Musimy żyć uczciwie… – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Musimy żyć uczciwie…

31 marca 2013
Musimy żyć uczciwie…

Na szczęście są tacy ludzie, którzy podoławszy najbardziej ciężkie momenty swego życia, nie tracą wiary, lecz znajdują siłę i potrzebę niesienia pomocy bliźniemu. Wśród nich jest na pewno Nina Padun, która na początku lat dziewięćdziesiątych ze stolicy Ukrainy trafiła do polskiego Gdańska.

Planowany na rok pobyt trwa po dziś dzień. Poprzez wyjazd Nina chciała oderwać syna od wszystkiego, co przypominało zmarłego ojca i rodziło ból. Już w Polsce, pracując w organizacji Human Life International Europa, zaczęła popularyzować idee obrony ludzkiego życia od poczęcia w krajach byłego ZSRR. Mieszkając w Gdańsku, Nina Padun dostrzegła także zagubienie i zwątpienie migrantów ze Wschodu, a wśród nich – także jej ukraińskich rodaków. Aby bronić ich praw, a jednocześnie uczestniczyć w kulturalnych przedsięwzięciach, stanęła na czele stowarzyszenia „Perechrestja – Zatoka Gdańska”. Mówi, że poprzez taką działalność odwdzięcza się za dobroć ludzi, których spotkała na swej drodze. Do tego grona osób należy także sama Nina, chociażby za walkę z ludzką krzywdą, którą zna nie tylko z cudzego, ale i własnego doświadczenia. Mąż, którego stratę tak mocno przeżył syn, odszedł w wieku lat 45, jako ofiara katastrofy w Czarnobylu. Gdy Nina starała się o specjalną rentę na utrzymanie dzieci, usłyszała, że jej mąż, w ocenie państwowej administracji zmarł… z przyczyn naturalnych, na co nie miał wpływ żaden Czarnobyl. Taka decyzja spowodowała, że jej dzień pracy wydłużył się do 20 godzin, na które składało się: nauczanie w szkole, praca w bibliotece, wolontariat w „Prosvicie” i inne. Ze swym państwem wstąpiła w konflikt, ale nie obraziła się na nie

– Jesteśmy tu wszyscy ambasadorami swego kraju. Polacy, obserwując nas, będą myśleli, że taka sama jest Ukraina. Dlatego musimy żyć, nie tylko pięknie i uczciwie, ale także tak samo wysławiać się i ubierać, – zaznacza Nina. Dlatego też z takim oddaniem „kształtuje tych dyplomatów” w „Perechrestji”. Przekonuje, że nie zważając na to, jaki zawód wykonują na obczyźnie, powinni z dumą mówić o tym, że są Ukraińcami. Zachęca do tego, by pamiętali, że przyjechali tu zarabiać pieniądze dla swych rodzin, a nie prosić jałmużny. Dlatego, na przykład, nie muszą podlizywać się do swych pracodawców, a powinni wymagać należnych im wolnych godzin, ponieważ nie sama praca powinna wypełniać życie. Broni swych „ambasadorów” przed nieuczciwymi pracodawcami. Jeśli mają problemy z wypłatą, pomaga im rozwiązać konflikt i najczęściej udaje jej się to załatwić na pokojowej drodze. Nie zawsze tak bywa, dlatego czasami problem pomaga rozwiązać ukraiński konsulat w Gdańsku, miejscowy wydział do spraw cudzoziemców albo prawnicy ze społeczności gdańskich Ukraińców – ze wszystkimi nawiązano przyjazne i ścisłe stosunki. Warto dodać, że pani Nina osobiście zaczęła studiować niuanse polskiego prawa, aby lepiej pomagać ludziom, a do tego samego zachęca swych współpracowników.
Oprócz przedsięwzięć integracyjnych, Nina Padun organizuje także spotkania dla cudzoziemców ze specjalistami rynku pracy czy psychologami. Pragnie także, aby ludzie pomagali sobie wzajemnie, dlatego kogoś, kto otworzył w Polsce działalność gospodarczą, zachęca do tego, aby opowiedział i tym innym. Taki mechanizm jest bardzo efektywny, ponieważ pojedynczej osobie trudno rozeznać się we wszystkich zagadnieniach, które dotyczą funkcjonowania migrantów. Dlatego pani Nina, przebywając na Ukrainie, odwiedza czasami polskie konsulaty i incognito kontroluje ich pracę. Ostatnio w Kijowie wszystko było w porządku, jednak w Łucku, jeszcze do momentu pełnej wymiany obsady korpusu dyplomatycznego, osobiście przekonała się o tym, że działają tu korupcyjne mechanizmy.

Nina Padun cieszy się z rozwoju stowarzyszenia „Perechrestja”. Jego aktywne przedstawicielstwa działają w Bydgoszczy, Lublinie, Warszawie, ale także w wielu miastach Ukrainy. Marzy, aby na terytorium Polski „Perechrestja” działało wszędzie tam, gdzie są ukraińscy migranci. Wierzy, że stanie się właśnie tak, chociażby dzięki stałej współpracy z Kościołem grekokatolickim . Pozytywnie ocenia także fakt, że działalność organizacji coraz częściej udaje się finansować z różnego rodzaju projektów, a nie tylko wyłącznie na bazie prywatnych funduszy. Jednak filozofia „Perechrestja” pozostaje niezmienną – nieodpłatnie pomagać wszystkim potrzebującym.

– Ludzie nadal czasami pytają o wysokość członkowskich składek czy opłatę za pomoc. Wyjaśniam, że to wszystko jest za darmo. A jeśli ktoś chce, to może raz zmówić modlitwę „Ojcze nasz” – mówi pani Nina.
Nasza bohaterka ma jeszcze dwa marzenia. Znaleźć młodego następcę na stanowisku szefa organizacji i wraz z przejściem na bliską emeryturę powrócić do Kijowa – do rodziny i przyjaciół… Z punktu widzenia tych, których los zmusza do tego, aby stanąć na życiowym skrzyżowaniu, jest to na pewno dobre. Z drugiej strony, jakoś nie chce się wierzyć, że pani Nina na zasłużonym odpoczynku i po powrocie na ukochaną Ojczyznę, całkowicie zniknie z frontu walki o prawa i godność ludzi, którym przyszło żyć i pracować poza rodzinnym domem…

Grzegorz SPODAREK