Co, zdaniem polskich rolników, jest nie tak z ukraińskim zbożem? – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Co, zdaniem polskich rolników, jest nie tak z ukraińskim zbożem?

Kateryna Pryszczepa
Yulia Kyrychenko
15 kwietnia 2024
Co, zdaniem polskich rolników, jest nie tak z ukraińskim zbożem?
Kateryna Pryszczepa
Kateryna Pryszczepa
Materiał ten jest dostępny również w języku ukraińskim
Цей текст також можна прочитати українською мовою

Od 9 lutego 2024 roku w Polsce trwa ogólnokrajowy strajk rolników, podczas którego protestujący blokują drogi i ważne węzły komunikacyjne, szczególnie przejścia graniczne z Ukrainą, a także uciekają się do nielegalnych działań i wysypywania ukraińskiego zboża z samochodów ciężarowych i kolejowych wagonów . Jednym z żądań protestujących jest zakaz importu produktów rolnych z Ukrainy i unieważnienie umowy między Unią Europejską a Ukrainą o bezcłowym handlu. Z najnowszych wypowiedzi polskiego premiera wynika, że ​​Polska jest gotowa na pewien czas całkowicie zaprzestać handlu z Ukrainą. Jednak na ostatnim spotkaniu z rolnikami Tusk oświadczył, że nie popiera całkowitej blokady granicy. Ukraińskie zboże nie po raz pierwszy od dwóch lat rosyjskiej pełnoskalowej agresji przeciwko Ukrainie stało się punktem zapalnym w polsko – ukraińskich relacjach. O zarzutach strajkujących odnośnie ukraińskiego zboża, a także o roli mediów w podsycaniu kryzysu pisze dziennikarka New Eastern Europe  Kateryna Pryszczepa. 

Tekst powstał na podstawie wpisów Kateryny Pryszczepy na Facebook i jest publikowany za zgodą autorki. 

W maju 2022 roku Unia Europejska podjęła decyzję o tymczasowej liberalizacji handlu z Ukrainą. Decyzja ta powinna była pomóc Ukrainie, która cierpiała z powodu rosyjskiej agresji i blokady handlu morskiego, w dostarczaniu produktów rolnych do krajów trzecich, będących nabywcami Ukrainy, a także otworzyć europejski rynek. Dlatego już w czerwcu 2022 roku ukraińskie zboże zaczęło bez przeszkód napływać do Polski.

W samej Polsce, w związku z gwałtownym wzrostem światowych cen zbóż, rolnicy często decydowali się na wstrzymanie sprzedaży swoich produktów rolnych. Sprawujący wówczas władzę rząd Prawa i Sprawiedliwości nawet namawiał ich do tego. Doprowadziło to do przejściowych niedoborów na krajowym rynku, a polskie firmy zaczęły kupować zboże z Ukrainy.

Od czerwca 2022 do maja 2023 roku do Polski z Ukrainy sprowadzono 4,5 mln ton zbóż i roślin oleistych, z czego około 3,5 mln ton pozostało w Polsce i nie zostało wywiezionych do krajów trzecich. Jednocześnie Polska miała w 2022 roku wysokie zbiory – 35 mln ton zbóż i roślin oleistych.

Ceny pszenicy nadal spadały, a polscy rolnicy, którzy mieli niesprzedane plony z poprzednich lat, zaczęli wyrażać sprzeciw wobec importu z Ukrainy. W kwietniu 2023 roku polski rząd wprowadził embargo na ukraińskie zboże. A od maja 2023 roku ukraińskie zboże miało przepływać przez Polskę wyłącznie w tranzycie do krajów trzecich.

Zastrzeżeń odnośnie ukraińskiego zboża w Polsce (poza tym, że jest tańsze) było kilka:

  • nie wszystko przechodzi tranzytem, ​​jak to miało być zgodnie z dokumentami;
  • jest techniczne, tzn. może być stosowany wyłącznie do produkcji np. biopaliw, a nie w produktach spożywczych czy paszy dla zwierząt;
  • jest uprawiane przy użyciu pestycydów, które zostały już zakazane w Uni Europejskiej, przez co jest gorszej jakości i toksyczne.

