Jurij Andruchowycz o swojej nowej książce „Radio Noc”: Po raz pierwszy w życiu poczułem ogromny żal, gdy skończyłem pisanie – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Jurij Andruchowycz o swojej nowej książce „Radio Noc”: Po raz pierwszy w życiu poczułem ogromny żal, gdy skończyłem pisanie

2 sierpnia 2023
Jurij Andruchowycz o swojej nowej książce „Radio Noc”: Po raz pierwszy w życiu poczułem ogromny żal, gdy skończyłem pisanie
Materiał ten jest dostępny również w języku ukraińskim
Цей текст також можна прочитати українською мовою

W marcu 2023 roku w Polsce ukazał się drukiem polski przekład książki ukraińskiego pisarza Jurija Andruchowycza „Radio noc”. O powieści, jej głównym bohaterze, wartościach i emigracji z Jurijem Andruchowyczem rozmawiała Ołeksandra Iwaniuk.


Ukazała się w języku polskim Pana książka „Radio noc”. Jak pan sam określa dzieło? Jaki jest jej gatunek o czym przede wszystkim opowiada ta książka?

To jest najtrudniejsze pytanie, które mogło się pojawić. Odpowiedzieć na pytanie, o czym jest moja książka, to dla mnie jako autora trudne zadanie. Czasami mówię, że książka opowiada o miłości w czasach rewolucji, o utracie umiejętności grania na ulubionym instrumencie, o samotności, o alternatywnej rzeczywistości i o wiecznej podróży każdej ludzkiej duszy. Można ją również opisać jako opowieść o wcieleniu i o późnym średniowieczu. Podoba mi się jedno zdanie, które znalazło się w ukraińskim wydaniu tej książki: „To przestrzeń, w której wędrujący muzycy ze średniowiecza spotykają się z Davidem Bowie’m”.

Dla mnie ta książka była źródłem wielkiej radości. Spędziłem nad nią trochę ponad dwa lata. Pierwszy rok poświęciłem na myślenie o książce i stworzenie precyzyjnego planu, obejmującego różne wątki i sytuacje. Wiedziałem, od czego zacząć i jak to wszystko zakończyć. Jednak nie zabrałem się od razu do pisania. Nie miałem żadnego zdania oprócz tego pierwszego, które już wcześniej było w mojej głowie. Wytrzymanie pierwszego roku bez rozpoczynania pisania bardzo mi pomogło w drugim roku, kiedy wreszcie zaczynałem spisywać tekst. Świadomość już odegrała swoją rolę w pierwszym roku. Podczas pisania przyszedł jednak moment, kiedy musiałem uwolnić moją podświadomość. Wszystkie te rzeczy, które miałem dokładnie zaplanowane, zaczęły się również zmieniać, a to było najbardziej ekscytujące. Uważam, że szczegółowy i konkretny plan powieści jest niezbędny dla pisarza, aby potem go łamać w trakcie pisania.

Po raz pierwszy w życiu poczułem ogromny żal, gdy skończyłem pisanie. Zazwyczaj, kiedy kończę kolejną powieść, co jest porównywalne do długiego maratonu, odczuwam wielką ulgę, że ten koszmar dobiegł końca i mam to już za sobą. Tym razem jednak poczułem smutek, ponieważ utknąłem w tym stworzonym przeze mnie świecie, i żal było się z nim pożegnać. Byłem związany z tą geografią, historią i przede wszystkim z głównym bohaterem, który nosi imię Josyp Rotski. Josyp jest muzykiem, gra na instrumentach klawiszowych.

