Spalone stadiony i odbite nerki – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Spalone stadiony i odbite nerki

16 maja 2016
Spalone stadiony i odbite nerki

21 czerwca na murawę stadionu Velodrome w Marsylii wyjdą piłkarskie reprezentacje Ukrainy i Polski. Zagrają mecz ostatniej rundy grupowego turnieju mistrzostw Europy. Drużyny nigdy wcześniej nie spotykały się na takim poziomie, ale zacięta sąsiedzka piłkarska rywalizacja ma bogatą, ponad stuletnią historię.     

 Ta rywalizacja rozpoczęła się we Lwowie. W tym mieście, w 1903 roku założono pierwsze polskie kluby „Slavia” i „Sokół”. Po kilku latach powstały także ukraińskie drużyny – USK (1906) oraz „Ukraina” (1911). Do I Wojny Światowej polsko – ukraińskie mecze nie wywoływały wielkich emocji, chociaż na stadionach było coraz bardziej gorąco. W tym czasie, nie tylko drużyny, ale i ligi tworzono według klucza narodowego. Polskie drużyny Lwowa należały do najlepszych w kraju, a  „Pogoń” nawet co raz zostawała mistrzem Polski.

Ukraińcy organizowali swe odrębne turnieje. Dominowała w nich całkowicie lwowska „Ukraina”, która rozgramiała drużyny rodaków, strzelając po 5, a nawet 8 goli. Mecze „bez intrygi”  nie podobały się zarówno zawodnikom, jak i kibicom. Dlatego wkrótce pojawiła kwestia wstępu „Ukrainy” do Polskiego Związku Piłki Nożnej.

“Ukraina” (Lwów), 1923  (wikipedia)
“Ukraina” (Lwów), 1923 (wikipedia)

Nie brakowało przeciwników takiego kroku. „Jeśli nie idziemy z Polakami na kompromis w innych dziedzinach, to dlaczego mamy to robić w sporcie?” – oburzał się przewodniczący Towarzystwa Sportowego „Skała” ze Stryja Izydor Maziak. „Jednak ze sportowego punktu widzenia decyzja była prawidłowa” – stwierdza historyk futbolu Iwan Jaremko. – „Ukraiński lider przetworzył się na outsidera ligi okręgowej. Grając z silnymi przeciwnikami „Ukraina” robiła postępy i już w latach 30-tych trzy razy kończyła rozgrywki na drugim miejscu”.

Ukraińcy nie mogli na równych prawach rywalizować  ze swymi polskimi przeciwnikami. Gdy w Galicji na zmianę austro-węgierskiej przyszła polska władza, jedynie polskie kluby sportowe otrzymały pomoc ze strony państwa, inne opierały się na entuzjastach. Dodatkowo, polska ludność dominowała w miastach, gdzie kluby miały lepsze warunki do rozwoju. Natomiast w ukraińskich wsiach najczęściej w piłkę nie grano. „Doszło do tego, że pewni działacze stwierdzili nawet, że ta gra jest za bardzo egoistyczna i nie odpowiada mentalności ukraińskiego narodu” – opowiada badacz historii ukraińskiego futbolu Denis Mandziuk, cytując przewodniczącego Ukraińskiego Związku Sportowego Radłowskiego: „Nasz naród – to lud chłopów, a piłka nożna – to gra mieszczuchów. Demonizuje ona zawodników, powoduje w nich zarozumiałość”.

