Walery Butewicz: „Myślę, że nie mam prawa pisać o wojnie, ponieważ jej bezpośrednio nie doświadczam” – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Walery Butewicz: „Myślę, że nie mam prawa pisać o wojnie, ponieważ jej bezpośrednio nie doświadczam”

8 października 2023
Walery Butewicz: „Myślę, że nie mam prawa pisać o wojnie, ponieważ jej bezpośrednio nie doświadczam”
Materiał ten jest dostępny również w języku ukraińskim
Цей текст також можна прочитати українською мовою

Walery Butewicz – krytyk literacki, tłumacz. W 2018 roku obronił pracę magisterską na temat twórczości  Zbigniewa Herberta na Uniwersytecie Warszawskim. Pracuje w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie. Laureat konkursów literackich “Dziennik pandemiczny” i “Mój pierwszy i sto pierwszy dzień w Polsce”. O tym, jak trafił do Polski, jak wybiera język pisania, o korzeniach i tożsamości, a także o tym, co w jego najnowszym opowiadaniu jest prawdą, a co fikcją, Walery Butewicz opowiada w wywiadzie dla „Naszego Wyboru”.


Waleriju, po pierwsze, gratuluje ci zwycięstwa  w konkursie ”Mój pierwszy i sto pierwszy dzień w Polsce”, który odbył się w zeszłym roku. Zgodnie z regulaminem konkursu, uczestnicy dzielili się swoimi emigracyjnymi doświadczeniami. Napisałeś genialne opowiadanie „Mój pierwszy polski pogrzyb” [Z Walerym Butewiczem rozmawia Oleksandra Iwaniuk, która była członkinią jury wspomnianego konkursu. Tekst nie został jeszcze opublikowany i nie jest powszechnie dostępny – przyp. red.], w którym w humorystyczny sposób opowiadasz, jak zostałeś aresztowany w Polsce po spożyciu alkoholu i halucynogennych psychotropów. Dlaczego wybrałeś tę konkretną historię? Czy było w niej coś, co naprawdę ci się przydarzyło? I nie obawiałeś się, że może to utwierdzać stereotyp, że Ukraińcy spożywają duże ilości alkoholu lub innych środków odurzających?

Dziękuję za gratulacje. Historia jest zmyślona, choć oparta na prawdziwych wydarzeniach. Było to w 2013 roku. Po spotkaniu ze znajomymi chciałem wrócić rowerem do domu, a kiedy wypożyczyłem go na stacji Veturilo, policja postanowiła sprawdzić moją trzeźwość. Wypiłem butelkę piwa, więc badanie wykazało, że moje stężenie alkoholu we krwi wynosiło 0,2 promila. W Ukrainie jest to norma dopuszczalna, natomiast w Polsce dopuszczalna norma wynosi 0,19. Od 0,2 do 0,5 promila oznacza wykroczenie. Zabrano mnie na komisariat w celu sporządzenia protokołu, jednak na miejscu okazało się, że nie mam przy sobie dowodu osobistego. Policja nie chciała mnie zabrać do akademika, w którym znajdowały się moje dokumenty, więc noc musiałam spędzić w areszcie. Sprawa zakończyła się zwykłym mandatem, ale wzbogaciła mnie o doświadczenie spędzenia nocy w warszawskim komisariacie.

W prawdziwej historii było dużo komizmu. Na przykład, mój znajomy, u którego również stwierdzono obecność 0,2 promila alkoholu, został przez policję wypuszczony, ponieważ go nie rozumieli, bo mówił do nich po angielsku, natomiast mnie postanowili zabrać na komisariat, bo rozmawiałem po polsku, a więc nie było potrzeby szukania tłumacza. Poza tym, dość zabawnie było obserwować, jak czterech policjantów przez kilka godzin woziło mnie na różne posterunki, bo wszędzie były kolejki osób, które naruszyły prawo i nie mieli mnie komu przekazać. Kiedy w końcu to się udało, dwóch młodych policjantów na moim przypadku uczyło się wypełniania dokumentów i trwało to jeszcze przez kilka godzin.

W moim opowiadaniu chciałem przedstawić absurdalną historię z elementami satyry na skrajnie prawicowy polski polityczny dyskurs, dlatego w opowiadaniu mój bohater zażywa halucynogennych grzybów, co motywuje absurdalność jego przygód w areszcie i pozwala mu wyjść poza granice rzeczywistości. To dość popularny motyw. Na przykład, w „Moscowiadzie” Andruchowycza im więcej alkoholu pije Otto von F., tym bardziej fantazyjne stają się jego przygody w stolicy imperium.

