
Od 2014 roku i od początku pełnoskalowej rosyjsko-ukraińskiej wojny, w Ukrainie pojawiła się kwestia rozminowania terytoriów i systemu postępowania z niewybuchami. Dziś, po 2,5 roku intensywnej rosyjskiej inwazji, Ukraina tworzy system humanitarnego rozminowaniaRozróżnia się trzy rodzaje rozminowania: operacyjne, wojskowe i humanitarne. Rozminowanie operacyjne jest przeprowadzane w przypadku pilnej potrzeby przez pracowników Państwowej Służby do Spraw Nadzwyczajnych (DSNS), policyjnych saperów oraz specjalistów Państwowej Specjalnej Służby Transportu (DSST). Rozminowywanie wojskowe to proces przeprowadzany przez żołnierzy, w celu utorowania drogi wojsku podczas walk. W tym przypadku miny są usuwane tylko wtedy, gdy blokują strategiczne trasy, niezbędne do natarcia lub odwrotu żołnierzy podczas wojny. Głównym celem rozminowania humanitarnego jest systematyczne oczyszczanie terenu, tak aby ludność cywilna mogła wrócić do swoich domów i wykonywać swoje codzienne czynności, bez zagrożenia dla zdrowia i życia. Zadaniem rozminowania humanitarnego jest przywrócenie pokoju i bezpieczeństwa na poziomie lokalnej społeczności na dużą skalę, dla którego obecnie na świecie nie ma analogii. O tym, kto odpowiada za rozminowanie, o pracy operatorów, a także o pomocy międzynarodowych partnerów – w rozmowie z wiceministrem gospodarki Ihorem Bezkarawajnym, odpowiedzialnym za kierunek przeciwdziałania minowaniu.
System rozminowania na szeroką skalę w Ukrainie pojawia się w odpowiedzi na wyzwania, jakie stworzyła rosyjska pełnowymiarowa inwazja. Czy na obecną chwilę można go opisać, czy ustalono już, która instytucja w Ukrainie za co w tym procesie odpowiada?
Wkraczamy obecnie w proces reform, który tak ukształtuje system, aby spełniał oczekiwane od niego funkcje. System był sukcesywnie tworzony i modyfikowany od 2014 roku, jednak obecnie skala zadań i wyzwań przed nim stojących jest znacznie większa. Do tej pory nie był na to gotowy. W ciągu ostatniego roku, dzięki wspólnej pracy Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Obrony i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zaczęliśmy formułować wymogi i wizję tego, jak ten system powinien wyglądać. Teraz nie działa to wystarczająco stabilnie: nadal zbyt wiele zależy od konkretnych osób i ich osobistego wkładu. Naszym celem jest, aby działał on w sposób ciągły i niezależny.
Czy jest już pomysł, jak powinien wyglądać ten system?
Na razie mamy ogólne pojęcie, jak podobne systemy działają w innych krajach świata. W niektórych krajach systemy te są bardziej zdecentralizowane, w innych – bardziej scentralizowane. W krajach bardziej demokratycznych są kontrolowane przez instytucje cywilne, w bardziej autorytarnych – przez wojsko. Obecnie zapoznajemy się z tymi doświadczeniami i staramy się wykorzystać je do stworzenia czegoś, co sprawdzi się w Ukrainie.

Bez wątpienia powinniśmy mieć jeden organ władzy, która będzie podejmować decyzje, ustalać priorytety i decydować, który z operatorów, gdzie będzie pracować. Obecnie, zgodnie z ustawodawstwem, głównym organem w czasie wojny jest Ministerstwo Obrony, a w czasie pokoju – Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Ten system jest niezrównoważony. Problem leży także w definicji pojęć. Ustawa mówi o rozminowaniu i, w nawiasach – o rozminowaniu humanitarnym. Oznacza to, że nasze akty normatywne, mówiąc o rozminowaniu, mają na myśli jedynie rozminowanie humanitarne. A to jest nieprawidłowe. Rozminowanie jest różnorodne. Istnieje rozminowanie operacyjne, militarne, humanitarne. Różne jednostki mają różne zadania. Więc, kiedy mówimy o liderstwie Ministerstwa Obrony w tej dziedzinie, mamy na myśli, że jest ono odpowiedzialne za prowadzenie wojny, którą musimy wygrać. Jednakże Ministerstwo Obrony ponosi część odpowiedzialności za humanitarne rozminowanie, ponieważ zgodnie z prawem, w tym okresie Ministerstwo Obrony jest głównym organem w procesie rozminowania. Okazuje się zatem, że Ministerstwo Obrony odpowiada za zadania w pełni cywilne, co prowadzi do pewnych wypaczeń, gdyż resort ma własną wizję zadania, która wynika z potrzeb prowadzenia wojny.
