Nie odbierajmy przestępców jako ofiar – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Nie odbierajmy przestępców jako ofiar

24 marca 2022
Nie odbierajmy przestępców jako ofiar

Materiał ten jest dostępny również w języku ukraińskim/
Матеріал також можна прочитати українською мовою

Olga POPOWYCZ

Przed rozpoczęciem wojny na dużą skalę z Ukrainą Rosja dużo inwestowała w wojnę informacyjną przeciwko oficjalnemu Kijowowi. Dezinformacja i rosyjska propaganda pokazywały Ukrainę jako kraj, w którym do władzy doszli „naziści”, nazywali Majdan „przewrotem”, a protestujących „faszystami”. Rosyjskie fake newsy o „ludobójstwie Rosjan i rosyjskojęzycznych” na Ukrainie były stale emitowane przez rosyjskie kanały propagandowe. Propaganda rosyjska miała również dostęp do odbiorców anglojęzycznych, ale głównie była skierowana do rosyjskich widzów/słuchaczy.


Osiem lat nieustannej antyukraińskiej propagandy umocniło w społeczeństwie rosyjskim przekonanie, że Ukraina jest zagrożeniem dla Rosji. Zdecydowana większość Rosjan popiera rosyjski rząd i wspiera agresję Rosji na Ukrainę na pełną skalę. Rosyjska redakcja Radio Swoboda przytacza ostatnie dane z dwóch sondaży przeprowadzonych przez niezależnych socjologów na przełomie lutego – marca bieżącego roku, według których 71% Rosjan popiera wojnę z Ukrainą. Jednocześnie Rosjanie, z którymi przeprowadzono wywiady, czują „dumę, radość, szacunek, zaufanie lub nadzieję” z tej wojny. Ta sama przytłaczająca większość Rosjan poparła swojego dyktatora w 2014 roku, kiedy Władimir Putin, łamiąc wszelkie normy prawa międzynarodowego, zajął ukraiński Krym, a następnie wysłał swoje wojska w celu zajęcia części obwodów ługańskiego i donieckiego.

Próba oddzielenia zwykłych Rosjan od polityki Putina jest wielkim zagrożeniem, ponieważ stwarza wrażenie, że wystarczy zniszczyć samego dyktatora, a Rosja będzie inna. Błędna ocena rzeczywistości, w tym przypadku rzeczywistego stanu społeczeństwa rosyjskiego, wpłynie na konstruowanie fałszywej strategii relacji z Rosją. Ostatecznie ta błędna strategia zostanie wykorzystana przez rosyjski reżim dyktatorski, który będzie próbował odwrócić uwagę od prawdziwej ofiary rosyjskiej agresji, Ukrainy. Trudno sobie wyobrazić, by Władimir Putin mógł przeprowadzić zakrojoną na szeroką skalę inwazję na Ukrainę bez wsparcia w samej Rosji. Rosyjski rząd ma pełne poparcie ogromnej większości swojego społeczeństwa, więc należy powiedzieć, że Rosja i Rosjanie walczą z Ukrainą, a nie osobiście Putin. To nie jest wojna Putina z Ukrainą, to wojna Rosjan przeciwko Ukraińcom.

Czy są Rosjanie, którzy nie boją się sprzeciwić się polityce Kremla, zdając sobie sprawę, że zagraża to ich życiu? Tak, ale jest to wyraźna mniejszość, niektórzy z nich już nie żyją, są w więzieniu lub wyjechali za granicę i tylko bardzo niewielu nadal żyje i walczy w Rosji. W końcu nawet ci, którzy sprzeciwiają się polityce Kremla, czasami nie potrafią zrozumieć podstawowych norm demokratycznych. Takim odnośnikiem może być stosunek do okupowanego przez Rosję ukraińskiego Krymu. Przecież niektórzy rosyjscy liberałowie wciąż nie potępiają okupacji Krymu, tym samym zaprzeczając wartościom, o których mówią publicznie. Innym problemem jest to, że świat zachodni zaczyna zapominać o Krymie, przez co pomija ten ważny czynnik. Trudno sobie wyobrazić, że w Niemczech, Francji czy Austrii ktoś, kto nie potępiłby agresywnej okupacji części ich terytorium, zostałby potraktowany ze zrozumieniem i szacunkiem. Na przykład wyobraźmy sobie, że Rosja postanowiła zająć część Saksonii. Propaganda rosyjska tłumaczyłaby to tym, że po 1945 r. ta część Niemiec znajdowała się de facto pod kontrolą Związku Sowieckiego, a zatem istnieje wiele powiązań z Rosją i ta „aneksja” jest całkiem naturalna. Czy w takich okolicznościach przeciętny Niemiec będzie sympatyzował i pozytywnie odbierał tych rosyjskich liberałów, którzy mówią: „Jesteśmy przeciwko Putinowi, ale Saksonia jest teraz częścią Rosji, więc nie możemy wam jej tak łatwo zwrócić”? Chyba nie, bo chodzi o agresję i okupację ich terytorium. Ten przykład jest bardzo hipotetyczny i całkowicie abstrakcyjny, ale może lepiej wyjaśnić społeczeństwu zachodniemu, że nie ma dwuznaczności w sprawach łamania prawa międzynarodowego i zbrojnego zajmowania terytoriów niepodległych państw.

