Migranci powinni wiedzieć, że mogą na kogoś liczyć – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Migranci powinni wiedzieć, że mogą na kogoś liczyć

24 lutego 2013

Fundacja „Perechrestja – Zatoka Gdańska” oficjalnie działa od 2009 roku, jednak doświadczenie jej przewodniczącej – Niny Padun, w działalności w środowisku migranckim, ma o wiele dłuższą historię. Idea utworzenia organizacji, która zajmowałaby się pomocą migrantom, zrodziła się w jej głowie około 10 lat temu. Wsparły ją koleżanki – Polki, a później dołączyły Ukrainki – migrantki. Często spotykały je po prostu na ulicy – słyszały, że ktoś rozmawia po ukraińsku, podchodziły i poznawały się, zapraszały na spotkanie. Początkowo były to spotkania w prywatnych mieszkaniach, potem pole działalności rozszerzało się – było coraz więcej ludzi i coraz więcej problemów do rozwiązania.

Gdy poznali przedstawicieli organizacji „Stowarzyszenie interwencji kryzysowej” zaczęli studiować przepisy, które obowiązują w Polsce. Była to bardzo korzystna wiedza, ponieważ nieznajomość prawa nie zwalnia z odpowiedzialności za jego naruszanie. Uświadomili sobie wówczas, że tą wiedzą powinni podzielić się z innymi ludźmi, aby wiedzieli co robić w trudnych sytuacjach. A gdy nawiązali współpracę z Międzynarodową Organizacją do Spraw Migracji, dowiedzieli się, że istnieje program „Aktywni i kompetentni”, w ramach którego zarejestrowali fundację. W statucie zapisali, że jej celem jest pomoc migrantom na terytorium Polski w zapewnieniu ich praw, zwiększeniu szans na legalizację pobytu, a jednocześnie zmniejszeniu zagrożeń, przede wszystkim niewolniczej pracy.

Ponieważ ośrodkiem głównej działalności był Gdańsk, postanowili zwrócić się do miejscowej grecko-katolickiej parafii z prośbą o udzielenie pomieszczenia na biuro fundacji. Decyzją parafialnej rady udzielono go bezpłatnie. Od tej pory spotkania migrantów stały się regularne – w każdą niedzielę, po nabożeństwie. Oprócz tego jest możliwość skorzystania ze świetlicy, do której może przyjść dużo ludzi.

Pierwsze działania miały na celu nauczenie ludzi walki o swą godność. W sytuacji, gdy przyjeżdżali do pracy, w obcym kraju bali się wszystkiego i niektórzy miejscowi to wykorzystywali, pracodawcy po prostu ich gnębili. Gdy pojawiały się takie problemy, pracownicy fundacji odwiedzali ludzi w domu, u ich pracodawców. Uprzedzali o wizycie jakoby kuzynki z koleżanką – na herbatkę. W ten sposób podtrzymywali kontakt, a ludzie widzieli, że nie są sami, że w razie problemów jest ktoś, kto weźmie ich pod ochronę.

Zdarzały się także przypadki, gdy robotnicy nie dostawali wypłaty. Wówczas, do kierownika przedsiębiorstwa dzwoniła współpracownica fundacji – Polka i w oficjalnej rozmowie wyjaśniała, jakie obowiązki ma wobec swego pracownika pracodawca i od razu uprzedzała, że powiadomi o naruszeniach prawa inspekcję pracy. Zazwyczaj to wystarczało, aby wypłata była wypłacana na czas. W kilku przypadkach, gdy rozmowa nie wystarczała, trzeba było zwrócić się o pomoc do Konsulatu Ukrainy w Gdańsku. Konsul Wołodymyr Dubczak jechał wówczas z nimi do pracodawcy wyjaśniać sprawę. Nie było przypadku, by odmówił.

Na początku było ciężko, ponieważ ze wszystkimi pytaniami i problemami ludzie zwracali się bezpośrednio do przewodniczącej fundacji. Obecnie widać już rezultaty wieloletniej działalności, ponieważ migranci już sami wiedzą, co mają robić, do kogo mogą zwrócić się z prośbą o pomoc. Specyfika życia migrantów polega na tym, że gastarbeiterzy często przejeżdżają z miejsca na miejsce w poszukiwaniu pracy. Osoby, które pracowały wcześniej w Gdańsku, a zmieniły miejsce pobytu, telefonują i wspominają – jak to było dobrze, gdy miały gdzie i z kim się spotykać, ponieważ tam gdzie teraz mieszkają nic się nie dzieje. Nina Padun zachęca ich do tego, aby na miejscu sami coś robili, wówczas nie będą czuć się zagubionymi i osamotnionymi na obcej ziemi.