Kiedy mówimy o głównych partnerach międzynarodowych wspierających rozminowanie humanitarne, skupiają się oni na strukturach cywilnych lub operatorach działań rozminowujących. Ministerstwu Obrony podlega Państwowa Specjalna Służba Transportowa, która ma jakoby charakter wojskowy, ale nie do końca.
Obecnie, kiedy operatorzy rozminowania znajdują ładunki wybuchowe, kto je wywozi?
Istnieje kilka opcji. Mogą zlecić podwykonawstwo operatorowi posiadającemu pozwolenie na neutralizację, mogą uzyskać pozwolenie na niszczenie lub mogą zadzwonić do państwowej instytucji.
Ta instytucja to Państwowa Służba do Spraw Nadzwyczajnych czy Ministerstwo Obrony?
Zarówno jedna, jak i druga.
Czyli, obecnie nie ma jednej wyznaczonej państwowej instytucji, która to robi.
Tak. I z jednej strony to źle, z drugiej – dobrze. Gdyby teraz istniała jedna wyznaczona instytucja, mielibyśmy problemy z brakiem możliwości do zapobiegania nadużyć. Teraz mamy pole, które nie jest całkowicie uregulowane, ale to dobrze. Tworząc system rozminowywania, zastanawiamy się, jak go odpowiednio zbilansować, abyśmy mogli efektywnie wykorzystać potencjał rządowych struktur. W mojej opinii DSNS, ze względu na poziom wyposażenia, doświadczenie i kompetencje jest obecnie w dziedzinie rozminowania najbardziej doświadczoną strukturą na świecie Jednak specyfika ich pracy i zadań nie do końca pokrywają się z zadaniami rozminowania humanitarnego, określonymi przez międzynarodowe standardy.
Wiemy, że obecnie DSNS często pracuje jak ubezpieczenie. Sprawdzają między innym teren po ostrzale, czy na przykład zachodzi konieczność naprawy szkód powstałych w wyniku tych ostrzałów.
Tak. Przyjeżdżają, przeprowadzają kontrolę, usuwają niebezpieczne przedmioty w strefie działania. Ale co dalej zrobić z tymi terytoriami? Według międzynarodowych standardów, takie terytorium powinno zostać zamknięte i przeprowadzone na nim rozminowanie humanitarne, sprawdzając każdy centymetr. Ale to jest niemożliwe. Jeśli po każdym ostrzale będziemy raz po raz sprawdzać każdy centymetr, naprawdę będziemy potrzebować 750 lat, jak oszacowało czas na rozminowanie w Ukrainie centrum GLOBSEC. Dlatego staramy się przemyśleć na nowo zasady i zadania rozminowywania. Problem jednak w tym, że na podstawie dostępnego doświadczenia nikt na świecie nie jest w stanie nam doradzić, jak to powinno się odbywać.

Jaka w tych warunkach jest rola w tym procesie Ministerstwa Gospodarki?
Nasza rola jest tymczasowa – kryzysowe zarządzanie.
Na podstawie czego pojawiło się przekonanie o kryzysie w sferze rozminowania?
W 2023 roku zdaliśmy sobie sprawę, że możemy nie tylko bronić się, ale także atakować. A po charkowskiej i chersońskiej kontrofensywach pojawiło się zadanie rozminowania wyzwolonych terytoriów. W tym czasie, w związku z tragiczną śmiercią Denysa Monastyrskiego, nastąpiła zmiana kierownictwa w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, a Ministerstwu Obrony bardzo trudno uporać się z rozminowaniem humanitarnym w warunkach wojny, gdyż ma ono inne priorytety. W ten sposób decyzja została w pewnym sensie podjęta ad hoc. Rozpoczęliśmy pracę w warunkach, gdy na cały kraj było mniej niż 10 operatorów i dwie maszyny do rozminowywania, brak koordynacji z interesariuszami.