Jednak każda z tych pretensji  ma swoje niuanse.

O przerywanym tranzycie 

O przerwanym tranzycie (choć nie tymi słowami) protestujący mówią w stylu „wszyscy o tym wiedzą”, ale nikt nie podaje liczb. W trakcie niedawnego przedwyborczego spotkania (w kwietniu w Polsce odbędą się wybory samorządowe) z udziałem premiera Donalda Tuska i wiceministra rolnictwa i rozwoju wsi Michała Kołodziejczaka w mieście Morąg jeden z protestujących rolników stwierdził, że faktycznie całe zboże, które formalnie jedzie do Litwy, tam nie trafia. Tusk na to tylko pokiwał głową.

Pytanie nie dotyczy istnienia zjawiska, ale jego skali, podobnej do oskarżeń o kabotaż pod adresem przewoźników. Udowodnić to mogą jedynie polskie władze, gdyż przerwany tranzyt odbywa się na ich terytorium. W tej chwili albo nie ma wystarczających środków, aby to sprawdzić, albo zjawisko nie jest tak duże, jak się mówi. Kiedy autorka materiału (Kateryna Pryszczepa) rozmawiała z kierowcami zablokowanych na granicy ciężarówek, mówili, że przewozili zboże do portów litewskich. A polski przewoźnik, z którym autorka rozmawiał w grudniu, powiedział, że przewoził zboże z Ukrainy dla właściciela fermy drobiu w Polsce i tak to zadeklarował na granicy. 

Na nagraniu wideo z 13 lutego 2024 roku wiceminister Michał Kołodziejczak mówi blokującym w Dorohusku, że nie odnotowano dotychczas ani jednego udokumentowanego przypadku tzw. przerwanego tranzytu czy kontrabandy. Po sprawdzeniu półtora tysiąca ukraińskich samochodów dostawczych przy udziale służby skarbowej i policji drogowej w ciągu czterech dni wykryto jeden przypadek kabotażu. Ponadto, Kołodziejczak gorąco prosi obywateli, aby dzwonili na infolinię i zgłaszali podejrzane ciężarówki w celu ich sprawdzenia, bo „bardzo chce, żeby kogoś złapano na gorącym uczynku”. Pociąg ze zbożem w Koszalinie, uznawanym za „kontrabandę z Ukrainy”, tak naprawdę jechał do młyna zbożowego ze zbożem z polskiego elewatora ze żniw sprzed trzech lat.

Jeszcze wcześniej w sieci pojawiło się wideo, na którym sam wiceminister Kołodziejczak mówi, że jego zdaniem ukraińskie ciężarówki, które jadą „jakby na Litwę i Łotwę”, następnie wracają z towarem do Polski (ale nie ma na to dowodów). Czyli plotki, jak widać, rozsiewa między innymi członek obecnego rządu.

Na trzecim wideo – z 21 lutego 2024 roku – Michał Kołodziejczak mówi, że w dalszym ciągu nie znaleziono dowodów na kontrabandę lub powrót na polski rynek z Niemiec ukraińskiego zboża, którego niemieckie służby sanitarne nie wprowadziły do ​​obrotu ze względu na złą jakość (to kolejna historia o tezie „wszyscy to wiedzą”, która krąży w polskim społeczeństwie, ale której nikt nie potwierdził dowodami).

Oczywiście nigdy nie można wykluczyć nadużyć, jednak kwestią  jest skala zjawiska i jakieś dowody, których nikt nie podaje w liczbach.

O zbożu technicznym

Jednym z silnych negatywnych stereotypów dotyczących importu ukraińskiego zboża do Polski jest określenie „zboże techniczne”. Z założenia nie powinno być ono wykorzystywane do produkcji artykułów spożywczych ani paszy dla zwierząt, a według zwolenników blokowania granicy stanowiło, jeśli nie całość, to większość importowanego z Ukrainy do Polski zboża. 