Oleksandra Iwaniuk i Jurij Andruchowycz w Ukraińskim domu w Warszawie

Jako że jesteśmy w Warszawie, chciałbym opowiedzieć o jednym z pierwszych impulsów, które skłoniły mnie do napisania tej książki. W 2005 roku miałem okazję wziąć udział w pisarskiej eskapadzie związanej z rewolucją pomarańczową. Polskie wydawnictwa zaprosiły ukraińskich autorów na trasę występów w różnych miastach Polski. Odbyliśmy spotkania z publicznością, a ta nieoficjalnie nazywała tę trasę “Pomarańczowe tsunami”. W trakcie jednego z tych spotkań odbyłem rozmowę z jednym z studentów prowadzących studenckie radio na Uniwersytecie Warszawskim. DJ, który przeprowadzał wywiad ze mną, zaskoczył mnie pytaniem: “Wyobraź sobie, że pewnego dnia przestajesz pisać. Co będziesz robił w życiu?”. Zaskoczony, prawie natychmiast odpowiedziałem, że otworzę nocną stację radiową i będę nadawał smutną muzykę, ponieważ w nocy przecież słuchamy smutnej muzyki. Następnie wspomniałem, że nawet już mam nazwę dla takiego radia – po ukraińsku miałoby się nazywać „Radio Smutok”. Nie wiem dlaczego ten student zinterpretował to słowo “smutok”, które w polskim języku ma bardzo podobne znaczenie, jako “smooth talk” po angielsku. Odpowiedział: „Wow, radio ‘Smooth Talk’!” Bardzo dobra nazwa.

W tamtym momencie jeszcze nie wiedziałem, że z tego pomysłu wyłoni się powieść, ale wyobraziłem sobie nocną stację radiową, na której zasiada smutny, melancholijny człowiek. Byłoby w nim wiele historii do opowiedzenia. Nie ma przed sobą niczego, ale ma tak wiele za sobą, że mógłby przez całą noc opowiadać, a przede wszystkim puszczać swoją ulubioną muzykę.

Jak już Pan wspomniał o głównym bohaterze powieści – Josypie Rotskim. Muszę przyznać, że trudno go nie skojarzyć z Panem, ponieważ jest on artystą, uwrażliwionym na zmiany społeczne, który jest melomanem, estetą, w podobnym wieku jak pan. Co was z bohaterem różni?

Nie identyfikuję się z moim bohaterem w żadnym zakresie. Josyp rozpoczął swoją drogę po upadku imperium, spędzając swoją młodość w Stanach, podążając śladami swojej matki. Zarobił swoje pierwsze pieniądze w Ameryce jako młody, początkujący aktor w branży porno. W moim życiu nie miałem takiego epizodu. W pewnym sensie, czuję pewną zazdrość wobec niego. Josyp Rotski posiada umiejętność, której ja nigdy nie opanowałem, a mianowicie wspaniale gra na instrumentach klawiszowych. Nigdy nie uczęszczał do konserwatorium, ale podczas rewolucji w jego kraju systematycznie nocował w konserwatorium. Jestem bardzo zadowolony, że nie mam nic wspólnego z Josypem Rotskim i że udało mi się stworzyć fikcyjny obraz literacki. 

Kraj głównego bohatera nie jest nazwany w tekście, co pozwala na różne skojarzenia, zarówno z Ukrainą, jak i z innymi krajami postkomunistycznymi. Kiedy już miałem ten tekst napisany, latem 2020 roku rozpoczęła się rewolucja na Białorusi, która, podobnie jak rewolucja opisana w mojej książce, została stłumiona i brutalnie zdławiona.

Jeśli chodzi o opisaną w powieści rewolucję, trudno jest nie odnieść tego do rewolucji godności, zwłaszcza że jeden z jej symboli to chłopak grający na fortepianie. Josyp Rotski robi to samo, ale na jeszcze większą skalę.

To jest moje świadome odniesienie do pianisty z Majdanu. Jednak w mojej powieści, ten prawdziwy „piano ekstremista” z Majdanu jest prototypem Rotskiego. Inspirowałem się głównie nim, opisując jego pojawienie się w obozie rewolucyjnym i na wszystkich barykadach, zawsze nosząc kominiarkę. Nikt nie znał jego twarzy – był tajemniczym rycerzem. Słyszano, że jest wykształconym muzykiem o profesjonalnym przygotowaniu. Ponadto, był duchem buntu całej rewolucji. Dlatego mój bohater otrzymuje przydomek „Agresor”, nawiązujący do „piano ekstremisty” z Majdanu.