Nasza praca rozpoczęła się od tego, że nasza międzyresortowa robocza grupa spotykała się co tydzień, w każdy poniedziałek, o ósmej rano. Spotkaliśmy się i doprowadziliśmy do tego, że różne struktury rozmawiały ze sobą. Trwało to kilka miesięcy, potem zaczęliśmy się spotykać coraz rzadziej, a przez ostatnie sześć miesięcy nie spotykaliśmy się wcale. Praca przeszła w tryb automatyczny. Jeśli pojawią się konkretne problemy, są one obecnie rozwiązywane przez telefon. Ale ten system nadal w jakiś sposób lideruje.
Czy tę rolę wyznaczono właśnie dla Ministerstwa Gospodarki?
Wracając do początku naszej rozmowy, rolę odegrał tu czynnik personalny. W pewnym momencie proces utknął w martwym punkcie i podjęto decyzję polityczną, że kontrolę na tym kierunku powinien przejąć pierwszy wicepremier. Ministerstwo Gospodarki nie będzie głównym interesariuszem tego procesu. Pracujemy nad stworzeniem systemu, w którym będzie jeden odpowiedzialny organ – może to być Ministerstwo Obrony, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych lub specjalnie utworzony centralny organ władzy wykonawczej.
Czy Pana zaproszono do Ministerstwa Gospodarki właśnie do zadań związanych z rozminowaniem?
Tak. Moja to to praca nad stworzeniem systemu rozminowywania, uruchomieniem systemu kompensacji, stworzeniem rynku usług rozminowania i uporządkowaniem kontaktów z międzynarodowymi partnerami. Przed utworzeniem zeszłego lata sektorowej grupy roboczej, która ma trzech współprzewodniczących – pierwszą wicepremier Julię Swyrydenko, ambasadora Japonii w Ukrainie Kuninori Matsuda i Przedstawicielkę ONZ w Ukrainie Denise Brown – panował pewien chaos. Partnerzy często nie wiedzieli, co który z nich robi w tym obszarze. Obecnie zebraliśmy i usystematyzowaliśmy informacje. Mamy umowną tablicę zadań, na której możemy zobaczyć, że obecnie ponad 50 krajów zapewnia pomoc w zakresie rozminowania. Przyjrzeliśmy się ich projektom, zobaczyliśmy, w jakich dziedzinach zapewniają pomoc – prace w terenie, zakup sprzętu, informowanie społeczeństwa czy szkolenia. Teraz mamy działające narzędzie, które zrobiliśmy przede wszystkim dla siebie, ale udostępniliśmy je także partnerom, ponieważ oni wcześniej nie koordynowali między sobą tej pracy.

Na przykład w tym roku odkryliśmy, że niemiecki rząd federalny nigdy wcześniej nie koordynował swojej strategii pomocy w zakresie rozminowywania z krajami beneficjentami. Zawsze były to kraje biedniejsze, które nie miały własnej wizji procesu. Dlatego też darczyńcy określili priorytety i odpowiednio przydzielali środki. My mówimy, że mamy strategię, plan pracy na trzy lata i określone priorytety. Proponujemy darczyńcom, który z tych priorytetów są zainteresowani wesprzeć. Mówią nam na przykład, że donor jest zainteresowany wspieraniem rozwoju kapitału ludzkiego. Odpowiadamy, że zdefiniowaliśmy w tym obszarze następujące zadania. Darczyńcy dostrzegli zupełnie inną jakość pracy i obecnie koordynują z rządem Ukrainy kolejne kroki mające na celu wsparcie Ukrainy w rozminowywaniu.
Czy mógłby Pan oddzielnie zatrzymać się na roli Polski, jako donora w działalności na rzecz rozminowania?
Polska już w 2022 roku wysłała na 5 miesięcy do Ukrainy prawie 100 swoich policjantów, którzy rozminowywali nasze ziemie i infrastrukturę. W tym czasie oczyścili 342 000 metrów kwadratowych terytorium, 17 500 metrów dróg i usunęli 2000 obiektów.
Kolejnym ważnym kierunkiem są szkolenia. To właśnie w Polsce odbywają się szkolenia specjalistów służb ratowniczych, finansowane przez japońską agencję JICA. Ponadto, przeszkolono tam ukraińskich funkcjonariuszy policji, którzy bezpośrednio uczestniczą w rozminowywaniu, w zakresie przeciwdziałania minom.

Jeśli mowa o sprzęcie, o ile pamiętam, Polska przekazała przeciwwybuchowy kontener WIKTORIA na przyczepie do bezpiecznego transportu niewybuchów.