Zgodnie z danymi Najwyższej Izby Kontroli do Polski trafiło z Ukrainy około 100 tysięcy ton tak zwanej pszenicy technicznej i jedynie około 230 tys. ton tzw. zboża technicznego (wraz z kukurydzą i rzepakiem). Stanowi to 5% całości zboża sprowadzonego z Ukrainy do Polski w latach 2022-2023 (4,5 mln ton) lub 6,5% zboża, które przywieziono do Polski i tu pozostało (3,5 mln ton), czyli nie zostało nigdzie sprzedane (NIK nie precyzuje, a może i nie wie, czy te wszystkie 230 tys. ton pozostało w Polsce).

W polskich przepisach nie ma pojęcia zboża technicznego. Stąd pytanie, jak powstało i dlaczego wpuszczano do Polski zboże z takim określeniem. Jak wyjaśniają polscy eksperci, kategorię zboża technicznego najprawdopodobniej „wynalazły” ad hoc polskie władze, aby wiosną 2022 roku rozwiązać problem korków na polsko – ukraińskiej granicy. Jak mówi Monika Piątkowska z Polskiej Izby Zbożowo-Paszowej na granicy stało 600-800 wagonów ze zbożem i w celu jego odblokowania mogła być podjęta decyzja o przepuszczeniu tych wagonów bez kontroli, co oznaczało przepuszczenie ich ze statusem ziarna nieprzeznaczonego na  żywność lub paszę. Prawdopodobnie, właściciele zboża zgodzili się na taką decyzję, gdyż od tygodni leżało ono w wagonach i mogło już zacząć się psuć, a zatem nadawało się do przetworzenia np. na biomasę lub bioetanol. Przy czym, obecnie nie wiadomo, w jakim właściwie stanie było to zboże.  Takie zboże bez prawa dopuszczenia do produkcji żywności i pasz importowano do Polski do 2022 roku w stosunkowo niewielkich ilościach. 

Można powiedzieć, że od początku 2022 roku zboże z Ukrainy do Polski nie było transportowane w celu sprzedaży jako zboże techniczne, lecz zjawisko to faktycznie powstało w sytuacji pewnego chaosu  2022 roku.

Według danych, które przedstawił wojewoda lubelski Lech Sprawka, większość spożywczego/paszowego nieoleistego zboża – 130 tyś. ton, wprowadzono na polski rynek właśnie w 2022 roku (wobec 2,6 tys. ton w 2023 roku). Szczyt importu zbóż technicznych do Polski przypadł na wrzesień-listopad 2022 roku.

W kwietniu 2023 roku w polskich mediach zaczęto pisać o problemie zboża technicznego i o tym, że jego część może później trafić do produkcji żywności. W maju 2023 roku – już w warunkach kampanii wyborczej w Polsce – przewodniczący Stowarzyszenia Polska 2050, obecny marszałek Sejmu RP Szymon Hołownia poinformował, że złożył do NIK wniosek o sprawdzenie, czy nie ma naruszeń w imporcie zboża z Ukrainy.  Złożonym przez siebie wnioskiem do NIK o kontrolę wwożenia do Polski  zboża technicznego chwalił się w maju senator z Klubu Parlamentarnego PO Krzysztof Kwiatkowski.

NIK rozpoczęła kontrolę. A we wrześniu 2023 roku (niecały miesiąc przed wyborami parlamentarnymi) rozgłośnia RMF24 (jedna z najpopularniejszych w Polsce) doniosła, że ​​dotarła do nieoficjalnych wyników tej kontroli, a z raportu NIK rzekomo wynika, że Państwowa Inspekcja Weterynaryjna w okresie od stycznia do maja 2023 r. stwierdziła skażenie w 35% próbek zbóż pochodzących z Ukrainy. Jak można sobie wyobrazić, wiadomość rozeszła się po polskim Internecie z komentarzami „szok i strach”.

Tytuł materiału na stronie RMF24
Screen z materiału na stronie RMF24

A kiedy w listopadzie 2023 roku NIK ujawnił raport z kontroli Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej, napisano w nim  skromnie: „Jak podał Główny Lekarz Weterynarii […] od stycznia do maja 2023 roku zbadano 717 próbek zboża. W wyniku tych badań stwierdzono pojedyncze przypadki skażenia salmonellą (3 przypadki), pestycydami i GMO (po jednym przypadku). Ponadto na przejściach granicznych […] w okresie od stycznia do maja nie przepuszczono 31 partii kukurydzy ze względu na ich dużą wilgotność, pleśń oraz obecność w ziarnie owadów.”

