Wyłaź szpiegu! Co jest nie tak z  próbami polskich władz zbadania rosyjskich wpływów na bezpieczeństwo narodowe? – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Wyłaź szpiegu! Co jest nie tak z  próbami polskich władz zbadania rosyjskich wpływów na bezpieczeństwo narodowe?

19 czerwca 2023
Wyłaź szpiegu! Co jest nie tak z  próbami polskich władz zbadania rosyjskich wpływów na bezpieczeństwo narodowe?

Materiał ten jest dostępny również w języku ukraińskim/
Цей текст також можна прочитати українською мовою

Olena Babakova

W przededniu parlamentarnej przedwyborczej kampanii rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość (PiS) wzięła się za ujawnianie rosyjskich agentów w Polsce. Cel jest szlachetny, ale obrane metody — populistyczne i nielegalne. Tym bardziej że główny „agent” został już wskazany i potępiony przez prorządowe środki masowego przekazu.

Pod koniec maja prezydent  Andrzej Duda, mimo sprzeciwu Senatu i krytyki prawników, podpisał ustawę „O Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczpospolitej  Polskiej w latach 2007-2022”, którą w kwietniu przyjął Sejm.

Ustawa powstała z inicjatywy Prawa i Sprawiedliwości, która rządzi w Polsce od 2015 roku. Na pierwszy rzut oka trudno przecenić wagę powołania takiej komisji. W czasie zakrojonej na szeroką skalę inwazji Rosji na Ukrainę, popełnianych zbrodniach na ludności cywilnej i wywózkach dzieci, kraje UE powinny wskazać tych, którzy w ostatnich latach prowadzili prorosyjską politykę, podejmowali korzystne dla rosyjskiego biznesu decyzje, pomagali Kremlowi uzależniać Europę od syberyjskich węglowodorów i podśpiewywali na melodię propagandy z Ostankino.

Ani politycy PiS, ani pracownicy prorządowych mediów nie ukrywają, że głównym obiektem zainteresowania komisji będzie były premier Polski i były przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. Obecnie jest to lider największej opozycyjnej partii Platformy Obywatelskiej i – co za zbieg okoliczności! – główny konkurent PiS w październikowych wyborach do parlamentu.

W polskich środkach masowego przekazu i portalach społecznościowych prawo funkcjonuje nie inaczej jak „lex Tusk”.

Agentem może być każdy

Z ustawą o komisji specjalnej jest mniej więcej tak samo, jak z innymi głośnymi nowinkami PiS: reformą sądownictwa, reformą mediów publicznych, rewizją polityki historycznej, przebudową systemu edukacji. Z jednej strony działacze PiS, a przede wszystkim lider partii Jarosław Kaczyński, dobrze wskazują wady pewnych procesów i zjawisk, z drugiej proponują rozwiązania, które tylko pogarszają sytuację. Nie tylko wylewają dziecko z kąpielą, ale nawet rozbijają wannę młotem.

Środowisko prawnicze w Polsce krytykowało projekt ustawy jeszcze na etapie rozpatrywania go w Sejmie. W końcu obiektem zainteresowania komisji może stać się prawie każdy, wpływy rosyjskie określane są bardzo szeroko, a z drugiej strony władza komisji jest prawie nieograniczona.

Dziewięciu członków komisji wybierze Sejm, w którym PiS ma większość. Aby zostać jej członkiem, trzeba być obywatelem Polski, mieć wyższe wykształcenie lub „niezbędną wiedzę z zakresu funkcjonowania organów państwowych” i „cieszyć się krystaliczną reputacją” i… to już prawie wszystko. Od kandydatów nie wymaga się gruntownej znajomości procedur prawnych, zawiłości polityki zagranicznej czy języków obcych.

Wybrana komisja może prześwietlić życiorys każdego, kto „działał przeciwko interesom państwowym Polski pod wpływem Rosji”. Co więcej, rosyjskie wpływy rozumiane są jako „działanie mające na celu wpłynięcie na działalność państwowych spółek lub władz”, a na liście szkodliwych działań może znaleźć się zarówno głosowanie w parlamencie, jak i tekst publicystyczny czy analityczna notatka.

Aby naprawdę dokładnie przyjrzeć się biografii wybranej osoby, komisja uzyska dostęp do dokumentów polskich służb specjalnych. A ponieważ są to dokumenty opatrzone klauzulą tajności, posiedzenia komisji mogą odbywać się za zamkniętymi drzwiami. Oznacza to, że istnieje ewentualność, że osoba, która jest przedmiotem zainteresowania komisji, tylko co się dowie, że jego działalność będzie  zbadana, a następnie otrzyma werdykt. Bez możliwości obrony, bez możliwości zapoznania się z argumentami, na podstawie których wydano decyzję.