W sumie wkład Polski to równowartość 1,3 mln dolarów amerykańskich. Dla zobrazowania jest to pomoc na poziomie Czech (1,1 mln USD) i nieco większa niż udzielona przez Słowację (0,8 mln USD).
Opisał Pan wizję zadania dla rządu i darczyńców międzynarodowych. Jaka jest rola w przyszłym systemie humanitarnych operatorów rozminowywania?
Operatorów można podzielić na dwie główne kategorie – dochodowych i non-profit. Operatorzy non-profit – tacy jak HALO Trust, FSD (Fondation suisse de déminage), Global Demining, Global Clearance Solutions, International Demining Group, SafeLane Global – działają na całym świecie. Ich misją jest rozminowanie humanitarne. Na Ukrainie wykonują ogromną część prac rozminowywania. Organizacje te są znane dla dużych darczyńców. Otrzymują wielomilionowe dofinansowanie, bo darczyńcy wiedzą, że ich praca jest przejrzysta i znana oraz prowadzona zgodnie z międzynarodowymi standardami.
Są też ukraińscy krajowi operatorzy, których jest obecnie na Ukrainie prawie 40. Chcielibyśmy mieć ukraiński HALO Trust, który rozrósłby się do dużej międzynarodowej organizacji i działałby na całym świecie. Ale teraz większość ukraińskich operatorów to organizacje komercyjne, które działają w celu zarabiania pieniędzy. Ich rolą jest obecnie szybkie i elastyczne świadczenie usług przedsiębiorstwom, które tego potrzebują. Dla przykładu – producent rolny, który musi rozminować pole, może poczekać, aż przyjdzie jego kolejka rozminowania przez struktury rządowe lub siły międzynarodowych operatorów, a może też zamówić odpowiednią usługę u operatorów komercyjnych. Obecnie rząd rekompensuje 80% kosztów tej usługi, więc klient pokryje tylko 20% kosztów takich prac z własnych środków. Jednocześnie, nieoczekiwanie dla nas, na spotkaniu w ambasadzie Niderlandów zwrócono nam uwagę na jeden ważny aspekt: sytuacja z rozminowaniem w Ukrainie radykalnie różni się od podobnych prac w większości krajów. Bardzo często w innych krajach prace rozminowujące oznaczają zakopywanie pieniędzy w piasek. W Ukrainie sytuacja jest taka, że koszty rozminowania stanowią inwestycje na tym terytorium. Po rozminowaniu, pola będą uprawiane, można będzie zbudować fabryki czy drogi, a z czasem te koszty się zwrócą. Nasze badania to potwierdziły i obecnie zaczęliśmy szukać dodatkowych sposobów włączenie środków na rozminowywanie.
Powiedział Pan, że liczba operatorów rozminowania bardzo szybko rośnie. W jaki sposób można zagwarantować, że ich praca jest jakościowa?
Z czego składa się proces certyfikacji operatora? W pierwszym etapie sprawdzane są dokumenty. Potem następuje kontrola wyposażenia i składu osobowego – czy operator posiada personel i czy przeszedł on odpowiednie przeszkolenie. W trakcie prac prowadzony jest monitoring. W każdej chwili na miejsce może przyjechać grupa monitorująca i sprawdzić, jak przebiegają prace. Rozminowywanie jest w pewnym sensie typowo niebezpieczną produkcją, taką jak praca w kamieniołomie czy w przemyśle metalurgicznym. To niebezpieczna i trudna praca. Personel musi posiadać odpowiednie kwalifikacje.

I na koniec, a to bardzo ważne. Zanim organ państwowy wystawi dokument stwierdzający, że teren jest bezpieczny, przeprowadzana jest na nim kontrola jakości robót. Przyjeżdża ekipa kontrolna, która wybiórczo wykonuje ogrodzenia na danym terytorium oraz przeprowadza oględziny. Na podstawie wyników tej kontroli jest lub nie jest wydawany certyfikat jakości. W przypadku znalezienia na budowie niewłaściwych przedmiotów i stwierdzenia złej jakości pracy, operator, zgodnie z procedurą, powtarza cały proces od nowa. Jeżeli ponownie zostaną wykryte jakiekolwiek problemy, może to zakończyć się cofnięciem zezwoleń.
Pytania dotyczące operatorów non-profit. Jak ustalano, który z nich działa na określonych terenach?