Screen z raportu NIK

Nawet w przypadku zawróconych partii kukurydzy (które w rzeczywistości nie zostały uwzględnione we wskazanych 717 próbkach) problemy stwierdzono w 5% próbek za okres styczeń-maj 2023 roku. Tak wynika z raportu NIK. Ale po jego opublikowaniu nikt nie sprostował i nie wyjaśnił informacji typu „Szok i strach – całe ukraińskie zboże jest trujące”.

Kolejny organ kontroli sanitarnej, na którego dane powołała się NIK – Główny Inspektor Sanitarny, poinformował, że w latach 2022-2023 przeprowadził 11 569 analiz próbek zboża z Ukrainy i w 278 z nich (2,4%) stwierdził niedopuszczalne zanieczyszczenia.

O poszukiwaniu winnego lub  „naming and shaming”

Jeżeli ukraińskie zboże jest tak toksyczno-przestępcze, to polskie władze państwowe powinny mieć formalne podstawy, dotyczące jego kupców w Polsce, do wysunięcia roszczeń i wszczęcia postępowania. Natomiast na spotkaniu w Morągu Tusk obiecał ujawnienie listy polskich nabywców zboża z Ukrainy, aby Polacy wiedzieli, kto na niej jest. Oznacza to, że zamiast formalnych procedur będzie stosowana zasada „wskaż i zawstydź”. Może to oznaczać, że nie ma jeszcze podstaw do wysuwania pretensji wobec organów państwowych, można natomiast rozgrywać akcję wskazania wrogów narodu.

Od ubiegłorocznej jesieni do polskich mediów trafiło kilka różnych list firm, które skupowały zboże w Ukrainie. Wykazy te są najwyraźniej sporządzane na podstawie danych urzędów celnych, czyli oficjalnych deklaracji celnych, które sporządzano przy przekraczaniu granicy. Zwykle takich informacji nie podaje się do publicznej wiadomości, bo objęte są tajemnicą celną, a obecne listy działają  na zasadzie  „przecieków”. Ostatnia z nich liczy 541 firm. Mówiąc o niej, minister rolnictwa Czesław Siekierski stwierdził, że „znaczna część danych jest prawdziwa”. 

Z materiałów w mediach wynika, że ​​przynajmniej część wymienionych w nich firm rzeczywiście importowała zboże z Ukrainy. Potwierdzają to w rozmowach z dziennikarzami, ale sam fakt „wypłynięcia”  list i obietnica opublikowania pełnej oficjalnej wersji (o możliwości oficjalnej publikacji tej wersji mówił nawet premier Donald Tusk) tworzy atmosferę domniemania winy.

Na przykład, materiał portalu Money.pl z 23 lutego bieżącego roku nosi tytuł „Importowali zboże. Teraz się tłumaczą”. „Wiele firm czuło się do tego zmuszonych”. Z tekstu wynika, że ​​uzasadnienie firm – importerów – to odpowiedzi na pytania dziennikarzy, którzy do nich dzwonili. Sam tekst jest dość wyważony – jest tam komentaż eksperta ds. rynku rolnego Bartłomieja Czekały, który wyjaśnia, że ​​decyzja części polskich rolników o „zatrzymaniu” własnego zboża latem 2022 r. zmusiła część polskich firm do poszukiwania dostaw gdzie indziej. W tekście czytamy także komentarze przedstawicieli  jednej z firm znajdujących się na liście, którzy stwierdzili, że ​​importuje kukurydzę z Ukrainy, a następnie sprzedaje ją w 95% na rynki krajów trzecich. Ale pozostaje tytuł.

Niektóre media w tytułach mówią o „liście wstydu” – już w pełni oficjalnej i publicznej liście importerów zbóż z Ukrainy, którą wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak obiecał upublicznić (do tej pory jeszcze tego nie zrobił). Z jego wystąpienia 19 lutego w programie „Fakty po faktach” w TVN24 wynika, że ​​lista ta będzie „listą wstydu dla niektórych partii politycznych” (aluzja do PiS, które w październiku ubiegłego roku przegrało wybory z kolegami Kołodziejczaka), które nie  zapobiegły na czas wolnemu importowi z Ukrainy. Ale są nagłówki w stylu „Listy wstydu Kołodziejczaka”.

