Portret migrantów zarobkowych – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Portret migrantów zarobkowych

25 lutego 2016
Portret migrantów zarobkowych


Dziennikarka Ewa Winnicka napisała książkę o polskich migrantach w Wielkiej Brytanii. Nie ma w niej porad odnośnie tego, czy warto wyjeżdżać z kraju i jak urządzić swe życie na nowym miejscu, są natomiast opisane różnorodne ludzkie doświadczenia. 

angole_ewa_winnickaJest taka stara anegdota o pewnym  człowieku, który zmarł i spotkał świętego Piotra. Święty zwraca się do niego – Jesteś unikalnym, rzadkim przypadkiem. Masz po równo – grzechów i dobrych uczynków. Dlatego wyprawić cię do piekła byłoby niesprawiedliwie, ale do raju także nieuczciwie. Możesz spędzić po tygodniu – tu i tam, a potem sam wybierzesz, gdzie chcesz pozostać.  Po niedługim namyśle, człowiek zdecydował najpierw udać się do raju. A tam – wszędzie czyściutko, cisza, spokój, aniołowie śpiewają psalmy, wszyscy są uśmiechnięci, ale człowiek nudził się tam strasznie. Wówczas poszedł do piekła. A tam diabeł mówi – Stary, wiem że byłeś dobrym człowiekiem, ale jakoś nie miałeś w życiu szczęścia. Teraz ci to wszystko wynagrodzę! – Podjeżdża maserati, człowiek razem z diabłem cały tydzień jeżdżą do kasyna, spędzają czas w towarzystwie pięknych kobiet, whisky leje się strumieniami. Gdy święty Piotr pyta człowieka – Gdzie chcesz pozostać? – bohater naszej powiastki odpowiada bez wątpliwości – W piekle. – W tym momencie okazuje się w kotle z kipiącą smołą, czarci kłują go widłami, a on krzyczy – Chłopaki, co jest grane, tydzień tu z wami spędzałem na rozrywkach, a co się teraz dzieje? – Na co diabeł odpowiada – Nie porównuj turystycznej wycieczki z wyjazdem na pobyt stały!.

„Wszystko jest nie tak, jak miało być” – to myśl nieobca wielu osobom, które przez dłuższy czas mieszkały, bądź mieszkają poza granicami swej ojczyzny. Migracja, nawet w granicach swego kręgu kulturowego, niesie ze sobą stres. Tego rodzaju doświadczenia niektórych wzmacniają i dają impuls do odniesienia sukcesu, inni okazują się w sytuacji, jak z powiedzenia „zamienił stryjek siekierkę na kijek”, a są też tacy, którzy zmagają się z ubóstwem i depresją, jednak nie chcą wracać do domu z poczuciem porażki. Historie migrantów są różnobarwne, jak i samo życie.

Refleksje mieszkających w Wielkiej Brytanii Polaków zebrała, specjalizująca się w tematyce społecznej, dziennikarka Ewa Winnicka. Na podstawie tego materiału powstała książka „Angole”. Tym ironicznym wyrażeniem określa się w Polsce Anglików. W tekście znalazło się oczywiście wiele ciekawych spostrzeżeń ma temat rodowitych mieszkańców Wielkiej Brytanii, jednak na pierwszym planie są przedstawiciele dwóch milionów Polaków i Polek, którzy w ostatnich latach przyjechali do Zjednoczonego Królestwa.

„Zachód to nie jest bajka, dlatego trzeba lawirować między mentalnością Polaka i Anglika. Mówić a mówić to są dwie różne rzeczy. Mówić a czuć to są naprawdę dwie bardzo różne rzeczy. Polak nie jest w stanie wysłowić odczucia, opisać refleksji po angielsku. Angol zawsze będzie wiedział, że ja to ja, a on  to on”. –  Tak swe doświadczenia z Anglikami opisuje biznesmen Wojciech, który stał się właścicielem firmy sprzątającej w Londynie.  Lubi Anglię za jej ducha przedsiębiorczości, wierzy, że sumienna praca przynosi satysfakcję i pieniądze. Pieniędzy mu nie brakuje – ma mieszkanie, dom w prestiżowym hrabstwie. Jednak dla sąsiadów – arystokratów i tak nie stał się „swoim”.

