O Ołeksiju Czupie, albo o pisarzu z Doniecka, co rozmawia jak Galicyjczyk – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

O Ołeksiju Czupie, albo o pisarzu z Doniecka, co rozmawia jak Galicyjczyk

8 czerwca 2015
O Ołeksiju Czupie, albo o pisarzu z Doniecka, co rozmawia jak Galicyjczyk

Moja znajomość z Ołeksijem Czupą rozpoczęła się przypadkiem. Znajoma z Warszawy poprosiła, abym będąc we Lwowie kupiła jego książki „10 słów o Ojczyźnie” i „Menele Donbasu”. Kupiłam, ale do tekstów miałam sceptyczny stosunek. Zaczęłam rozumieć, że jednak myliłam się, gdy skończyłam czytać „10 słów o Ojczyźnie”. O ile w świecie nic nie zdarza się przypadkiem, Ołeksija spotkałam w Warszawie, gdzie przebywa właśnie na stypendium «GAUDE POLONIA». Porwałam go na długą rozmowę o współczesnej ukraińskiej literaturze, o jego książkach, o Donbasie, Ukrainie, i w ogóle… o życiu.

chupa 2„NW”: opowiedz naszym czytelnikom trochę o sobie – kim był Ołeksij Czupa zanim zaczął pisać i wydawać książki, zanim dziennikarze zaczęli przyszywać ci łatkę „donieckiego Żadana”? Za kogo teraz się uważasz?
Tak się złożyło, że dorastałem w rodzinie, w której czytało się dużo książek. W wieku 13 lat zacząłem pisać wiersze. Nikomu ich nie pokazywałem, bo było mi wstyd. W 16 lat zacząłem uczyć się ukraińskiego, bo wydawał mi się znacznie ładniejszy do pisania niż rosyjski. Świadomie zacząłem pisać mając około 20 lat. Jednocześnie pracowałem w fabryce w Makijewce. Wykonywanie pracy fizycznej nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie, pomagało przestawiać się na pracę intelektualną, i wymyślanie tematów na książki. W pewnym momencie literatura zaczęła w moim życiu zajmować coraz więcej miejsca i zaczęła wszystko inne przesuwać na dalszy plan.
– Wszystko co napisałem bardzo się od siebie różni – cały czas eksperymentuję. „10 słów o Ojczyźnie” – to historia miłości, „Menele Donbasu” – połączenie alternatywnej historii i czarnego realizmu, „Bajki mojego bunkra”, wyszły momentami ciężkie, ale wiodący nastrój jest medytacyjny. Natomiast książka, która mam nadzieję, wkrótce ukaże się w Wydawnictwie Stareho Lewa, będzie czymś w rodzaju ukraińskiego „Małego Księcia”.

Opowiedz o środowisku kulturalnym Donbasu, w tym czasie, kiedy zdecydowałeś się pojawić na literackiej niwie?
Trudno jest mówić o ukraińskim środowisku kulturalnym Donbasu w latach 2000. Środowisko wykładowców filologii ukraińskiej lepiej nazwać naukowym i moim zdaniem, nie było dla niego alternatywy. W 2008 roku byłem we Lwowie na slamie poetyckim, i zdecydowałem, że coś podobnego trzeba by zrobić w Doniecku (tu: slam – czytanie wierszy, w którym ważne jest nie tylko CO jest czytane, ale JAK; Ołeksija Czupę uważa się za założyciela donieckiego slamu – aut.). Pomimo tego, że chętnych nie było zbyt wielu, próbowaliśmy jednak promować slam po ukraińsku i ta idea funkcjonowała gdzieś 3-4 lata. W tamtym czasie dużo podróżowałem, przyglądałem się jak literatura rozwija się w innych miastach. Porównywałem i rozumiałem, że mamy jeszcze do kogo równać. W 2013 roku skończyłem pisać „10 słów o Ojczyźnie”, i już po 2 miesiącach wiedziałem, że książka zostanie wydana. Wkrótce zakończyła się moja umowa z fabryką. Zrozumiałem, że nadszedł czas dużych zmian w moim życiu. Los pokazał, że i w życiu Donbasu przyszły zmiany.

W związku z tymi wydarzeniami przeprowadziłeś się z Makijewki do Lwowa. Dlaczego akurat do Lwowa? Jak cię przyjęło nowe miasto?
Zgodnie z paszportem jestem z Miakijewki, to się zgadza. Ale jeśli spojrzymy na styl rozmowy, pisania, sposobu bycia, często uważają mnie za Galicjanina, dlatego nie miałem żadnych kłopotów z adaptacją. We Lwowie zaproponowano mi pracę. Szybko znalazłem mieszkanie, wszystko dobrze się ułożyło. Wkrótce potem otrzymałem stypendium GAUDE POLONIA. W Warszawie mam możliwość zajmować się literaturą i to jest super.