Półtora roku temu w Ukrainie pracowało czterech, pięciu operatorów. A skala problemu była taka, że operatorzy po prostu przyszli do Ministerstwa Obrony i powiedzieli, że są gotowi podjąć pracę na takiej, a takiej działce, mają na te prace fianse. W Ministerstwie Obrony mówili: „Dzięki Bogu! O jedną działkę mniej.” Teraz to podejście ulega przemianie. Chcemy wdrożyć system ustalania priorytetów. Obecnie pilotażowo wdrażamy ten system na niewielkim obszarze obwodu charkowskiego. Wydaje się, że można zebrać kilka warstw informacji i na ich przecięciu określić obszary priorytetowych rozminowań. W tym pilotażowym projekcie połączyliśmy działki, dla których mieliśmy informację o ich dotychczasowej rentowności, sprawdziliśmy stopień zniszczenia działki, potwierdzono informacje o zagrożeniu minami, dodaliśmy informację o infrastrukturze społecznej – ile szkół znajduje się na tych działkach, ile dzieci się tam uczy.
Czy te informacje o społecznej infrastrukturze będą istotne za rok lub dwa, biorąc pod uwagę znaczne migarcje ludności?
Będzie to również zależeć od naszych działań. Obecnie otrzymujemy aktualne informacje z Ministerstwa Oświaty i Nauki o tym, ile dzieci uczy się w tych szkołach. Łącząc te informacje, zauważyliśmy, że mamy obszary wysoce produktywne, które nie doświadczyły znaczących szkód, gdzie poziom zanieczyszczeń nie jest obecnie wysoki, ale w ich granicach znajduje się duża liczba szkół, do których uczęszcza duża liczba dzieci. Takie obszary otrzymują najwyższy priorytet, ponieważ są produktywne, można je stosunkowo szybko rozminować, a jednocześnie nawet nieznaczne zaminowanie na ich obszarze stwarza ogromne zagrożenie dla dzieci. Jeżeli pilotaż zakończy się sukcesem i udowodniona zostanie skuteczność takiego systemu, wdrożymy go na terenie całego kraju. I na podstawie tego systemu określimy także, który z operatorów będzie pracował na jakich terytoriach, biorąc pod uwagę dostępne im zasoby – maszyny, liczbę ludzi czy psów.
A darczyńcy w tym systemie współpracują zarówno ze strukturami państwowymi, jak i z operatorami non-profit i samodzielnie decydują, kogo chcą wesprzeć.
Tu nawet nie chodzi o to, że sami podejmują decyzje. Każdy darczyńca ma swoje zasady pracy. Na przykład, jeśli porównać pomoc ze strony USA i Japonii, Japonia nie może zapewnić pomocy wojskowej, więc przejęła wiodącą rolę w humanitarnym rozminowywaniu. Japoński rząd dostarcza dla DSNS ogromną ilość techniki i sprzętu, ponieważ DSNS to najwięksi eksperci w zakresie rozminowania. Z drugiej strony, USA dostarczają Ukrainie technikę i sprzęt wojskowy. Natomiast w zakresie humanitarnego rozminowywania wspierają operatorów niekomercyjnych. W ten sposób zdejmują od siebie dużą część pracy – nie ma potrzeby rozpoznawania potrzeb, przeprowadzania przetargów na zakup sprzętu i tak dalej. Łatwiej jest przekazać pieniądze sprawdzonej i działającej przejrzyście organizacji jak HALO Trust, która sama wykona wszystkie czynności.

Są też rządy, które głównie przekazują pieniądze międzynarodowym organizacjom. Niderlandy przekazują środki finansowe organizacjom z systemu ONZ – UN Family – i to one przeznaczają środki na projekty. Ostatnio zaczęli też konsultować się z nami. Na razie nie wszystko układa się idealnie, bo przez długi czas ONZ samodzielnie ustalała, co chce zrobić w Ukrainie. Obecnie tworzymy już system konsultacji z rządem, w których „wyróżniamy” niektóre nasze priorytety.
Kiedy w Ministerstwie Gospodarki rozpoczynaliśmy prace nad koordynacją akcji przeciwminowej, zebraliśmy na spotkaniu ambasadorów krajów G 6, przedstawicieli UE i ONZ. Byli sceptyczni, gdy ogłaszaliśmy nasze plany i priorytety. Ale minął dosłownie rok, a oni już do nas piszą z pytaniami dotyczącymi naszego kolejnego wydarzenia i planów. Oznacza to, że w ciągu roku udało nam się przesunąć punkt ciężkości – teraz, jeśli międzynarodowi darczyńcy chcą coś zrobić w zakresie działań dotyczących zaminowania, przychodzą do nas i konsultują, pytają, czy praca określonych organizacji należy do priorytetów ukraińskiego rządu.