Jeśli w tekście chodzi, przede wszystkim, o Rewolucję Godności, a z książki wynika, że była ona porażką, czy to oznacza, że Pan uważa ją za porażkę?

W żadnym wypadku nie uważam, że Rewolucja Godności była porażką. Wręcz przeciwnie, to było zwycięstwo, i jestem szczęśliwy, że miałem w niej udział. Nie mam żadnych wątpliwości na ten temat. Jednak jako pisarz, potrzebowałem stworzyć historię w formie “road movie” i ucieczki. Moim bohaterem jest osoba nieustannie zagrożona, prześladowana zarówno przez służby specjalne swojego kraju, jak i przez organizację przestępczą. Dla mnie ważne było oddzielenie rzeczywistości historycznej Ukrainy od rzeczywistości, którą przedstawiam w powieści. Dlatego nie podaję nazwy konkretnego kraju, w którym odbywa się podobna do Rewolucji Godności rewolucja, ale która kończy się porażką, zmuszając bohatera do ucieczki.

Pisze Pan, że emigracja to taki kraj, w którym zazwyczaj sypia się źle, a jak się zaśnie, to śnią się takie rzeczy, że lepiej się nie budzić. Czy Pan ubolewa nad tym, jak wielu Ukraińców opuściło i opuszcza swój kraj? Czy ma Pan doświadczenie życia poza granicami kraju?

Ja osobiście nie posiadam żadnego doświadczenia związanego z emigracją. Najdłużej przebywałem za granicą przez rok, ale były to rezydencje pisarskie, gdzie od samego początku było jasne, że mój pobyt jest tymczasowy. Nawet gdy wyjeżdżałem na przykład do Berlina, aby pracować, zawsze miałem świadomość, że w każdej chwili mogę wrócić. Zwiedzam Ukrainę i angażuję się w różne projekty zarówno tam, jak i gdziekolwiek indziej. Nie mam doświadczenia tzw. “ostrej” emigracji, jak to miało miejsce za czasów ZSRR, gdy ktoś opuszczał kraj i już nie wracał.

Jednak mój bohater przeżywa zupełnie inną sytuację. To człowiek, który kiedyś zdecydował, że nie zostanie w Stanach, ale wraca do swojego kraju, aby przez rock-n-roll ratować jego kulturę. Tam naprawdę się odnajduje i czuje, że kraj rozwija się w dobrym kierunku. Następnie wstępuje w opozycję przeciwko dyktaturze, aby bronić swoich wartości. Później jest zmuszony porzucić wszystko, ponieważ jest poważnie zagrożony. Stworzenie takiego obrazu i świata, w którym główny bohater stopniowo dochodzi do przekonania, że jest nieśmiertelny, jest paradoksalnie fascynujące. W pewnym sensie zazdrości on wszystkim tym, którzy umierają.

Uważam, że bardzo produktywnym wątkiem jest zmiana miejsc podróży. Ta powieść jest nieustanną podróżą przez całą swoją narrację.

Przytoczę tu cytat z Pana książki: „Kiedy po 7 latach wracałem do swojego kraju, hodowałem mizerniutką nadzieję, że go nie poznam. Choćby trochę nie poznam. Ale gdzie tam! Jakie tam niepoznanie! Wszystko tu jest swojskie, wszystko mi tu znajome, jak pisał zapomniany poeta. To samo zaniedbanie i rujnacja, wszędzie jakieś początki czegoś niezrobionego i porzuconego, po czym zostają tylko śmiecie i chwasty. [] Mniej więcej wtedy zacząłem się bawić myślą, że w rzeczywistości tu nic się nie zmieniło, bo nie było mnie. [] Nie dlatego, że jestem taki wielki, ale dlatego, że jestem kroplą. O jedną kroplę było więcej – o mnie. Jedna kropla mniej – i w tym kraju nic się nie uda. Przebacz, kraju, odtąd już cię nie opuszczę”

Jako pisarz od połowy lat 90. przyjeżdżam do Polski i zauważyłem, jak dramatycznie zmienia się publiczność, która przychodzi na moje spotkania. Kiedyś było trudno spotkać chociaż jednego Ukraińca, a teraz coraz więcej Ukraińców i Ukrainek pojawia się na tych wydarzeniach, a jednocześnie coraz mniej Polek i Polaków. To skłoniło mnie do refleksji nad tym, że jesteśmy w pewien sposób częścią historii związanej z emigracją, która po 24 lutego otrzymała impuls do pomnażania się.