10-sliv-pro-vitchyznuJeśli już wspomnieliśmy o Warszawie – to może zagłębimy się w twoje książki. „10 słów o Ojczyźnie” opowiada w szczególności o warszawskiej Pradze, i to na długo przed tym jak odwiedziłeś Warszawę. Opowiedz o powstaniu tej książki i czy rzeczywista warszawska Praga była taka, jak ją sobie wyobrażałeś?
„10 słów o Ojczyźnie” całkowicie oparte jest na postmodernistycznym założeniu ciągłej gry z czytelnikiem, pomieszaniu różnych tematów i różnych porządków. Są tam dwa miłosne trójkąty, w centrum których znajduje się główny bohater – Roman. Osadzony między dwiema kobietami i dwoma krajami. Jest tam też próba przeniesienia stosunków polsko-ukraińskich na poziom codziennych relacji, na przykładzie stosunków dwóch osób. Można powiedzieć, że to była naiwna próba, ale jej podstawą było proste przesłanie – jeżeli ludzie ze sobą rozmawiają, to mogą się dogadać. Rzeczywiście, „10 słów o Ojczyźnie” pisałem nie znając warszawskiej Pragi, opisałem ją tak, jak ją sobie na odległość wyobrażałem, czerpiąc informacje z książek i Internetu. Ale kiedy już przyjechałem do Warszawy, to przekonałem się, że wcale się nie pomyliłem.

Spodobał mi się zbiór twoich opowiadań pt. „Bajki mojego bunkra” (opowiadania noszą numery mieszkań zwykłego donieckiego bloku. Są to opowieści o konkretnych postaciach, w których życiu pojawiają się różne reminescencje – aut.). Moją uwagę zwróciło to, jak ze zrozumieniem, wyczuciem i dojrzałością piszesz o starości, szczególnie kobiecej starości. Skąd takie rozważania, i takie wyczucie problemu?
Kobiety to dla mnie nie tylko płeć przeciwna. Psychologia kobiet to jedno z moich hobby i wiele czasu poświęciłem na zgłębienie kobiecego sposobu myślenia. Ponadto, wiele w moim postrzeganiu świata wiele zmieniło się po Majdanie. W związku z tym, przez co przeszła Ukraina, postarzałem się od 20 lat. Stąd moje rozmyślania, o starości, o śmierci…

Którą z książek pisało ci się najtrudniej, jaką lubisz najbardziej?
Najtrudniej pisało mi się „Bajki mojego bunkra”, dlatego że pisałem ją w bardzo trudnym dla mnie, jak i dla każdego Ukraińca, okresie. Wiele tam bólu, cierpienia i smutku. Najbardziej lubię „10 słów o Ojczyźnie”, dlatego, że w tym utworze mogłem się rozwinąć, puścić wodze fantazji. To było ciekawe doświadczenie: pisać o miejscu, którego się nigdy nie widziało.

Powiedz jak czujesz się w Polsce. Czy pracujesz nad jakimś ukraińsko-polskimi projektami, a może planujesz tu zostać?
W Polsce czuję się komfortowo. Dobrze mówię po polsku, polskiego nauczyłem się jeszcze w czasie pracy w fabryce, ale koniecznie chce wrócić do Ukrainy. Będąc tu skończyłem książkę. Pracuję też bardzo intensywnie nad przekładami, szczególnie Marka Hłaski. Mam też kilka pomysłów na nowe książki.

chupaJeśli założymy, że w Donbasie zakończy się wojna, sytuacja ureguluje się. Czy rozważasz możliwość powrotu na swoje ojczyste ziemie?
Nie. I z tego co widzę, ta tendencja dotyczy ¾ młodych osób, o proukraińskich sympatiach, którzy stamtąd wyjechali. Ci ludzie czują urazę do swoich sąsiadów, współziomków. Ciężko mi sobie wyobrazić życie wśród ludzi, którzy deptali flagę mojego państwa i z radością witali rosyjskich żołnierzy. Ale nie jesteśmy sędziami dla siebie nawzajem. Bóg wszystko widzi i osądzi.

Ostatnie pytanie, czy istnieje Ołeksji Czupa poza literaturą? Czy ty kiedykolwiek od niej odpoczywasz?
Szczęśliwie teraz żyję wyłącznie literaturą. 4-6 godzin dziennie poświęcam na pisanie i bezpośrednią pracę z tekstem. Ale także w pozostałym czasie, moja świadomość produkuje obrazy. Nawet teraz, siedzę, rozmawiam z Tobą i myślę: może kiedyś z tego coś napiszę. Cały czas zapamiętuję jakieś detale, z których później mogę ułożyć jakieś literackie puzle. Taki to on jest ten mózg pisarza.

Rozmawiała Daryna POPIL