Łowczynie historii – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Łowczynie historii

30 kwietnia 2016
Łowczynie historii

Epokę XIX wieku w napisach na rzeźbach, witrażach, freskach, ścianach, podłodze, lampach, żaluzjach, balkonach,  wiatrowskazach oraz wielu innych architektonicznych ozdobach Lwowa odkrywają i badają mieszkanki tego miasta – Ksenia Borodin i Iwanna Honak.

Już od 6 lat zajmują się one poszukiwaniem starodawnych napisów. Niedawno pojawiła się ich trzecia książka „Lwów po polsku. Znak jakości” traktująca o sygnaturach towarowych. Pierwsza książka p.t. „Imię domu i inne napisy” powstała w 2012 roku i zawierała 250 fotografii z napisami. Druga, zatytułowana  „Miejskie życie na co dzień” – napisy na zakładach i instytucjach.

lwiw-702x336

Im wyżej, tym większa szansa, że napisy się zachowały

– Przez pierwszy rok zajmowałyśmy się wyłącznie zbieraniem materiału. Chodziłyśmy od budynku do budynku, od podjazdu do podjazdu. Często robiłyśmy to z dziećmi, bo nie miałyśmy z kim ich zostawić. We dwójkę mamy ich aż pięcioro. Czasami pytano nas – co tu robimy, na co odpowiadałyśmy – przeprowadzamy naukowe badania – opowiada pani Iwanka. –  Robiłyśmy zdjęcia, oznaczałyśmy na mapie, miejsca gdzie byłyśmy. Zdarzało się, że na parterze budynku nie było niczego, a już na pierwszym, czy drugim znajdowałyśmy coś ciekawego. Im wyżej, tym większa szansa, że napisy się zachowały. Przykładowo, dosyć często witraże są jedynie na ostatnim piętrze. Oczywiście, że były kiedyś także na drzwiach, i na każdym piętrze. Ale wszędzie się nie zachowały, a już na ostatnie piętro wandalom nie chce się wchodzić.

Oprócz hobby, każda z badaczek ma także codzienną pracę. Iwanna jest z wykształcenia ekonomistką, wykłada turystykę w Przykarpackim Instytucie im. Hruszewskiego, a także pracuje jako przewodnik turystyczny. Ma półtorarocznego synka i siedmioletnią córeczkę.

borodin-702x336

Ksenia to doktorantka filologii, ukończyła studia na katedrze filologii słowiańskiej. Obecnie wykłada język ukraiński dla cudzoziemców na Ukraińskim Katolickim Uniwersytecie. Ma  trzy córeczki, które już także piszą książki, chociaż na razie tylko dla zabawy. Autorki książek poznawały także wspólnie kulturę polską na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach.

Są miejsca, gdzie byłyśmy kilkadziesiąt razy, ale nie zauważyłyśmy nawet litery

– To co skrywa sekrety przyciąga ludzi. Nas także maniło niezbadane. Rejestrowałyśmy napisy i początkowo planowałyśmy jedynie pracę naukową, nie myślałyśmy o wydaniu książki popularno- naukowej. A więc pracowałyśmy nad tym tematem, wyłącznie jako naukowcy. Pewnego razu miałyśmy wykład o napisach na budynkach i były na nim osoby, dla których Lwów to miasto rodzinne i które nie są wobec niego obojętne. To właśnie oni zaproponowali nam wydrukowanie książki – wspomina pani Ksenia. Dużo pracy badaczki wykonują wspólnie. We dwójkę można dostrzec więcej niż w pojedynkę  – Ja mam spojrzenie filologa, a Iwanka ekonomisty.

Zebrano już ponad 2,5 tysiąca napisów.

– Są miejsca, gdzie byłyśmy kilkadziesiąt razy, ale nie zauważyłyśmy nawet litery. Na przykład – podpis na pomniku Mickiewicza. Przechodzimy tędy prawie codziennie. Jednak nie wszyscy dostrzegamy sygnaturę rzeźbiarza, a ona tam jest. Bardzo dużo podpisów producentów jest na wyrobach rzemieślniczych. Na drzwiach może to być marka kowala, a na szkle witrażysty. Taki podpis oznaczał znak jakości. Mistrz gwarantował tym samym jakość swej pracy. Zazwyczaj wskazywano autora pracy albo inicjały właściciela firmy, a czasami umieszczano nawet wiersz – mówi Iwanna.

