
Sytuacja militarna w Ukrainie jest bardzo skomplikowana. Prawie wszyscy dowódcy mówią, że na froncie jest za mało ludzi. Od początku jesieni Rosja atakuje w obwodzie donieckim, nie robiąc tak zwanej przerwy operacyjnej.
18 maja weszła w życie nowa ustawa o mobilizacji. Kwestia mobilizacji od dawna wywołuje w Ukrainie gorące dyskusje, a w kwietniu dotknęła Ukraińców przebywających poza granicami kraju.
Jednym z przepisów nowego prawa jest obowiązek aktualizacji w ciągu dwóch miesięcy danych uwierzytelniających odnośnie wszystkich mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat. Dotyczy to również osób przebywających za granicą. Jeśli dana osoba tego nie zrobi, odmówi się jej usług konsularnych w zagranicznych placówkach dyplomatycznych, na przykład – nie zostanie jej wydany nowy paszport.
By nie wszyscy musieli walczyć
O zapotrzebowaniu ludzi na froncie i, co za tym idzie, nasileniu mobilizacji, zaczęto szerzej mówić w zeszłym roku, po nieudanej letniej ofensywie. Choć niektórzy żołnierze już w 2022 roku twierdzili, że „walczyć przyjdzie się wszystkim”. Jednak do letniej ofensywy 2023 roku uwaga była skupiona przede wszystkim na dostawach broni i amunicji, które były bardzo potrzebne, a których zdobycie wymagało prowadzenia niemalże „bojów” z zachodnimi partnerami. Główne przesłanie brzmiało: dajcie nam broń, bo ludzie są. I nawet ówczesny naczelny dowódca generał Wałerij Załużny, jesienią 2022 roku mówił, że więcej żołnierzy już nie potrzeba.
Możliwe, że takie podejście kierownictwa politycznego i wojskowego było błędem komunikacyjnym. Na początku rosyjskiej inwazji tysiące ochotników, w tym z Polski, ustawiło się przed punktami mobilizacyjnymi. Wielu osobom powiedziano wówczas, że nie są potrzebne. Ten moment można było wykorzystać bardziej optymalnie.
Po 2022 roku dużo mówiło się o przykładzie Izraela. Oczywiście, Izrael i Ukraina to dwie różne rzeczywistości: inny wróg, inne potrzeby. Ukraina mogłaby jednak stworzyć system szkolenia, który objąłby część społeczeństwa, w tym także tych, którzy nie podlegali wówczas mobilizacji. Jednocześnie, powinien to być system oparty na wysokiej jakości i odpowiednio długim szkoleniu. Oczywistym jest, że im lepiej wyszkolony żołnierz, tym pewniej się czuje.
Nowa ustawa o mobilizacji częściowo rozwiązuje tę kwestię, gdyż zamiast zniesionego poboru wprowadza się szkolenie podstawowe. Obowiązkiem jego odbycia są objęci mężczyźni w wieku 18–25 lat, przy czym osoby poniżej 24. roku życia mogą wybrać okres służby. W stanie wojennym szkolenie podstawowe będzie trwało trzy miesiące. Jeden miesiąc – podstawowe szkolenie wojskowe, dwa – zawodowe. Być może, gdyby takie zmiany zostały wprowadzone w 2022 roku, przygotowania mogłyby trwać dłużej i przynieść lepsze efekty
Kluczowe znaczenie ma profil szkolenia. W praktyce okazuje się jednak, że nadal są z tym problemy. Niedawno jeden z dowódców walczących w obwodzie donieckim powiedział, że spośród 20 nowych żołnierzy, którzy dołączyli do jego oddziału, wielu praktycznie nic nie umie. Na szczęście jednostka prowadzi także własne szkolenie na własnym poligonie, jednak taka sytuacja wyraźnie opóźnia czas przygotowania do walki. To oczywiście musi się zmienić, bo na tym opiera się także niezbędny element mobilizacji – zaufanie obywateli do systemu.
Czy rządy innych krajów pomogą Ukrainie w mobilizacji jej obywateli?
Kwestia mobilizacji w Ukrainie zmusiła także urzędników i polityków w wielu krajach europejskich, w których żyją ukraińscy uchodźcy i imigranci, do zajęcia stanowiska w tej sprawie.
Niedawno szwajcarska gazeta Neue Zürcher Zeitung napisała, że ich politycy wzywają do powrotu do Ukrainy 11 000 mężczyzn w wieku poborowym.
„Każdy poborowy – obywatel Ukrainy nie ma uzasadnionych podstaw, aby udzielić mu ochrony, gdyż jest ona (ochrona – przyp. red.) przeznaczona przede wszystkim dla kobiet, dzieci i osób starszych. Szwajcaria powinna pomóc Ukrainie w powrocie poborowych mężczyzn. Nie chcemy przyjmować de facto dezerterów, którzy uciekli z kraju, który teraz potrzebuje ich obecności na miejscu” – skomentował szwajcarskiej gazecie deputowany Partii Liberalnej Christian Wasserfallen.