Pragnę przy tym jeszcze raz podkreślić: naszym celem nie jest, aby Ministerstwo Gospodarki pozostało koordynatorem działań rozminowujących. Naszym zadaniem jest odnalezienie wszystkich specjalistów, którzy są obecnie rozproszeni po różnych strukturach, zebranie ich w jeden system i uwolnienie go tak, aby mógł dalej działać autonomicznie.
A teraz pytanie dotyczące różnych sposobów powrotu gruntów do użytkowania. Przedsiębiorstwo Nibulon oświadczyło, że udało się przywrócić pod uprawę ponad 5 000 hektarów gruntów ornych w wyniku nietechnicznego badania, które wykazało, że grunty te nie wymagają rozminowywania. Czy istnieją takie statystyki w skali całej Ukrainy?
W Ukrainie zostało przywróconych do użytku w zeszłym roku 30 tys. km2 (3 mln ha – przyp. red.), głównie na podstawie wyników badań nietechnicznych. Rozminowano wiele tysięcy hektarów, ale zasadniczą część terytorium przywrócono do użytku w wyniku badań nietechnicznych. I nie jest to wyłącznie ukraiński wynik, to ogólnoświatowa praktyka.

Kiedy mówimy o terytoriach, których rząd Ukrainy przez pewien czas nie kontrolował, nie wiemy, co się tam wydarzyło. W takiej sytuacji przeprowadza się badanie nietechniczne – sondowanie ludności, sprawdza się fakty dotyczące obecności lub braku sił i środków wroga na określonym obszarze. A potem teren albo zamyka się do momentu rozminowania, albo wraca on do użytkowania. Większość terytorium Ukrainy powróci do użytkowania na podstawie wyników badań nietechnicznych. Teraz na Ukrainie staramy się zrozumieć, jak najlepiej wykorzystać dodatkowe źródła informacji – zdjęcia satelitarne. Korzystając z tych zdjęć, możemy znacznie zmniejszyć liczbę obszarów, do których musimy się udać w celu kontroli. Jeśli zobaczymy z satelity pole ostrzelane przez artylerię, zobaczymy zniszczone fortyfikacje, nie będziemy musieli tam jechać, aby to sprawdzić. Od razu zamykamy ten obszar i ustalamy zadanie dla kolejnego operatora. Obecnie staramy się analizować, opisywać i standaryzować tę technologię.
Czy można wykorzystywać także zdjęcia z dronów?
Tak, ale ta technologia także nie jest określona w międzynarodowych standardach.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że proces rozminowania w Ukrainie potrwa długo, ale jak sprawdzić, czy wszystko robimy dobrze?
Jeśli w ciągu roku udało nam się przywrócić do użytku 30 000 kilometrów kwadratowych to znaczy, że wszystko robimy dobrze. To ogromne terytoria, obszar wielkości krajów. Stoimy teraz przed bezprecedensowym zadaniem. Jak zrobić wszystko poprawnie – czas pokaże. I trzeba zdawać sobie sprawę, że im bliżej obecnej linii frontu będziemy rozminowywać, tym wolniej będzie to przebiegało. Obwody kijowski, czernihowski i sumski to obszar, na którym toczyły się walki manewrowe. Ich rozminowanie jest stosunkowo łatwe, choć problematyczne. Im bardziej niestabilny i zwrotny teatr działań, tym trudniej jest wykryć pola minowe. Jest ruch jednostek wojskowych, praca dywersyjna. To jest trudne. Jednocześnie, gdy linia frontu jest stabilna, wiemy o polach minowych, mamy mapy minowania, plany fortyfikacji. Ale ponieważ linia frontu przez długi czas się nie przesuwa, daje to czas na większe zaminowanie. Kiedy linia frontu się przesunie, usuwanie materiałów wybuchowych zajmie bardzo dużo czasu.