Wartości poszanowania norm międzynarodowych i wolności demokratycznych nie powinny zależeć od narodowości, ale powinny być uniwersalne. Bez tego uniwersalizmu pokój nie potrwa długo. A przestrogą powinien być przykład Ukrainy, bezpośredniego sąsiada Unii Europejskiej. Gdyby świat demokratyczny wyraźnie sprzeciwił się Rosji w 2014 roku, obecna wojna mogłaby nie mieć miejsca.

Oprócz rosyjskich wojskowych, które obecnie popełniają zbrodnie wojenne na Ukrainie, za śmierć Ukraińców odpowiadają także rosyjscy propagandyści. Można wyrazić skruchę za swoje zbrodnie, ale czy przywróci to życie ofiarom? A z pewnością nie sposób nazwać bohaterami tych, którzy po wielu latach pracy na rzecz wroga, który zabija, w pewnym momencie deklarują swój sprzeciw. Bo umarłych nie da się wskrzesić.  A słowo, jak widać na przykładzie wojny Rosji z Ukrainą, zachęca do mordu.

Od kilku dni zachodnie media często z entuzjazmem wypowiadają się o Marinie Owsiannikowej, wieloletniej redaktorce z rosyjskiego kanału propagandowego „Perwyj kanał”, która na antenie zadeklarowała swój sprzeciw. Ale na akcję Owsiannikowej, profesjonalnej rosyjskiej propagandystki, należy patrzeć bez emocji, nadmiar których uniemożliwia właściwą ocenę rzeczywistości. Trudno jednoznacznie powiedzieć, jaki był cel Mariny Owsiannikowej. Większość znawców mediów, w tym autor książki o rosyjskiej propagandzie Peter  Pomerancew, pisali, że ​​rosyjska machina propagandowa działa bardzo dobrze. Z reguły transmisje na żywo są wykonywane tak, aby obraz wchodził w ramkę telewizora z minimalnym opóźnieniem do 2 minut, co pozwala redaktorom odfiltrować niechciane treści podczas transmisji na żywo. Istnieje więc możliwość, że „odważny” występ Owsiannikowej w kadrze z plakatem „Nie dla wojny. Zakończcie wojnę. Nie wierzcie w propagandę. Tu wam kłamią”  była kolejną operacją informacyjną rosyjskiej propagandy.

Źródło – sieci społecznościowe

Na uwagę zasługuje również fakt, iż cześć napisów na plakacie była przetłumaczona na  język angielski. „Perwyj kanał” jest nadawany w języku rosyjskim, część krajów zachodnich zablokowała u siebie tą telewizję po rozpoczęciu na szeroką skalę wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Również demokratyczny świat zaczął teraz znacznie lepiej rozumieć, jakie szkody wyrządza rosyjska propaganda i czym ona jest. Owsiannikowa była przekonana, że ​​jej akcja na pewno dotrze do zachodnich mediów, dlatego napisy zostały powielone w języku angielskim. Już następnego dnia o „bohaterstwie” wieloletniej propagandzistki z Rosji zaczęli mówić nawet częściej, niż o ciągłym bombardowaniu ukraińskich miast przez armię rosyjską. Może to akurat i był jeden z celów tego uczynku?

Pytanie również pozostaje otwarte, dlaczego Marina Owsiannikowa odważyła się na taki krok dopiero na 19 dzień wojny i nie zrobiła tego na samym początku? Nie mniej dziwny jest akcent rosyjskiej propagandzistki na fakt, że jej ojciec jest Ukraińcem. Dlaczego ten fakt z biografii Owsiannikowej w żaden sposób nie wpłynął wcześniej na jej wieloletnią antyukraińską działalność propagandową? Poza tym teraz rozkazy bombardowania ukraińskich miast wydają generałowie, pochodzący z Ukrainy, więc sam fakt pochodzenia etnicznego w tej sytuacji nie jest zbyt przekonujący.