Jeszcze przed wyciekiem list importerów część mediów publikowała materiały, z których wynikało, że wpadły im w ręce jakieś ich wersje. W październiku ubiegłego roku portal Wirtualna Polska opublikował materiał pod tytułem „Zboże techniczne” z Ukrainy. Ujawniamy listę, którą skrywano miesiącami”. W artykule napisano, że portal otrzymał listę 91 firm importerów, z którymi dziennikarze próbowali się skontaktować. Część odpowiedziała na pytanie. Portal przytacza jedno z nich: „[…] określenie „ziarno techniczne” jest „terminem urzędniczym”. Nie świadczy to o jakości zboża, jak twierdzą media oraz politycy i populiści z AgrouniiAgrounia to organizacja, na czele której stoi wiceminister Michał Kołodziejczak. Materiał był oczywiście przygotowywany przed wyborami parlamentarnymi w Polsce, a jedynie jego miejsce przeznaczenia na rynku i w związku z tym sposobu jego odprawy celnej. W wielu przypadkach pszenica techniczna importowana do Polski była lepszej jakości niż pszenica konsumpcyjna produkowana w Polsce. Należy też pamiętać, że żaden producent pasz, żaden młyn nie kupuje kota w worku i zawsze sprawdza jakość każdej pojedynczej partii. W związku z tym, nieustannie pojawiające się w prasie artykuły o tym, że ktoś może zjeść chleb ze „zboża technicznego” to po prostu pogoń za sensacją.

Po publikacji materiału portal dodał kolejną aktualizację, gdyż kilka firm z listy przesłało swoje odpowiedzi na pytania. Jedna z firm oświadczyła, że ​​nigdy nie importowała zboża technicznego z Ukrainy i znalazła się na liście przez pomyłkę, druga zaś, że znalazła się na liście, ponieważ importowana przez nią partia zboża została zarejestrowana przez agenta celnego jako techniczna (bez wiedzy firmy).

Według oficjalnych danych w latach 2022-2023 z Ukrainy do Polski wjechało zboże techniczne w ilości do 6,5% całego wolumenu. A sam fakt jego importu nie oznaczał, że firma importująca zamierzała dokonać nadużycia i sprzedać jako spożywcze. Jednak, generalnie, nagłówki medialne dotyczące importu zboża z Ukrainy zacierają różnicę pomiędzy legalnym importem, importem tzw. zboża technicznego do celów legalnych, a nadużywaniem tego samego zboża. Dotyczy to mediów rzetelnych, z jakąś polityką redakcyjną, a w niektórych są też materiały z tytułem „zboże techniczne może powodować raka”, był też nagłówek – „z technicznego zboża mogli wyprodukować nawet 100 tysięcy bochenków chleba”.

A w środku tego jest polski konsument – wyborca, a następne wybory – do samorządu –  już 7 kwietnia. 

O zakazanych w Unii Europejskiej pestycydach

Według Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa w 2021 r. na hektar gruntów uprawnych w Polsce zużyto 2,32 kilograma pestycydów, a w Ukrainie 0,8 kilograma. Jednakże wśród pestycydów stosowanych w Ukrainie mogą znajdować się takie, które od jakiegoś czasu nie są dozwolone w UE.

Odnośnie stosowania pestycydów zakazanych w UE, być może opcjonalnie, należy zaproponować oznakowanie zboża/produktów z niego wytworzonych, w celu wskazania, że ​​ziarno było uprawiane przy użyciu takich pestycydów.

Przy czym o tej techniczno – toksyczności szczególnie głośno mówi się dopiero teraz. Wcześniej mówiono, że po prostu tanie zboże zasypało polskich producentów. Teraz zaczęli bardziej grać na obawach konsumentów.

Podsumowując, w odniesieniu do całej sytuacji, w materiałach prasowych i wypowiedziach zainteresowanych  brakuje liczb. Podobnie jak to  było z przewoźnikami.