Wspomina, jak jeden z migrantów powiedział jej – „Odczuwamy teraz, że jesteśmy komuś potrzebni”. Jako przewodnicząca fundacji, cieszy się, że obecnie nawet nie musi być osobiście obecna na każdym spotkaniu. Ciągle powtarza, że ludzie powinni sami sobie nawzajem pomagać, ponieważ jedna osoba wszystkiego nie zrobi.

W siedzibie biura wszyscy są gospodarzami na równych prawach. Gdy zobaczą, że przyszedł ktoś nowy – musowo przywitać, ugościć, wypytać, poinformować o działalności organizacji, która może pomóc, gdy zajdzie taka potrzeba. A teraz ludzie wspólnie rozwiązują załatwiają swe sprawy, razem szukają pracy, pomagają w rozwiązywaniu problemów. Najważniejsze, że przestali się bać. I już nie musi jedna osoba zajmować się wszystkimi sprawami.

Podczas naszej rozmowy przewodnicząca Fundacji „Perechrestia – Zatoka Gdańska” Nina Padun dzieli się planami na przyszłość:
– W najbliższym czasie chcemy utworzyć filie naszej organizacji we wszystkich miejscowościach Pomorza i ogólnie – w całej zachodniej części Polski – tam gdzie mamy aktywnych liderów, czyli w Szczecinie, Wrocławiu, Katowicach. Poszukujemy także liderów, którzy mogliby zająć się naszsmsymi sprawami w innych miejscowościach. Jeżeli ktoś, po przeczytaniu tego artykułu, zechce się do nas przyłączyć – bardzo prosimy zwracać się do nas telefonicznie (wystarczy nawet napisać sms na nr 513 63 83 91 lub 503 94 34 78) lub za pomocą poczty elektronicznej pisząc na adres [email protected] – będziemy wdzięczni za wszelkie kontakty, na pewno na wszystkie odpowiemy. Trochę tych kontaktów mamy, trzeba tylko zacząć pracować.

O działalności fundacji poinformowany jest także ordynariusz wrocławsko – gdański Ukraińskiej Cerkwi Grecko – Katolickiej Włodzimierz Juszczak, który udzielił jej swego błogosławieństwa. Cerkiew Grecko-Katolicka poważnie odnosi się do problemów migrantów, utworzono tu nawet specjalną Komisję do Spraw Migrantów. A na miejscu, w Gdańsku można liczyć na wsparcie zarówno proboszcza ks. mitrata Josypa Ulyćkoho, jak i całej rady parafialnej katedralnej cerkwi św. Bartolomeusza i Opieki Matki Boskiej. Migrantów na różne sposoby wspiera Pomorski Oddział Związku Ukraińców w Polsce, szczególnie przewodnicząca Elżbieta Krzemińska zawsze informuje, co ciekawego i ważnego dzieje się w Gdańsku i województwie pomorskim, organizowane są także wspólne spotkania z okazji różnych świąt. Odczuwa się wówczas, że wszyscy Ukraińcy należą do jednej wielkiej rodziny.

Dużo pomagają ludzie, którzy powrócili z Polski do domu. Fundacja ma swych przedstawicieli w dużych miastach Ukrainy: Kijowie, Charkowie, Równem, Lwowie, Iwano – Frankowsku, Berdiansku. Obecnie starają się, aby stworzyć ośrodki, podobne do tego w Gdańsku, do których mógłby zgłosić się każdy migrant, który powraca z zarobków do domu. Jeśli wyniknie sytuacja, że trzeba będzie komuś pomóc, wiadomo będzie, do kogo można się zwrócić o poradę.

Odpowiadając na prośbę i starania fundacji, w Konsulacie RP w Kijowie, raz w tygodniu, konsul osobiście przyjmuje osoby, którym odmówiono wydania wizy. Podczas takiej rozmowy mogą one osobiście przedstawić swój problem. Nina Padun opowiedziała, że ostatnio odwiedziła incognito kijowski konsulat (konsul nie zdawał sobie sprawy, że śledzi ona jego pracę) i stwierdziła, że w tym czasie nikomu nie odmówiono rozpatrzenia jego sprawy, wszystkie problemy były załatwione. Podobne rozwiązania próbowano wprowadzić także w konsulacie w Charkowie, ale póki co nie udało się wprowadzić ich w życie. Wiadomo – wszystko wymaga czasu.