Książka Winnickiej to osobiste historie – monologi dziesiątek Polaków. Autorka dodaje jedynie krótki opis sytuacji życiowej bohatera, żadnych ocen, żadnych podsumowań. Wnioski ma wyciągnąć sam czytelnik.

A materiał do refleksji jest bogaty. Winnicka obala ukształtowany na Zachodzie  stereotyp Polaka – hydraulika. Jej bohaterowie to pracownicy finansowego centrum Londynu – City, których zarobków mógłby pozazdrościć niejeden dyrektor wielkiej polskiej korporacji. Są absolwenci prestiżowych brytyjskich szkół – ich rodzice w Polsce oszczędzali każdy grosz, aby dzieci miały lepszy życiowy start. Szkoła dała nie tylko status, wiedzę i odpowiedni krąg znajomych, nauczyła także zasad funkcjonowania w brytyjskim społeczeństwie, w którym obok tolerancji istnieje ostry klasowy system. Niektórzy odeszli ze szkoły, zranieni przez system, ktoś inny – z odczuciem, że dał sobie z nim rady.

„W ciągu ostatnich czterech lat nikt nie zaprosił mnie do siebie… Rozmowa o odczuciach to tabu. Nie plotkują i nie otwierają się… Dotyk to dla nich problem… Jednak, o tym jak mój angielski chłopak mnie kocha, dowiaduję się z listów i opowiadań, które mi pisze” – to nie jedyny przykład spostrzeżeń bohatera książki, u którego temperament Anglików, odmienny od empatycznego słowiańskiego charakteru, wywołuje dyskomfort. Chociaż są i tacy polscy migranci, którzy przyznają, że w Brytanii odnaleźli poczucie prywatności, którego brakowało im w ojczyźnie. Niektórych zachwyca angielskie podejście do pracy, innych do rodzinnych spotkań, wielu przyjezdnych z czasem przyzwyczaja się do brytyjskiej mieszanki pragmatyzmu i luzu. Z drugiej strony, przyznają, że sami tak zachowywać się nie potrafią.

Wizerunek polskiej społeczności to w książce Winnickiej nie tylko historie sukcesu. Jest Marcin, który rzucił pracę w Polsce z nadzieją na dorobienie, a trafił do prowincjonalnego Dartfordu, gdzie migranci przyjeżdżają na specjalny „rynek” i muszą dosłownie bić się o pracę w miejscowej sortowni śmieci. Marcin twierdzi, że koszmarne traktowanie migrantów zarobkowych podkopało jego wiarę w ludzkość. Jest także Basia, która uwielbia pracę z dziećmi, ale za granicą musiała podjąć pracę sprzątaczki w jednej z hotelowych sieci – prawie bez weekendów, bez prawa na wizytę u lekarza i z niebezpieczeństwem pozostania bez wypłaty.

„Dostaje się” nie tylko od angielskich pracodawców, ale i od rodaków. Do Marka, który wspólnie z pięcioma chłopakami wynajmował dom, miała przyjechać z Polski dziewczyna. Nie wiedząc, czy zostanie na dwa dni, czy miesiąc, „troskliwi” koledzy zostawili rano na stole karteczkę „Od dzisiaj opłaty dzielimy na siedem”. Marek mówi o trzech etapach  pobytu za granicą: „Na trzecim etapie kupujesz wódkę, zamykasz się w domu i włączasz Internet i oglądasz pornole. Zapadasz się, stagnacja. Jeśli przez przypadek urodzą się ci dzieci, to może one staną na nogi. Ty już raczej nie” – ze smutkiem konstatuje 35 letni mężczyzna.

Sprzątaczki, pracownice domów starców, robotnicy, kierowcy autobusów, trenerzy sportowi, dziennikarze, wykładowcy uniwersyteccy, pracownicy sektora bankowego, agenci ubezpieczeniowi – nie ma w Wielkiej Brytanii takiej sfery życia, w której nie znaleźlibyśmy migrantów z Polski. Czytając ich historie, odnosi się wrażenie, że poczucie szczęścia daje im, nie tyle konkretna sytuacja, w której się znaleźli, lecz ich oczekiwania i przekonanie, że wyjeżdżając podjęli trafną decyzję. Książka Winnickiej nie tworzy uniwersalnego portretu polskiego imigranta – to wiele portretów, które tworzą kolorową mozaikę. Miejmy nadzieję, że doczekamy się kiedyś podobnej książki o ukraińskich migrantach w Polsce.

Olena BABAKOWA