, muzyce, języku, stylu życia, relacjach.

Wydaje mi się, że także dzięki temu, że nam – milenialsom udało się desowietyzować swą własną mentalność.  Jesteśmy tym pokoleniem, które, być może, nie miało doświadczenia świadomego życia w Związku Radzieckim, ale wychowywali nas ludzie, którzy całe życie w nim przeżyli i byli nosicielami tych idei.  Oczywiście, bardzo lubimy te osoby – to nasi bliscy, rodzice – nas także dogoniła ta fala sowieckiej mentalności. Musieliśmy ją zatrzymać. Zatrzymaliśmy ją dzięki temu, że zdaliśmy sobie sprawę z problemu, zaczęliśmy chodzić na psychoterapię, dzielić się wewnętrznymi doświadczeniami, przepracowywać te dziecięce doświadczenia i traumy, wszystkie te instalacje w głowach. W ten sposób, uwolniliśmy swą ukraińskość i, dzięki temu, wzmocniliśmy tożsamość całego narodu. „Algometria” jest nie tylko o tym, jak było w tych latach 90-tych, jest także o tym, jak sformowało nas nasze dzieciństwo, jak uczyniło nas silniejszymi i bardziej świadomymi Ukraińcami.

Jak zmieniła cię praca z Olgą Tokarczuk? Co było największym wyzwaniem?

Trudność sprawiało to, że ta praca wpadła na okres lockdownów: było wiele ograniczeń i nie udało się zrobić wszystkiego, co się chciało. A chciało się bardzo dużo. Chciało się budować relacje z ludźmi, zajmować się networkingiem. Chciało się zrobić o wiele więcej i dla Olgi, i dla Ukraińców w Polsce, i dla siebie, i dla powszechnego dobra. Wydawało mi się, że byłam na takiej pozycji, gdzie można wiele zrobić, ale biorąc pod uwagę uwarunkowania, nie udało mi się.

Ale, nawet bez względu na lockdown, ani razu nie zrezygnowaliśmy z organizacji festiwalu „Góry literatury”, ponieważ odbywał się w roku 2020 i 2021 w plenerze. Nie zważając na ograniczenia, pomagałam w koordynacji wielu wyjazdów i występów Olgi Tokarczuk.

Osobiście, ważnym wydarzeniem podczas pobytu we Wrocławiu było stworzenie festiwalu „Feminatywa”, jako przestrzeni do dialogu między Ukrainkami i Polkami  na różnych poziomach: profesjonalnym, artystycznym,  na poziomie osobistych doświadczeń.

Iryna Wikyrczak podczas Festiwalu Feminatywa 2020. Foto: Jerzy Wypych ze strony Festiwal Feminatywa na Facebook

Dlaczego wasza współpraca zakończyła się?

Rok temu moje osobiste życie zmieniło się. Z przyczyn rodzinnych przyszło mi na jakiś czas przeprowadzić się do Indii. Z Olgą pozostałyśmy w bardzo dobrych, ciepłych relacjach. Dużo rozmawiałyśmy o wilkach, jako symbolu wewnętrznej wolności i twórczych instynktów i przed wyjazdem Olga podarowała mi  wisiorek w formie wilka. To dla mnie bardzo symboliczne. Przyjęłam to jako błogosławieństwo z jej strony, jako instrukcję – słuchać siebie. Pozostajemy w dobrych relacjach zarówno z nią, jak i jej nową asystentką.

W Kalkucie, gdzie obecnie przebywam, bardzo ważną postacią jest Rabindranath Tagore – laureat literackiego Nobla, który jako jeden z pierwszych otrzymał tę nagrodę na początku XX wieku. Jest on tutaj widoczny wszędzie: na prywatnych podwórzach są jego rzeźby, w każdym domu wisi jego portret, jest kilka budynków, w których żył, pracował i gdzie obecnie znajdują się poświęcone jemu muzea. Widziałam jego wyszywane i malowane portrety. Jest więc jego duch, który krąży nad wszystkim. Był on nie tylko laureatem Nagrody Nobla z literatury, ale także jednym z liderów myśli politycznej końca XIX i początku XX wieku. Niedawno uświadomiłam sobie, że już za 20, 30 czy 100 lat Olga Tokarczuk będzie Tagorem Europy, który będzie w każdym domu. Będą o niej mówić z takim samym zachwytem.

Jak obecnie wygląda twoje życie?

Jeśli chodzi o kraj, w którym teraz mieszkam, to staram się zrozumieć, dlaczego Indie dla wielu Europejczyków są miejscem, gdzie udają się w poszukiwaniu duchowości. Olga, co ciekawe, także wiele opowiadała o swych podróżach po Indiach i o świątyniach, które odwiedziła. Poznając świat, poznajemy także siebie i swe twórcze instynkty, więc i ja udałam się w poszukiwaniu swoich.

Chociaż z przyczyn osobistych znalazłam się teraz na drugim końcu świata, na szczęście, nadal jestem związana z Wrocławiem, który traktuje jako swój dom, a to dzięki Uniwersytetowi Wrocławskiemu, gdzie uczę się na studiach doktoranckich i gdzie planuję sfinalizować mój doktorat. Pod opieką profesor Joanny Degler kontynuuję to, co zaczęłam jeszcze na Uniwersytecie Czerniowieckim – zajmuję się twórczością Rose Auslander – żydowskiej niemieckojęzycznej i anglojęzycznej poetki z Czerniowców. Dzięki studiom doktoranckim udało mi się rozwinąć ten temat w interesujących mnie kierunkach, a więc nie tylko z punktu widzenia germanistyki, ale także z punktu widzenia anglistyki, studiów judaistycznych i krytyki feministycznej, a także jej wielojęzyczności. Znajduje ona we mnie duży oddźwięk, bo zawsze lubiłam poznawać świat poprzez języki. Także w moim życiu panuje wielojęzyczność: codziennie rozmawiam w czterech językach. Każde robione przez ciebie badanie, odkrywa także coś o tobie.

Niedawno razem z moją promotorką prof. Degler otworzyłyśmy we Wrocławiu niewielką wystawę, powiązaną z tematem mojej pracy poświęconej żydowskim czerniowieckim poetkom. Wystawę można obejrzeć w klubie „Proza” Wrocławskiego Domu Literatury.

Rozmawiała Ołeksandra IWANIUK