Nie wszyscy uważali, że piłka nożna to nieukraińska dyscyplina. Dlatego, nie tylko we Lwowie, ale i w innych galicyjskich miastach, obok polskich powstawały ukraińskie drużyny. W Drohobyczu – polski „Junak” i ukraińska „Warta”, w Stryju –  „Pogoń” i „Skała”, w Przemyślu – „Polonia” i „San”. Takie sąsiedztwo, a nie zapominajmy także o wielu żydowskich drużynach, tworzyło prawdziwą kulturę kibicowania, często z elementami fanatyzmu . Badacz Iwan Jaremko wspomina nawet o podpaleniach lwowskich stadionów – „Jako pierwszy zapłonął stadion klubu „Czarni”. Podejrzenie padło na ukraińskich kibiców. Następnie spłonął nowiuteńki stadion żydowskiej „Gasmoneji”. W końcu ucierpiała także ukraińska arena w Parku Stryjskim. Nikogo nie schwytano”. Zdarzały się także tak charakterystyczne dla współczesnego futbolu bójki. Podsumowania jednej z nich dokonała w 1937 roku gazeta „Diło”: „Kopczak – złamana noga, Bramowycz – pięć żeber i podbite oko, Awtoski – odbite nerki i poderwne ucho, Forengiefka – wybite przednie zęby i złamany nos, a ran ciętych, kłutych i tłuczonych – nie zliczyć”.

Innym nieodłącznym atrybutem współczesnego futbolu są transfery, do których w ówczesnych warunkach nie dochodziło często. Drużyny formowano według klucza narodowościowego, a przejście do konkurencji wielu uważało za zdradę swego narodu, a nawet religii! „W dokumentach z tego okresu nie podawano narodowości, jedynie wyznanie. Przechodząc do polskiej drużyny, Ukrainiec zaczął więc być faktycznie uważanym za rzymskiego katolika” – mówi Iwan Jaremko. „Zawodnicy polskich klubów otrzymywali pomoc, zarówno przy szukaniu pracy, jak i podejmowaniu nauki, a jednak Ukraińcy zazwyczaj odmawiali. Nawet lider polskiego futbolu „Pogoń” bardzo rzadko była zasilana przez ukraińskich zawodników. Świetni Skoceń i Milosz przechodzić nie chcieli”. Zdarzały się także wyjątki. Całkiem dobrze w „Pogoni” grał prawy obrońca Władysław Lemiszko. Nie był z tego powodu napiętnowany, ale niektórzy Ukraińcy patrzyli na niego krzywo.

O ile Ukraińcom udawało się nawiązać z polskimi sąsiadami konkurencję w grze, o tyle na przeszkodzie często stawali sędziowie. Jako przykład, znawca futbolu Denis Mandziuk podaje mecz w Samborze, gdzie o miejsce w klasie „A” walczyły miejscowa ukraińska drużyna „Dnister” i polska drużyna „Biali” z Borysławia. Sędzia Gajlgofer ze Stryja przyszedł na mecz pijany i przez cały mecz bezwstydnie wspierał gości. Po meczu któryś zawodników „Dnistra” podsłuchał rozmowę ich bramkarza Sawczuka z przedstawicielem polskiego klubu. Okazało się, że bramkarz za 25 zł zgodził się na puszczenie do swej bramki dwóch goli. Ukraińcy złożyli protest i w rezultacie mecz anulowano.

Kolejny sędzia o nazwisku Ranisz nie dogodził polskim kibicom podczas decydującego meczu między drohobycką drużyną „Junak” a lwowską „Ukrainą”. Opuszczał stadion w przebraniu i w asyście policji. Ale to go nie uratowało – ludowi mściciele dorwali sędziego w Stryju. Po przegranej w Drohobyczu, „Junak” wziął rewanż we Lwowie. Jak mówi historyk futbolu Andrzej Chciuk, w dniu meczu na ulicach Drohobycza było pusto – wszyscy pojechali do Lwowa. Polacy kibicowali „Junakowi”, a Ukraińcy „Ukrainie”. Tłum tych, którzy nie mogli pojechać zgromadził się przy poczcie – tutaj informacje przychodziły najszybciej. Po poinformowaniu przez przestraszonego dyrektora poczty o zwycięstwie podniósł się taki hałas, że niektóre osoby myślały (a był to rok 1939), że już zaczęła się wojna. Kibiców musiał uspokajać miejscowy ksiądz.  Jednak drużynie z Drohobycza nie udało się awansować. W tym samym roku przyszli Sowieci i rozwiązali wszystkie kluby sportowe.

(ciąg dalszy nastąpi)

Tetiana JAWORSKA