Ogromnym problemem są linie styku w obwodzie charkowskim i chersońskim, które są teraz naszymi tyłami. Ciągle tracimy tam ludzi i sprzęt, a praca tam jest bardzo trudna. Co się stanie, gdy dotrzemy na teren obecnego zaporoskiego odcinka frontu? Obecnie mamy informację o obszarach, gdzie według przejętej rosyjskiej dokumentacji na odcinku frontu o szerokości jednego kilometra użyto około 15 000 ładunków wybuchowych. Będzie to niesamowita ilość pracy, rozminowanie tych terenów zajmie bardzo dużo czasu. Są też miejsca, gdzie teren jest całkowicie zniszczony. Pola przypominają pokrytą kraterami powierzchnię Księżyca. Stoimy przed problemem nie tylko bezpośredniego usunięcia niebezpiecznych obiektów, ale także dalszej rekultywacji tych terenów, ich renaturyzacji.
Biorąc pod uwagę wymagane zasoby i czas, musimy także zadać sobie pytanie – po co. Być może niektóre obszary, które zostały najbardziej zniszczone przez materiały wybuchowe, uda nam się przywrócić do życia w inny sposób, a nawet stworzyć tam pewien wzorzec. Przyszłe zobowiązania w ramach zielonej transformacji nałożą na nas pewne obowiązki, zatem niewykluczone, że niektóre tereny zniszczone w wyniku wybuchów będą musiały zostać ponownie zalesione i usunięte z użytkownia rolnego.
Czyli można powiedzieć, że pewne miejscowości nie doczekają powrotu do przedwojennego życia? Widzimy przykład Francji i Belgii, gdzie nawet teraz – ponad sto lat po zakończeniu I wojny światowej – istnieją tzw. obszary czerwone, które nie zostały jeszcze oczyszczone z obiektów wybuchowych i są wyłączone z użytku.
Przed nami dużo pracy. I trzeba pamiętać, że nie możemy mówić wyłącznie o rozminowaniu. Trzeba mówić szerzej – o działaniach przeciwminowych. Działalność ta obejmuje informowanie społeczeństwa i wyjaśnianie dzieciom zasad bezpieczeństwa, aż po prace przy utylizacji pozostałości w magazynach. Mam wielką nadzieję, że pewnego dnia przejdziemy do tego. Będziemy przecież musieli rozbrajać Rosjan. Dlatego musimy rozwinąć możliwości utylizacji amunicji.

A jakie możliwości utylizacji ma Ukraina obecnie?
Jak na razie Ukraina nie ma takich możliwości. I to jest bardzo trudny problem. Detonowanie całej amunicji na polach jest bardzo niewskazane. Obecnie cała amunicja, mniej lub bardziej przydatna do użytku, jest wykorzystywana.
Są wybierane i idą na front?
Tak. Ale pozostają materiały nieprzydatne do wykorzystania.
W Ukrainie nie ma żadnych przedsiębiorstw, które utylizowałyby amunicję?
Mamy kilka przedsiębiorstw, które zajmowały się utylizacją pozostałości z magazynów. Ale ta utylizacja obejmuje inne procesy. Amunicja nieprzydatna do użytku jest bardzo niestabilna i może w każdej chwili eksplodować.
Jako przykład – jechała ciężarówka wioząca amunicję, w którą uderzył pocisk i rozrzuciło je po całym polu. Jeśli nawet nie eksplodowały, ale płonęły, są już niestabilne. Jeśli ktoś zacznie ciąć taki pocisk, może on eksplodować. W związku z tym, konieczne jest zbudowanie urządzeń do cięcia takich pocisków w odpowiednich warunkach – bardzo powoli, w niskiej temperaturze, tworząc takie warunki, aby w przypadku eksplozji nikomu nie stała się krzywda. A to wymaga planowania. Trzeba pomyśleć, co z tym zrobić. Ale w każdym razie musimy rozwijać recykling. Po pierwsze, amunicja zawiera substancję kinetyczną, którą można na przykład spalić i wytwarzać energię.

Byłem w Kambodży. Obecnie poddaje się tam recyklingowi bardzo dużą część materiałów wybuchowych. Jak oni do tego doszli? Amerykanie przestali dostarczać im C-4 (materiał wybuchowy – przyp. red.). W Kambodży nie ma własnej produkcji. Nie mieli możliwości zakupu od swoich sąsiadów – Tajlandii, Chin, Wietnamu. A potrzebowali materiałów wybuchowych. W rezultacie zaczęto ciąć stare łuski, usuwać z nich materiały wybuchowe i przepakowywać je. Ich produkcja wygląda raczej prymitywnie, rzemieślniczo, ale działa i zaspokaja krajowe potrzeby.
Rozmawiała Kateryna Pryszczepa