Odkryciem dla niej był  napis na ulicy Halickiej. Była tam tablica pamiątkowa, poświęcona polskim żołnierzom, obrońcom Polski. Radzieckie władze chciały ją zniszczyć, ale wykonawca niesumiennie wykonał swą pracę i zamontował nad nią lampę, nie zbijając doszczętnie tablicy.

Mariusz Paździora / wikipedia
Mariusz Paździora / wikipedia

Kolejne ciekawe znalezisko to willa Palatyn na Kaczej Górze. Zdobiły ją medaliony z wizerunkami polskich królów z podpisami, mówiącymi kto jest kim. Obecnie nie zachowało się już nic z tego, co zarejestrowały Iwanna i Ksenia.

Wspaniałą ozdobę architektoniczną miasta stworzył rzeźbiarz Michał Makowicz. Budynek jego autorstwa  mieści się na rogu ulic Drukarskiej i Łesi Ukrainki. Stworzył do niego rzeźbę Archanioła Michała, który walczy z szatanem i popisał ją.

– Na skrzyżowaniu ulic Księcia Romana i Iwana Franko znajduje się tablica poświęcona Janowi Lamowi. Gdy ją fotografowaliśmy była już bardzo zatarta. Obecnie jest ona oczyszczona i pozłocona. Lam był znanym Lwowianinem, satyrykiem. To on wprowadził określenie „batiar”,  z którego my Lwowiacy obecnie się cieszymy i je wykorzystujemy – mówi Ksenia. – Z przyjemnością wspominamy także o tym, że odnowiono już tablicę poświęconą Arnoldowi  Röhringowi – naczelnemu ogrodnikowi naszego miasta, któremu zawdzięczamy jego zazielenienie. Po tym, gdy zwrócimy uwagę, niektóre rzeczy są odnawiane. A inne, jak wspomniani królowie, niszczeją i pozostaje jedynie wspomnienie.

wikiwand.com
wikiwand.com

Jeszcze jedna ciekawostka ukrywa się w zakamarkach przejazdu Krzywa Lipa. Do tej pory jest tu reklama kalkulatorów, które były, i do tej pory są produkowane w USA. Zdarzają się także nawet napisy z pomyłkami. Na przykład, jest we Lwowie kratka kanalizacyjna, na której na metalu znajduje się odlew z błędem.

Napisy nie są w naszym kraju cenione, nie są uznane nawet na poziomie miasta

Autorki książek mówią, że materiału jest bardzo dużo, ale objętość ich książek zależy od możliwości finansowych.

– Wszyscy, do których się zwracałyśmy mówili, że pomysł jest świetny, ale nie śpieszyli do wsparcia finansowego. Gdy przygotowywałyśmy do druku pierwszą książkę, pomógł nam polski konsulat, do tej pory są naszym najważniejszym darczyńcą.

Jednak, pomimo tego, że dziewczyny wkładają swoje pieniądze i szukają mecenasów, głównym problemem pozostaje brak ochrony prawnej zabytków. Napisy nie są w naszym kraju cenione, nie są uznane nawet na poziomie miasta.

– Z punktu widzenia prawa napisy są w próżni. Nie są obiektami dziedzictwa i nie są uznane  za cenne. Każdy może je zbić, czy zdemontować i sprzedać w antykwariacie lub wywieźć do innego kraju. Do rozwiązania tego problemu na poziomie prawnym potrzebna jest społeczna świadomość. Na razie dopiero się formuje. Mamy nadzieję, że dojdzie do rozwiązania tego problemu. Nie wiadomo tylko, ile z tych obiektów dotrwa do czasu, gdy będą uznane za zabytek, chociażby na poziomie miasta – mówi Ksenia Borodin.  – Nie tak dawno trafiłyśmy na kolumienkę wodną, która znalazła się w trzeciej książce, a zanim książka trafiła do druku, usunięto ją. Była działająca roleta na zakładzie zegarmistrzowskim na ulicy Hercena. Także zdążyła jeszcze trafić do książki, ale na w na miejscu już jej nie ma.

Książki przewodniki, które pomogą zorientować się turyście w mieście, zobaczyć na własne oczy mnogość napisów lub dotknąć ich rękami, można kupić we lwowskich księgarniach. A tymczasem, Ksenia i Iwanna gromadzą materiał i podejmują pomysł wydania jeszcze jednej książki o wielonarodowych napisach we Lwowie.

Przygotowała Tetiana Jaworska