Co do stereotypów dotyczących Ukraińców, to nie jestem pewien, czy w Polsce taki stereotyp istnieje. Alkohol i substancje psychotropowe są elementem globalnej popkultury i rzeczywistości, dlatego obecnie trudno kogoś tym zaszokować. Poza tym, wydaje mi się, że każdy, kto szuka potwierdzenia stereotypu, znajdzie je w czymkolwiek, zatem nie należy go w ogóle brać pod uwagę. Warto ograniczać twórczość jedynie do poczuciem smaku i miary.

Kiedy czytelnicy będą mieli możliwość przeczytania tego opowiadania?

Książka z najlepszymi konkursowymi pracami ma zostać wydana w tym roku. Myślę, że organizatorowi konkursu – Uniwersytetowi w Poznaniu, nic nie przeszkodzi w wydaniu.

Opowiedz proszę historię tego, jak i kiedy trafiłeś do Polski.

Gdy byłem studentem Narodowego Pedagogicznego Uniwersytetu im. Mychajła Drahomanowa miałem okazję wyjeżdżać do Polski na różne programy wymiany studenckiej. Następnie spędziłem nieco ponad rok na krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym. Później, w 2009 roku, przyjechałem już do Warszawy na roczny program dla młodych naukowców i zostałem tutaj, aby napisać pracę doktorską z zakresu literatury na Uniwersytecie Warszawskim. Od tego czasu mieszkam w Warszawie, którą już uważam za swoje drugie rodzinne miasto.

Wiem, że masz polskie korzenie. Trudno uniknąć pytania o twoją tożsamość. Kim bardziej się czujesz: Ukraińcem czy Polakiem? Czy masz obie tożsamości?

Tożsamość narodowa nie jest cechą wrodzoną człowieka, lecz kształtuje się pod wpływem środowiska i czynników społeczno-kulturowych, a ponieważ pochodzę z rodziny mieszanej – mam korzenie ukraińskie, polskie i rosyjskie – byłem pod wpływem wszystkich trzech tożsamości, choć nierównomiernie. Oczywiście wpływy ukraińskie były najsilniejsze (szkoła, kibicowanie ukraińskiej drużynie narodowej w piłce nożnej itp.), ale polskość i rosyjskość ze sobą rywalizowały. Dobrze, że pomimo wpływu otoczenia, kluczowe znaczenie w naszej samoświadomości ma świadomy wybór. W moim przypadku zaczęło się gdzieś w 2004 roku, kiedy po Pomarańczowej Rewolucji zacząłem rozumieć zagrożenie ze strony Rosji, więc zacząłem wykorzenić swoją rosyjskość. Natomiast pozostaję otwarty na ukraińskość i polskość, czuję się jednocześnie i Ukraińcem, i Polakiem.

To już drugi po „Dzienniku uroku zarazy” tekst, który piszesz po polsku i robisz to bezbłędnie. Dlaczego zdecydowałeś się pisać po polsku? Czy to już ostateczny wybór, czy piszesz też po ukraińsku?

Zacząłem pisać po polsku, bo chciałem wziąć udział w polskim literackim konkursie. Pisało mi się dosyć lekko, gdyż po kilkuletniej intensywnej pracy nad pracą doktorską zanurzyłem się w język polski i nabyłem umiejętności wyrażania w nim swoich myśli. Teraz piszę opowiadania po ukraińsku. Myślę, że w przyszłości będę kontynuował pisanie w obu językach.

Przetłumaczyłeś na ukraiński utwory Zbigniewa Herberta, a także napisałeś o nim pracę doktorską. Czy może być on dziś  interesujący dla Ukraińców?

Poezja Herberta jest różnorodna i różni czytelnicy z pewnością znajdą w niej coś dla siebie. Gdyby spróbować wskazać cechę wspólną, to myślę, że  Ukraińcom, którzy doświadczają egzystencjalnego zagrożenia i walczą z rosyjskim najeźdźcą, współbrzmi herbertowski patos bezkompromisowej walki w imię własnych wartości.

Opowiedz o swej drodze do pisarstwa. Kiedy i dlaczego zacząłeś pisać?

Pierwsze próby literackie miały miejsce w młodości, kiedy próbowałam pisać wiersze, ale była to mierna poezja o miłości, której nikt nie czytał. Na dobrą sprawę zacząłem pisać kilka lat temu w czasie epidemii covidu, kiedy miałem dużo wolnego czasu. Zacząłem od humorystycznych aforyzmów, które nazywam „Myśli Kędzierzawe”, nawiązującymi do „Myśli nieuczesanych” Stanisława Jerzego Leca, a potem przeszedłem do krótkich opowiadań, które zebrałem w „Dzienniku uroku zarazy”. Po zwycięstwie dziennika w konkursie literackim zdałem sobie sprawę, że to mi wychodzi i powinienem to kontynuować. Choć muszę przyznać, że czuję się nieswojo, gdybym miał określać siebie lub słyszeć od innych, że jestem pisarzem, dlatego staram się unikać takiej samoidentyfikacji.

