Czy Polska pozostaje adwokatem Ukrainy w Europie; jak rozwiązać problem kolejek po wizy i które miejsca w Ukrainie mają najlepszą energię – na takie pytania odpowiada „Naszemu Wyborowi” nowy Ambasador RP w Ukrainie, były dyrektor Fundacji Współpracy Polsko – Ukraińskiej PAUCI Jan Piekło.
Panie Ambasadorze, w ostatnich latach jako ekspert komentował Pan ukraińskie wydarzenia, często odwiedzał Kijów, był na Euromajdanie. A kiedy po raz pierwszy trafił pan na Ukrainę?
Było to dosyć dawno temu – przed wizytą papieża Jana Pawła II na Ukrainie. Poproszono mnie wówczas, abym z pewnym dziennikarzem, który zajmował się tematyką religijną, zorganizował zajęcia dla ukraińskich dziennikarzy poświęcone Kościołowi Katolickiemu, postaci Papieża i opowiedział, w jaki sposób w Polsce pisze się o religii. Było to jeszcze przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej.
W notce biograficznej wspomina się, że Pana rodzinna historia jest związana z Ukrainą.
Rodziny mojej matki i mego ojca mają korzenie na terenie obecnej Ukrainy. Mój ojciec urodził się w Pieniakach, to lwowski obwód, niedaleko od Huty Pieniackiej. Natomiast część rodziny mojej matki pochodzi z Wołynia. W tych miejscach czuję się prawie jak w domu. Moim zdaniem, ludzie, którzy cenią dziedzictwo wielu kultur, dziedzictwo europejskie, będą się dobrze czuć zarówno na zachodzie Ukrainy, jak i na wschodzie Polski. Z przyjemnością odwiedzam tereny, gdzie są, i grekokatolickie, i prawosławne cerkwie, i kościoły, i synagogi.
Zarówno w Polsce, jak i w Ukrainie ma Pan reputację eksperta, który stawia dosyć ostre diagnozy dotyczące polityki zagranicznej. Na przykład, od samego początku konflikt na wschodzie Ukrainy nazywa Pan wojną. Jak zamierza Pan pogodzić tą prostolinijność z zawodem dyplomaty?
No cóż, (mój współrozmówca śmieje się – red.) będę musiał jakoś dawać sobie radę. Ale wydaje mi się, że ten mój nawyk może przynieść korzyść – gdyby połączyć podczas rozmów z ludźmi lub udzielania wywiadów mój talent polemiczno – publicystyczny z dyplomacją – może dać to dobre rezultaty. Pomoże w realizacji mego najważniejszego celu – pogłębiania strategicznego partnerstwa Polski i Ukrainy.
Jakie wyznacza Pan priorytety swej kadencji jako ambasadora w Kijowie?
W rzeczywistości moja rola jest dosyć konserwatywna – będę kontynuował pracę mych poprzedników. Celem każdego polskiego rządu, niezależnie od tego, kto wygrał wybory, jest rozwój Ukrainy, jej integracja z Europą, aby Ukraina była bogatszym i bezpieczniejszym krajem. Będę więc robił wszystko, aby realizować te cele. Z pewnością, na pierwszym miejscu jest dziś pomoc Ukrainie w implementacji Umowy o Stowarzyszeniu oraz Umowy o Strefie Wolnego Handlu z Unią Europejską, plus – pomoc polityczna w kwestii rosyjskiej agresji i aneksji Krymu.
Latem tego roku polsko – ukraińskie relacje przeżywały okres ochłodzenia z powodu uchwalenia przez Sejm „uchwały wołyńskiej”. W Kijowie można było usłyszeć wiele wypowiedzi o tym, że okres radosnej przyjaźni zakończył się i Warszawa nie będzie już naszym adwokatem w Unii Europejskiej.
Ostatnie wizyty prezydenta Polski Andrzeja Dudy oraz ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego do stolicy Ukrainy mają rozwiać wątpliwości sceptyków. Ukraiński kierunek nadal pozostaje bardzo ważnym dla polskiej polityki zagranicznej, w tej materii nic się nie zmieniło. Możliwe, że ukraińscy koledzy mają w pamięci polską aktywność czasów Pomarańczowej Rewolucji i następujące po niej pewne ochłodzenie stosunków i wydaje się im, że historia się powtarza. Rzeczywiście, Polacy gorąco wspierali ukraińską Rewolucję Godności, a obecne stosunki powracają do wyrachowanej dyplomacji – realpolitik. Ale istotą tej realpolitik nadal pozostaje wspieranie Ukrainy.
Dla większości Ukraińców Polska to, jednak, w pierwszej kolejności, nie wizyty prezydentów i ministrów, a wizy i granica. I tu mamy problemy. O kolejkach czy skandalicznym zachowaniu polskich służb granicznych można nadal przeczytać w sieciach społecznościowych. W ostatnich tygodniach w ukraińskich mediach pojawiło się kilka tekstów, w których opisuje się nieprzyjemne doświadczenia osób ubiegających się o polską wizę. Czy planowane są jakieś zmiany w tych sferach?