Dostrzegłam w książce ostry sceptycyzm dotyczący zmian społecznych i kulturowych. Czy w Pana odczuciu zmiany społeczne w Ukrainie wciąż są niewystarczająco dynamiczne? Co było lub dalej jest największym hamulcem tych zmian?

Potrzebowałem tego do powieści, ale nie jestem sceptyczny wobec zmian zachodzących na Ukrainie. Wręcz przeciwnie, doświadczyłem pierwszej fali optymizmu społecznego w roku 2004 podczas rewolucji pomarańczowej. Przed tym wydarzeniem byłem raczej sceptyczny. Już w latach poprzedzających rewolucję zauważałem narodziny nowych zjawisk i rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Pomimo późniejszego rozczarowania, wydarzenia na Majdanie i początek rosyjskiej agresji przekonali mnie, że zmierzamy we właściwym kierunku i trzeba być optymistą. Sam fakt rosyjskiej inwazji jest dowodem, że jesteśmy na właściwej ścieżce.

Inny drobiazg, który nie umknie czytelnikowi: „kraj, który wcześniej nazywano Rosją” oraz „język, który wcześniej nazywano rosyjskim”. Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca, ale odniosłam wrażenie, że już w roku 2020, w którym książka została skończona, wiedział pan coś więcej. My, czytelnicy, chcemy wierzyć, że pisarze przeczuwają jakieś jeszcze niedokonane wydarzenia historyczno-społeczne i mogą niektóre rzeczy przewidzieć. Co Pan w tej chwili przeczuwa?

Po ukazaniu się mojej książki wielu ludzi, głównie dziennikarzy, pytało mnie, czy jestem przeciwny rosyjskiemu językowi itp. Odpowiadam wtedy: wyobraźcie sobie, że w niedalekiej przyszłości nasz sąsiad, Rosja, dokonuje jakiegoś potężnego aktu przemocy, a cały świat nie jest w stanie temu przeciwdziałać. Jedyną możliwością oporu wobec tej rosyjskiej agresji byłoby umówienie się, że nie będziemy dłużej nazywać tego kraju Rosją ani jej języka rosyjskim. Byłby to rodzaj humanitarnego bojkotu. Wyobraźmy sobie, że już mieliśmy Buczę – słowo, które symbolizuje wszystkie zbrodnie dokonane przez rosyjskich żołnierzy. Dziś rozważamy nawet usunięcie rosyjskiej kultury. Nawet kłócimy się, czy nadal nazywać ten kraj Rosją. Nie chcę tu mówić o proroctwach, ale gra z wizjami przyszłości jest dla mnie niezwykle fascynująca.

Muzyka jest w tej książce niezmiernie ważna. Czasami jest tłem, a czasami wręcz treścią i przekazem. Jest czymś, co nadaje sensu samemu bohaterowi, a czytelnikowi – chęci kontynuacji i zanurzenia się w świecie bohatera. Czy niesie jakiś przekaz?