Kto jest wśród twoich ulubionych współczesnych ukraińskich i polskich pisarzy?

Ulubionych jest wielu, ale jeśli ograniczymy się tylko do jednego nazwiska żyjącego autora, to wśród pisarzy ukraińskich wymienię Andrija Bondara, podoba mi się, jak balansuje na granicy opowiadania i eseju filozoficznego, życiowych obserwacji i fikcji. Wśród Polaków wyróżnię  poetę Krzysztofa Jaworskiego za jego specyficzny humor, z jakim opisuje nawet swoją nowotworową chorobę.

Walery Butewicz. Foto: Ivan Polyvoda

Którą literaturę czytasz częściej: polską czy ukraińską?

Czytam więcej polskiej literatury. Po pierwsze dlatego, że tego wymaga edukacja i praca w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, trzeba śledzić literackie nowinki, a także pogłębiać zawodową wiedzę. Po drugie dlatego, że świadomie staram się unikać literatury ukraińskiej, aby zminimalizować zanurzenie się w tematyce wojennej. Na razie wystarczy samych wiadomości. Choć nie da się tego całkowicie uniknąć, bo na przykład na Facebooku natrafiasz na najnowszą ukraińską poezję lub zaznajamiasz się z ukraińską literaturą, pomagając w jakichś kulturalnych projektach. Pomagając Teatrowi Dramatycznemu w Warszawie przy napisach z tłumaczeniem, przeczytałem i obejrzałem kilka ukraińskich sztuk, między innymi „Złe drogi” Natalki Worożbyt. Czasem czytam ukraińską literaturę w polskich przekładach, bo ją tłumaczą moi znajomi, ciekawi mnie – jak poradzili sobie z translatorskim wyzwaniem. Ostatnią książką, którą przeczytałam, był „Żółty książę” Wasyla Barki w przekładzie Macieja Piotrowskiego.

Ty także masz doświadczenie tłumacza. Tłumaczyłeś między innymi ukraińskiego pisarza – eseistę Andrija Bondara. Kogo jeszcze chciałbyś tłumaczyć na polski?

Obecnie skupiłem się na własnej twórczości, a tłumaczenia, szczególnie z ukraińskiego na polski, zajmują dużo czasu, dlatego nie podejmuję się żadnych translatorskich projektów. Zrobię jedynie wyjątek dla Zbigniewa Herberta. W roku 2024 przypada setna rocznica urodzin poety, dlatego chciałbym wydać jego tomik „Hermes, pies i gwiazda” (1957) w języku ukraińskim i zaprezentować go we Lwowie. Mam już wstępne umowy z Jurkom Zawadzkim i jego wydawnictwem „Krok”, a także z Krakowskim Instytutem Literatury. Mam nadzieję, że uda nam się zrealizować ten projekt.

Po 24 lutego wszyscy czekają na wielką ukraińską powieść o wojnie. Czy teksty, nad którymi obecnie pracujesz, poruszają także tematykę wojenną? O czym są?

Obecnie piszę zbiór opowiadań w języku ukraińskim. Wojny tam nie będzie, bo czuję, że nie mam prawa pisać o wojnie, bo jej bezpośrednio nie doświadczam. Nie przeżyłem ani jednego alarmu rakietowego, nie mówiąc już o tym, że nie jestem żołnierzem Sił Zbrojnych Ukrainy.  Teksty, które teraz piszę to apokryfy starożytnej greckiej mitologii przerobione na współczesny obraz.

Co jest dla ciebie  w pisaniu najbardziej przyjemne? A co,  najtrudniejsze?

Najprzyjemniejsze to efekt, gdy czytasz już ukończoną historię i jesteś nawet trochę zaskoczony, że to ty ją napisałeś. Najtrudniejszy jest proces pisania, bo teksty prozatorskie wymagają systematycznej pracy, która w moim przypadku jest bardzo powolna i często trzeba się zmuszać, by zamiast odpoczynku po pracy, brać się za kolejną.

Gdybyś z dzisiejszej perspektywy miał doradzić coś pisarzowi – debiutantowi sprzed dziesięciu czy dwudziestu lat, co by to było?

Najważniejsze, to nie marzyć o pisaniu, a po prostu siadać i pisać.

Rozmawiała Oleksandra Iwaniuk