Ponieważ od początku roku gorącym tematem w życiu środowiska migrantów jest abolicja, zapytałam także o działalność fundacji w tym kontekście. Nina Padun przyznaje, że przed ogłoszeniem ustawy o abolicji nikt nie przyznawał się otwarcie do tego, że nie ma aktualnych dokumentów na pobyt, wiedziała o tym jedynie ona i miała, na wszelki wypadek, numery telefonów do „nielegalnych”. Dlatego, może teraz z pewnością powiedzieć, że obecnie wszyscy oni są już zalegalizowani. W Gdańsku i całym województwie pomorskim pozostali jedyni ci „nielegalni”, do których dotarto dopiero w ostatnim czasie. Osoby, które przychodziły wcześniej na spotkania, stały się swoistymi posłańcami i gdy jadą do domu lub spotykają się z nowymi ludźmi, opowiadają im o fundacji, także o abolicji – przekazują ulotki z informacją o tym, co to jest i co należy zrobić, aby z niej skorzystać.

Na Pomorzu jest wiele osób, które podlegały pod przepisy tak zwanej „dużej” abolicji, czyli z prawem do pozostania w Polsce. Mało kto jednak wie, że w ramach ustawy działa także tak zwana „mała” abolicja i kto może z niej skorzystać. Problem w tym, że gdy ludzie słyszą, że nie mają prawa na legalizację, bo przyjechali do Polski, powiedzmy już po 20 grudnia 2007 roku i dlatego nie dostaną zezwolenia na osiedlenie (na podstawie którego wydaje się tzw. „karta pobytu”) – myślą wówczas, że ich sytuacja jest beznadziejna. A tymczasem, jeśli chcą pojechać do domu, to po złożeniu wniosku w wydziale do spraw cudzoziemców, na tej podstawie, istnieje możliwości w ciągu 45 dni przekroczyć legalnie granicę bez otrzymania stempla o deportacji. Dla większości z tych, kto miał nieważną wizę lub paszport, to już całkowicie wystarczy.

Są też osoby, które boją się lub mają wątpliwości, czy powinni składać wnioski o abolicję, ponieważ myślą, że wyniknie z tego jakaś afera. Szczególnie boją się iść do konsulatu w celu prolongowania ważności paszportu lub wyrobienia nowego, gdy poprzedni został skradziony. Pracownicy fundacji tłumaczą im, że ukraiński konsulat naprawdę pomaga ludziom – bez różnicy – czy przebywają oni legalnie czy nielegalnie, przychodzą po dokumenty, czy też po prostu – po informację.

Konsul odnosi się do wszystkich po ludzku i nikomu nie odmawia zajęcia się jego sprawą. Pomoc zaoferowała także małżonka konsula (imię i nazwisko). I rzeczywiście, fundacja w imieniu migrantów zwraca się już do niej z różnymi sprawami zawsze otrzymując odpowiedź.

Już na 2 maja zaplanowano spotkanie na temat abolicji z udziałem Bernarda Matei – dyrektora Wydziału do Spraw Cudzoziemców Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego. Migranci zwracają uwagę na to, aby w wydziale była dostępna informacja o tzw. „małej” abolicji – kto może z niej skorzystać i co ona daje. Chcą też prosić o to, by urzędnicy z większym zrozumieniem odnosili się do ludzi – pamiętali, że nie wszyscy cudzoziemcy umieją pisać po polsku i czasami trzeba im pomóc, na przykład, dopisać dwa słowa, których brakuje we wniosku. Kolejna ważna sprawa to możliwość przeprowadzenie bezpośrednich spotkań urzędników z przedstawicielami migrantów, praktykowana w Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim.

Na zakończenie naszej rozmowy Nina Padun dodaje:

– Chcę osobiście bardzo podziękować tym wszystkim migrantom, którzy z własnej woli pomagają nam już od dłuższego czasu – organizują spotkania, rozpowszechniają informację. Niestety nie mogę wymienić każdego z osobna, bo takich pomocników jest kilkadziesiąt. Bez nich nie dałabym po prostu rady. W takiej skali, w jakiej obecnie prowadzimy działalność, bez ich wsparcia nie moglibyśmy niczego zrobić.

Wiktoria Grądzka