Zarówno na polskim, jak i ukraińskim wydaniu książki umieszczony jest QR-kod na tylnej okładce, który prowadzi do listy utworów muzycznych, znanych jako “Lista Rotskiego”. Ta lista zawiera 15 kompozycji, z których każda ma swoje własne znaczenie w powieści. Każdy utwór jest powiązany z innym wątkiem. Czasami puszczany przez bohatera utwór stanowi kontynuację tego, o czym Rotski właśnie mówił w radiu. Ma także szersze tematyczne powiązanie z nastrójem książki. To jest muzyka nocy. Rotski, który stracił możliwość grania swojej własnej muzyki, nie potrafi już grać, ale umie słuchać. To dla niego sposób przetrwania, gdyż przeszedł ze stanowiska wykonawcy do roli słuchacza. Jednak jest to słuchacz o genialnym wyczuciu. On poświęca cały swój czas na muzykę, a ma wieczność wolnego czasu. To bardzo interesująca sytuacja: człowiek ten ma nieograniczone zasoby finansowe i nieograniczony czas. Mogłoby się wydawać, że jest to przepis na szczęście, ale nie dla niego. Ta muzyka jest również jego sposobem na zabijanie czasu. Rotski tworzy swoje własne antologie z różnych światów i kontynentów. Przez cały czas jest zanurzony w dźwiękach muzyki.

Bohater jest przedstawicielem Pana pokolenia i w książce jest wyczuwalna pewna nostalgia, gorycz, samotność, sentyment, jeśli chodzi o zestawienie teraźniejszości i przeszłości. Rotski często kpi z obecnego stanu rzeczy, z daleko posuniętej równości genderowej, feminizmu, z tego, jak się zmieniają zasady funkcjonowania społeczeństwa w zakresie relacji damsko-męskich. Pokazuje głównie stronę absurdalną zmian społecznych, które moje pokolenie uważa za bardzo ważne i poważne. Jest tam sprzeciw sieciom społecznościowym, w których Pana z zasady nie ma. Czy to jest pokoleniowe czy to był również pewny przekaz lub przestroga?

Tam jest parodia pewnego rodzaju biurokratyzacji stosunków międzyludzkich. Chodzi tutaj nie tylko o sferę seksualną, ale również o absurdalność niezliczonych instrukcji, zaleceń i punktów, którymi teraz jesteśmy zasypywani i przytłoczeni. Zawsze priorytetem dla mnie jest wolność. A jeśli mówimy o wolności, to również o równości. Jestem zdecydowanym zwolennikiem równouprawnienia płci pod każdym względem. Wykreowanie tej parodii w moim tekście nie ma na celu upokarzanie kobiet. Przekaz ten działa w obie strony, obejmując różne aspekty.

Oleksandra Iwaniuk i Jurij Andruchowycz w Ukraińskim domu w Warszawie

W tekście mamy starzejącego artystę, który korzystając w cudzysłowie z ostatniej okazji, które życie mu podsuwa pisze o tysiącach młodych dziewczyn, które nie wiadomo, dlaczego lecą na tego mężczyznę. My, czytelnicy, wiemy, że on ma w sobie ciekawą historię, że jest kimś wyjątkowym, ale tysiące przypadkowych młodych dziewczyn – na pewno nie. Jego reakcja na nie wydaje się dość wulgarna: „kakova malica, kakova zadnica” (po serbsku) 

Oni go pożądają, ale też rzucają. W sferze seksualnej potrafi prawie wszystko, ale nie potrafi kochać. Przynajmniej do pewnego momentu. On już się pogodził z myślą, że przetrwa życie bez prawdziwej miłości. W młodości coś się z nim wydarzyło, co sprawiło, że stracił tę umiejętność, dlatego we wszystkich swoich przygodach nie znajduje niczego poza seksem, a te dziewczyny idą sobie dalej. Wyjeżdżają do innych krajów, emigrują, a on zostaje sam. Jednak w pewnym momencie pojawia się miłość, kiedy wreszcie spotyka kogoś, kto go naprawdę pokochał. I to od małego. Przedtem nie spotykał nikogo takiego. To jest właśnie jego zagadka. On broni się cynizmem. Po prostu kpi. Przede wszystkim z samego siebie, bo co jeszcze pozostaje samotnemu człowiekowi.

Dodam, że znana polska tłumaczka, Katarzyna Kotyńska, odmówiła tłumaczenia powieści z powodu wspomnianej instrukcji dotyczącej umowy przedstosunkowej. Prosiła mnie, abym usunął ten fragment z tekstu, na co się nie zgodziłem. W końcu książkę świetnie przetłumaczył Jerzy Czech.

Rozmawiała Oleksandra Iwaniuk