Po pierwsze, nie wszystko w tych kwestiach zależy od ambasadora. Na przykład, sytuacja na granicy zależy w równym stopniu od strony ukraińskiej – to przecież nasza wspólna granica. Zgadzam się, że zjawisko kolejek, w których stoi się ponad 10 godzin jest skandaliczne i musimy połączyć siły, aby je zlikwidować. Z pewnością, należy zwiększyć liczbę przejść granicznych, ulepszyć stan infrastruktury. O ile wiem, trwają rozmowy, aby pożyczka, której polski rząd udzielił rządowi ukraińskiemu, została wykorzystana właśnie w tym celu. Mam nadzieję, że sytuacja z wizami polepszy się w najbliższym czasie, gdy Unia Europejska przyzna Ukraińcom ruch bezwizowy.
Skasowanie wiz będzie dotyczyć osób, które chcą odwiedzić Polskę w celu turystycznym lub biznesowym, jednak nie będzie miało wpływu na tych, którzy jadą do pracy czy na naukę. Z resztą, osoby ubiegające się o wizę uskarżają się nie tylko na kolejki – opłatę za złożenie dokumentów można wnieść tylko w jednym banku, w konsulatach niechętnie przyznają wizy wielokrotne, centrum wizowe to nie jeden z wariantów, a jedyna możliwość ubiegania się o wizę, czyli nawet za wizy bezpłatne w końcu trzeba będzie płacić.
Nasz umowa z firmą, do której należą centra wizowe była podpisana kilka lat temu, ta firma obsługuje nie tylko polskie konsulaty, ale także przedstawicielstwa wielu innych państw Unii Europejskiej. Zgadzam się, że obecną sytuację trzeba jakoś zmieniać. Jak na razie, głównym problemem są hakerskie działania wobec naszych stron i rezerwowanie terminów składania dokumentów przez osoby postronne, które następnie te terminy odsprzedają. Można z tym walczyć jedynie na drodze sądowej: ktoś złoży skargę, znajdą się świadkowie, którzy mogą potwierdzić fakty oszustwa lub korupcji. Nie można zwalczyć tego systemu, jeśli sami ludzie go akceptują, z przyzwyczajenia niosą pieniądze przestępcom. Wydaje mi się, że sytuację należy rozwiązywać na prawnym polu – karać tych, którzy naruszają prawo, żądają od wnioskodawców pieniędzy. Ale tu pierwszy krok mają zrobić Ukraińcy.
W Ukrainie dopiero co przemijają echa „uchwały wołyńskiej” Sejmu, a na początku października odbędzie się premiera filmu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego, który przywróci ten bolesny temat do dialogu między dwoma narodami. W jaki sposób chciałby Pan przekazać Ukraińcom polską rację w tej sprawie?
Film Smarzowskiego to nie jest kino dokumentalne, lecz fabularne, które prezentuje artystyczny punkt widzenia. Utworzono już polsko – ukraińską komisję historyczną, która pracuje nad dokumentami z tego okresu. Rezultaty tej naukowej pracy zostaną ogłoszone. Ostanie wizyty Andrzeja Dudy i Witolda Waszczykowskiego pokazały, że władze zarówno Polski, jak i Ukrainy chcą myśleć o przyszłości, realizować wspólne projekty. Istnieją kwestie różnej interpretacji wydarzeń, które w Polsce są nazywane Rzezią Wołyńską, ale ta interpretacja nie może rozmywać naszego wspólnego celu – budowy bezpieczniejszej Europy, bezpiecznej i silnej Ukrainy, która będzie się integrować z Unią Europejską.
W ostatnich latach dużo Pan podróżował po Ukrainie. Czy odnalazł Pan swe ulubione miejsce?
Oczywiście, bardzo bliskim jest mi Lwów – miasto baroku i secesji, podobne do mego rodzinnego Krakowa. Uwielbiam spacerować uliczkami w centrum Lwowa, zaglądać na podwórka, robić fotografie, nasycać się pięknem tego miasta. W Kijowie najbardziej lubię Andrijiwskij Uzwiz – podczas spaceru można tam zawsze zobaczyć coś ciekawego, chociaż uświadamiam sobie właśnie, że nigdy tam niczego nie kupiłem. Kolekcjonuje nie rzeczy, a fotografie. Na Andrijiwskim znajduje się także muzeum mego ulubionego pisarza Michała Bułhakowa.
Wspomniał Pan o swym hobby – fotografowaniu. Czy będzie wystawa „Ukraina oczami nowego polskiego ambasadora”?
Wcześniej o tym nie myślałem … ale, wydaje się, że to dobry pomysł. Mam setki fotografii z Ukrainy – zarówno przyrody, zabytków, jak i znaczących politycznych wydarzeń. Więc, gdy przyjadę do Kijowa, w którymś momencie mogę je pokazać.
Ołena BABAKOWA