Do głosu liberałów dołączyli także przedstawiciele Szwajcarskiej Partii Ludowej. Jej posłowie chcą skierować sprawę umowy o readmisji do rozpatrzenia w izbie niższej parlamentu – Rady Narodowej.
„Fakt, że Szwajcaria od dwóch lat przyjmuje dezerterów i wspiera ich z pieniędzy podatników, jest kpiną ze statusu ochrony. Demonstrujemy brak solidarności z Ukrainą. Gdyby istnienie Szwajcarii było zagrożone, nie bylibyśmy zadowoleni z tego, że inne kraje udzieliły schronienia setkom tysięcy naszych żołnierzy i nadal uważały, że robią coś dobrego” – powiedział Pascal Schmid, deputowany Szwajcarskiej Partii Ludowej.
Wypowiedzi szwajcarskich polityków wywołały oburzenie wśród ukraińskich organizacji w tym kraju.
„To cyniczna próba rozwiązania kwestii ukraińskiej. A robią to politycy z kraju, który nie pozwolił nawet krajom trzecim na transfer broni wyprodukowanej w Szwajcarii, aby pomóc Ukrainie. Jeśli rzeczywiście poborowi zostaną odesłani, mam nadzieję, że dostaną broń” – odpowiedział szef Towarzystwa Ukraińców w Szwajcarii Andrii Łusznik.
W słowach Łusznika jest wiele gorzkiej prawdy. Na przykład, powołując się na swą neutralność, Szwajcaria nie zgodziła się na sprzedaż, dostarczanej przez Niemcy, amunicji 35 mm do systemów przeciwlotniczych Gepard, które chronią między innymi ukraińskie miasta przed atakami dronów kamikadze. Do niedawna jedynym producentem tego typu amunicji w Europie była Szwajcaria.
Ale szwajcarscy politycy nie są jedynymi w Europie, którzy poruszają tę kwestię. Polska była prawdopodobnie pierwszym krajem, który zareagował na wprowadzenie przez Ukrainę ograniczeń konsularnych dla Ukraińców przebywających za granicą i podlegających obowiązkowi mobilizacyjnemu.
Minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz już 24 kwietnia oświadczył, że Polska jest gotowa pomóc Ukrainie w powrocie do kraju mężczyzn w wieku poborowym.
„Myślę, że wielu naszych rodaków było i jest zbulwersowanych, gdy widzą w kawiarniach młodych ukraińskich mężczyzn i słyszą o tym, ile wysiłku kosztuje nas pomaganie Ukrainie” – powiedział minister.
W ślad za polskim ministrem obrony, litewski minister obrony Laurynas Kasčiūnas także dopuścił możliwość pomocy Ukrainie w kwestii powrotu migrantów – mężczyzn. Dodał jednak, że na razie trudno powiedzieć, na czym mogłyby polegać konkretne działania. Powiedział także, że Litwa będzie śledzić działania Polski w tej sprawie.
Nie będzie siłowych wysyłek
Wypowiedź Kosiniaka – Kamysza wywołała zaniepokojenie w kręgach polskiego biznesu. W Polsce jest 371 000 Ukraińców, którzy mogą zostać objęci mobilizacją. Ukraińscy uchodźcy i migranci przyczyniają się do wzrostu PKB Polski. A hipotetyczne zaostrzenie zasad ich pobytu wpłynie nie tyle na ich powrót do kraju, co na dalszą migrację do krajów, które nie deklarują pomocy Ukrainie w tej sprawie.
Wśród nich są Niemcy, do których przybyło już wielu ukraińskich uchodźców z Polski. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz powiedział niedawno, że Ukraińcy legalnie pracujący w Niemczech nie są zagrożeni. Niemcy, podobnie jak Polska, potrzebują pracowników.
„Ukraińcy mający pracę będą mogli pozostać w Niemczech, mimo że Ukraina chce powrotu obywateli mieszkających za granicą. Sytuacja prawna jest taka, że ich pobyt tutaj nie budzi żadnych wątpliwości. Zatrudnienie zapewnia także bezpieczeństwo pobytu” – stwierdził Scholz.
W maju Fińska Służba Migracyjna poinformowała, że nie planuje zmiany procedury udzielania tymczasowej ochrony Ukraińcom w wieku poborowym. I wydaje się, że takie podejście, jak w Niemczech czy Finlandii, będzie w Europie przeważać.
Co więcej, stwierdzenie Ministra Obrony Narodowej zostało częściowo sprostowane, choć nadal nie ma jasnego stanowiska polskich władz. Pod koniec kwietnia wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna powiedział, że Polska może nie przedłużyć terminu zezwolenia na pobyt mężczyzn objętych mobilizacją po jego upływie. Jednak kluczową kwestią, jak zauważył Szejna, byłaby prośba ukraińskiego rządu do polskich partnerów w tej sprawie. A w tej chwili nic tego nie zapowiada. W rozmowie z Deutsche Welle wicepremier Ukrainy ds. integracji europejskiej i euroatlantyckiej Olga Stefaniszyna powiedziała, że Ukraina nie będzie przymusowo przywracać z zagranicy mężczyzn w wieku poborowym.
