Ukraińskie czarne złoto – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Ukraińskie czarne złoto

31 marca 2013
Ukraińskie czarne złoto

Wydaje mi się czasem, że mogę za granicą bezbłędnie odróżnić w tłumie Ukraińca, po tym, jak i gdzie je. O ile zachodnia kuchnia bazuje na różnorodnych kanapkach, batonikach i snikersach, o tyle Ukraińcy spożywają jeden produkt, który rzadko można spotkać za zachodnią granicą Ukrainy – są to pestki słonecznika! Jeśli gdzieś w Pradze, Berlinie albo Warszawie zobaczycie człowieka, który łuszczy pestki – z pewnością będzie to, albo Ukrainiec, albo mieszkaniec południowych regionów Rosji.

Jeszcze jakiś czas temu, pestki z łatwością zastępowały papierosy, łuskanie zastępowało palenie i spełniało tę samą społeczną funkcję – integrowały ludzi w jednym wspólnym zajęciu. Jeszcze ze dwadzieścia lat temu, góry łupinek świadczyły o produktywnej i czasochłonnej rozmowie w kręgu dobrych znajomych. Pestki łuskano na ławkach w parku, na przystankach komunikacji, dworcach autobusowych i kolejowych wagonach. I co tam dużo mówić – w herbach wielu miast widnieje nasionko słonecznika, najczęściej – miast południowych i centralnych obwodów.

Mama mojej znajomej doszła do zdolności precyzyjnej obróbki w ustach czterech ziaren jednocześnie, bez pomocy rąk. Trudno to nawet sobie wyobrazić, ale wrzucała je do ust, jedno ziarno łuszczyło się pod przednimi zębami, następne dwa przygotowywały się do łuskania gdzieś tam językiem, przemieniając proces w swoistą żonglerkę. Nareszcie, z ust wylatywały jedynie skorupki, a ziarno pozostawało tam, gdzie miało zostać.

Pestki sprzedawano na bazarach, odmierzając miarkami – szklaneczkami i sypiąc w „woreczki” z uprzednio pociętych gazet (mój ojciec opowiadał, że zamiast gazet, w afrykańskiej Angoli, często wykorzystywano stronice z dzieł Lenina, które intensywnie dostarczano afrykańskim państwom, aby rozwijały socjalizm – u nas trzeba było jeszcze na to poczekać). Obecnie, nawet na Ukrainie, pestki sprzedają w próżniowych opakowaniach i coraz rzadziej na bazarach. A sprzedają już nie te drobne, czarne ziarenka oleistych gatunków, a takie gigantyczne i pasiaste, jak czarno-białe zebry, strączki, łatwe do łuskania, zarówno rękami, jak i zębami, ale w smaku, niestety, już nie te.

Gdy przyjechałem do Warszawy, nie miałem nawet pojęcia, gdzie tu można nabyć nasz produkt, chociaż od czasu do czasu potrzebowałem „smaku Ojczyzny”. No chyba nie znajdę go w supermarkecie?! Bo kto tutaj w Polsce będzie kupować słonecznik? I chociaż ani razu nie widziałem Polaka, który łuszczyłby pestki, okazało się, że kroki należy skierować właśnie do supermarketu, gdzie można wybrać nawet kilka rodzajów różnych pestek.

I wiem, że ten pociąg do pestek mam nie tylko ja, ale i duża część moich rodaków, dla których jest to zarówno tradycja, towarzyskie przyzwyczajenie, jak i, co możliwe, smak Ojczyzny. Dlatego ostatnio, gdy w warszawskim autobusie linii nr 521, który jedzie na Falenicę, dostrzegam przypadkowo kobietę z garścią pestek w jednej, a łupin w drugiej ręce lub gdy wsiadam do lwowskiego autobusu i słyszę za plecami chrzęst łuskanych pestek – wówczas wiem, że jadę z Ukraińcami, z moimi rodakami!
I abyśmy w goście jeździli ze swymi tradycjami, a nie ze swym śmieciem!

Jurij TARAN