W otwartym oświadczeniu później Marina Owsiannikowa mówiła o celu swojego działania – pokazać światu, że Rosjanie są przeciw wojnie. Być może jest to kluczowy element, na który należy zwrócić szczególną uwagę. Po to, żeby przekonać świat, że Rosjanie są przeciw wojnie, trzeba ponownie użyć machiny propagandowej, ponieważ rzeczywistość w Rosji jest inna. I tutaj warto wrócić do tego, co zostało już powiedziane w powyższym tekście. Gdyby Rosjanie rzeczywiście byli przeciw wojnie, Putin raczej nie odważyłby się na inwazję na Ukrainę na pełną skalę, bez poparcia społeczeństwa trudno walczyć w obcym kraju. Co więcej, gdyby Rosjanie byli przeciwni wojnie, świat musiałby teraz oglądać wielomilionowe wiece Rosjan w całym kraju, a tak nie jest.

Owsiannikowa jest zawodową propagandystką i dlatego nie można wykluczyć, że jej demonstracja była jednym z elementów propagandy. Kto jest autorem tej nowej propagandy, wciąż trudno jednoznacznie powiedzieć. Czy to się opłaca Kremlowi? Jest to całkiem możliwe, bo rzeczywiście świat zaczął coraz częściej mówić o „Rosjanach przeciwko wojnie” i „Rosja ma swoich bohaterów” i znowu w centrum Rosja, a nie Ukraina i jej tragedia, wywołana przez Rosjan. Wprowadzenie retoryki „Rosjanie przeciw wojnie” utrudni utrzymanie konsensusu co do dalszych sankcji wobec Rosji i wprowadzeniu nowych, jeszcze ostrzejszych. Przecież wtedy dojdzie argument – Rosja to nie tylko Putin, ale także Rosjanie, którzy są przeciwko wojnie. Czy to jakoś osłabiło pozycje Kremla w Rosji? Nie znajduję mocnych argumentów na rzecz tej tezy. Rosyjskie społeczeństwo przez lata oglądało propagandową telewizję i umacniało swoją wiarę w słuszność polityki Putina. Dlatego ta kilkusekundowa demonstracja z plakatem, częściowo powielana w obcym dla Rosjan języku angielskim i po części w języku wrogów Rosji, nie jest w stanie zmienić nastrojów społecznych. Co więcej, może wywołać reakcje zupełnie inną, a mianowicie o „zagranicznych agentach, którzy chcą zaszkodzić naszemu krajowi”.

Być może autorami „heroicznego czynu” Owsiannikowej są wpływowi ludzie w Rosji, którzy chcą obalić Putina. Tego też nie można wykluczyć, ale gdzie jest gwarancja, że ​​ktoś lepszy zastąpi Putina i że Rosja nie będzie już zagrożeniem dla całego demokratycznego świata? A co z przeważającą większością społeczeństwa Rosji, które popiera wojnę z innym niepodległym państwem?

Akcja Mariny Owsiannikowej prowokuje wiele pytań i nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Czy ten uczynek wpłynął na jej kolegów i wpłynął na ich myślenie o tym, co robią? Powiedzmy tak, ale gdzie w takim razie masowe wypowiedzi pracowników państwowych kanałów telewizyjnych, takie jak te, które miały miejsce na Ukrainie w 2004 roku podczas Pomarańczowej Rewolucji? Ich nie ma, a pojedyncze zwolnienia (jak donosi rosyjskie wydanie Meduza) z kanałów propagandowych poszczególnych pracowników nie wpływają na zmianę ogólnego obrazu. Przecież trudno też jednoznacznie powiedzieć o przyczynie tych zwolnień na podstawie samych doniesień Meduzy. Tak więc w kontekście krajowym efekt tej akcji jest minimalny lub prawie zerowy. Jednak na Zachód on zadziałał i teraz wieloletnia propagandzistka nazywana „bohaterką”, zapominając o ofiarach, do których doprowadziła w szczególności i jej wieloletnia praca w przestrzeni informacyjnej.

Zamazywanie rzeczywistości, przesuwanie uwagi na sprawy drugorzędne i prowokowanie niejednoznaczności w kluczowych kwestiach, w tym w temacie wojny na dużą skalę przeciwko Ukrainie – to wszystko nadal będzie zadaniem dla rosyjskiej propagandy, biorąc pod uwagę podatność liberalnego świata na prawa i wolności człowieka. Rosja będzie nadal wykorzystywać słabości Zachodu w swoich interesach i należy o tym pamiętać za każdym razem, gdy coś wychodzi z Rosji.

Olga Popowycz