A uznany przez komisję za agenta otrzyma dziesięcioletni zakaz pełnienia funkcji związanych z gospodarowaniem publicznymi finansami (co w praktyce uniemożliwi pełnienie państwowych funkcji). Oznacza to, że oskarżona osoba nie będzie mogła zostać przedstawicielem samorządu terytorialnego, ministrem ani członkiem organów zarządzających spółek Skarbu Państwa

Najgorszy przypis

Wszystko to wchodzi w życie niecałe pięć miesięcy przed parlamentarnymi wyborami, w których PiS i potencjalna koalicja opozycyjnych liberalnych partii mają mniej więcej równe szanse na zwycięstwo.

Przy czym, największe obawy budzi to, że ustawodawca z góry zwolnił członków komisji z odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Jeśli ktoś zostanie uznany za rosyjskiego agenta na podstawie tajnych dokumentów, a potem okaże się, że członkowie komisji „po prostu” popełnili błąd, to nikt nie zapłaci za zrujnowaną reputację i przerwę w politycznej karierze.

Decyzje komisji będą miały status decyzji administracyjnych na równi z orzeczeniami sądowymi. Czyli – jedna instytucja wybierze oskarżonego, przeprowadzi śledztwo i wyda wyrok, co jest fundamentalnie sprzeczne z zasadami praworządności. Ustawodawca przewidział jednak, że werdykt komisji może zostać zweryfikowany przez sąd, w którym sprawa będzie rozpatrywana przez kilka lat.

Teoretycznie ustawę może zastopować Trybunał Konstytucyjny – prezydent, podpisując ustawę, przekazał ją sędziom, nie w trybie prewencyjnym, ale w tak zwanym trybie  następczym. Jednak Trybunał jest również kontrolowany przez PiS, więc trudno oczekiwać od niego radykalnej krytyki ustawy.

As w rękawie opozycji?

Ustawa, która od początku była pomyślana jako bicz na opozycję, a przede wszystkim na jej nieformalnego lidera Donalda Tuska, paradoksalnie – może jej służyć.

Po pierwsze, kreatywność posłów PiS była już krytykowana w Unii Europejskiej i, co ważniejsze – w USA. Przedstawiciele Departamentu Stanu stwierdzili, że są  „zaniepokojeni przyjęciem nowych przepisów, które mogłyby zostać wykorzystane do ingerencji w uczciwe i wolne wybory w Polsce”. Przed wyborami PiS buduje narrację o swoim sukcesie w polityce zagranicznej wokół partnerstwa z Waszyngtonem, w którym Warszawa ma zastąpić Berlin jako głównego sojusznika w kontynentalnej Europie. Uczciwe wybory to jedna z najwyższych wartości amerykańskiej kultury politycznej, a to, jak traktowani są ci, którzy próbują ją zszargać, dobrze ilustrują procesy uczestników szturmu na Kapitol ze stycznia 2021 roku.

Po drugie, podpisanie ustawy przez prezydenta oburzyło nawet tych Polaków, którzy rzadko interesują się polityką. Przyczyniło się to do sukcesu demonstracji opozycji 4 czerwca. Wiec, zorganizowany z okazji rocznicy pierwszych częściowo wolnych wyborów, którego głównym bohaterem był Tusk, zgromadził od 300 000 do 500 000 uczestników, co czyni go prawdopodobnie największą demonstracją antyrządową w postkomunistycznej Polsce.

I na koniec – zachowanie prezydenta Dudy, który w poniedziałek ustawę podpisał, a w piątek zapowiedział do niej poprawki, pokazuje, że z prawem nie wszystko jest w porządku. Prezydent zaproponował zakazanie obecnym posłom i senatorom zasiadania w komisji oraz przyznanie przedmiotom jej uwagi prawa odwołania się od decyzji nie do zawalonych sprawami sądów administracyjnych, ale do Sądu Apelacyjnego. Trudno powiedzieć, czy takie zmiany poprawią populistyczny i kłócący się z prawem charakter tej ustawy.

W tych samych dniach, w których Duda podpisał skandaliczną ustawę, portale społecznościowe w Polsce grzmiały na temat spotu PiS-u, w którym przeciwnicy obecnej władzy zostali porównani do nazistowskich oprawców z Auschwitz. Temat Holokaustu i niemieckich zbrodni jest dla polskiej pamięci bardzo bolesny,  a takich posunięć w polskiej polityce wcześniej nie było. Ale, jak się wydaje, tegoroczne wybory nie raz nas jeszcze zaskoczą.

Olena Babakowa