Między sprawiedliwością, potrzebami i fałszywymi narracjami
W Ministerstwie Obrony uważają, że ustawa mobilizacyjna doprowadzi do zmiany sytuacji, w której część ludzi walczy, a część „prowadzi pokojowe, spokojne życie”.
„Ta rażąca różnica, która rzuca się w oczy za każdym razem, gdy wracasz z Donbasu do spokojnych miast, nie jest normalna. Byłoby to zrozumiałe, gdybyśmy mieli słabego wroga. Obecnie wróg jest taki, że trzeba zmobilizować cały kraj, całe społeczeństwo” – powiedział 11 maja w telewizji Espresso rzecznik ministerstwa Dmytro Łazutkin.
Rzeczywiście, dla wielu mieszkańców Ukrainy problem mobilizacji od samego początku był kwestią sprawiedliwości. Tym, którzy walczą, zwłaszcza od początku rosyjskiej inwazji, a także ich rodzinom, trudno zrozumieć tych, którzy jej unikają. Ale w jakim stopniu i jak szybko nowe prawo mobilizacyjne to zmieni, trudno dziś powiedzieć.
Zgodnie z przeprowadzonym pod koniec marca przez Fundację Inicjatyw Demokratycznych imienia Ilka Kuczeriwa sondażem 19 procent społeczeństwa jest gotowe walczyć na froncie. I jeszcze 35 procent udzielać dużego wsparcia (na przykład finansowego).
Te liczby można porównać z sytuacją przed rosyjską inwazją na pełną skalę. Na początku lutego 2022 roku gotowych do walki było 22,5 procent respondentów. Dyrektor Fundacji Inicjatyw Demokratycznych Ołeksij Harań uważa, że 19 procent to dość wysoki wskaźnik.
Dla porównania, według badań przeprowadzonych w Polsce pod koniec ubiegłego roku, jedynie 15,7% obywateli było gotowych stanąć do obrony swojego kraju. To także odpowiedź dla tych w Polsce, którzy uważają, że Ukraińcy zamiast walczyć na froncie, spędzają czas w warszawskich kawiarniach.
Zdaniem profesora Ołeksija Harania problemy z mobilizacją wynikają z kilku przyczyn. „Przedłużanie się wojny, brak zachodniego sprzętu, krew i cierpienie, śmierć bliskich. Kołysały nas do snu zbyt optymistyczne stwierdzenia, więc nasze oczekiwania były duże. Skandale w kręgach władzy, rozdmuchane przez Telegram i YouTube, które niestety są głównymi źródłami (informacji – przyp. red.) o wojnie. Poczucie braku sprawiedliwości („kto z rodzin naszych możnowładców jest froncie”?). Nieprzemyślana strategia komunikacji zarówno w zakresie mobilizacji, jak i rejestracji osób przebywających za granicą. Na rejestrację trzeba się stawić, ale kiedy zaufanie do państwa zostaje podważone i nie ma wystarczających i szybkich wyjaśnień, trudno to zaufanie odbudować. Dlatego potrzebna jest odpowiednia strategia komunikacyjna rządu, a co najważniejsze – szczera rozmowa ze społeczeństwem” – napisał na Facebooku Ołeksij Harań.
Kwestię mobilizacji w Ukrainie stara się wykorzystać Rosja, szerząc dezinformację. Zdaniem kierownika Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji Andrija Kowalenki, widać, że „Rosjanie aktywnie robią rozłam między tymi, którzy pozostali w Ukrainie, a tymi, którzy wyjechali za granicę. Ich celem jest podzielenie Ukraińców.” Kowalenko podkreśla, że wśród rozpowszechnianych wiadomości można znaleźć następujące treści: „Chcą was wszystkich wysłać do okopów… Wasze prawa są łamane… Państwo was poniża… Europa was chroni, a Ukraina was uciska”. Zdaniem eksperta, działania Rosji to „klasyczna technologia podziału”.
Niektórzy wojskowi uważają, że potrzebne są przede wszystkim zmiany systemowe i jakościowe w strukturach Zbrojnych Sił Ukrainy. Przede wszystkim trzeba dogadać się z tymi, którzy aktualnie przebywają w kraju.
Poza tym, wojna z Rosją wymaga silnego zaplecza. Jak napisał w sieci X szef Fundacji „Powernyś żywym” Taras Czmut – zadaniem państwa jest „znalezienie sprawiedliwego i przejrzystego mechanizmu, w którym jednocześnie i odbywa się mobilizacja, i zostaje zachowany kluczowy potencjał gospodarczy kraju” .
Czy nowe prawo radykalnie zmieni sytuację – pokaże czas. Tyle, że czasu, niestety, nie starcza.
Piotr Andrusieczko, Kijów