„Zwycięstwo to nie wojna, ale stan pokoju w duszy” – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

„Zwycięstwo to nie wojna, ale stan pokoju w duszy”

15 czerwca 2015
„Zwycięstwo to nie wojna, ale stan pokoju w duszy”

Halyna Burkowska lub po prostu Hala jest nie tylko warszawską restauratorką z Doniecka, która odnosi sukces w biznesie. Żyje tym, co robi, nie obawia się mówić o swych słabościach i lubi piosenki „Okeanu Elzy”.

Niedziela. Południowa pora w warszawskim Art bistro-cafe Cool’baba, ukrytym na jednej z cichych uliczek nieopodal Starego Miasta, niewielu klientów, a więc możemy spokojnie porozmawiać z właścicielką. Dziś sama gotuje kawę i podaje potrawy.

„Nasz Wybór”: Jak i kiedy trafiła Pani do Warszawy?

Przyjechałam do Polski 5 lat temu, aby otworzyć swój własny biznes na Śląsku. Moja firma zajmowała się sprzedażą materiałów budowlanych, mieliśmy kontrahentów, ale odczuwałam tam, że rozmawiamy w różnych językach – nie byli oni przygotowani na te pomysły, z którymi my przyjechaliśmy. Było ciężko także dlatego, że byliśmy tam obcy. Warszawa to wielokulturowe miasto, gdzie nie czujesz się innym, a w Katowicach czy Gliwicach jest mało cudzoziemców. Przeprowadziliśmy się do Warszawy 3 lata temu. Uświadomiłam sobie, że powinnam robić coś innego, coś co lubię. Tak powstało Art bistro-cafe  „Cool’baba”.

Nie obawiała się Pani raptownej zmiany sfery działalności w obcym kraju?

Nie. Z wykształcenia jestem ekonomistką, mogę więc rozpoczynać i z sukcesem rozwijać jakikolwiek biznes od zera. Ale mam zasadę – trzeba lubić, to co się robi, w przeciwnym przypadku – nie uda się. Początek działalności wymaga długiej pracy za darmo. Wytrzymasz tylko wówczas, gdy robisz to, czym na prawdę żyjesz. Osoba, która rozkręca biznes, musi być przygotowany na okres wolontariatu, a nawet strat. Najważniejsze to pojąć – co mi najlepiej wychodzi. Na przykład – ja gotuję najsmaczniejszy barszcz w Warszawie. Ludzie o tym wiedzą i przychodzą właśnie do mnie. Niby nic nadzwyczajnego, prawda? Ale najlepsza reklama to poczta pantoflowa, gdy ktoś usłyszał, spróbował, spodobało się, przekazał dalej – i oto mamy pełną restaurację gości. A pewna klientka zamówiła u mnie pierogi, spróbowała, zatelefonowała do swojej babci i mówi – Babciu, wiesz, jak lubię twoje pierogi. Ale, nie gniewaj się – są lepsze. – Było mi wówczas bardzo przyjemnie.

Wiem, że obsada lokalu jest żeńska. Proszę opowiedzieć – co to za kobiety?

Już nie całkiem żeńska (śmieje się – aut.). Niedawno dołączyło do nas dwóch wspaniałych chłopaków – jeden to Nepalczyk z Katmandu, a drugi – nasz, dniepropietrowski. A najważniejsze kobiety w moim życiu i pracy to dwie córki i mama. Nasza restauracja to rodzinny biznes, pomagają mi wszyscy. Na przykład, starsza córka zajmuje się reklamą lokalu. „Cool’baba” to nasz drugi dom, zrobiliśmy tu wszystko sami, podoba mi się tu każdy detal. Czasami nawet nie chce się wieczorem wracać do domu – wszystko tu takie swoje i domowe.

A jak Pani rodzina adaptowała się w Polsce? Czy córki nie miały problemów z językiem, z rówieśnikami w klasie?

Adaptowaliśmy się lekko, nie odczuwaliśmy jakiejś niechęci ze strony Polaków. Jeden raz mieliśmy sytuację, gdy chłopczyk z klasy pozwolił sobie na niewybredną wypowiedź na temat ukraińskich kobiet, które przyjeżdżają tu pracować jako sprzątaczki. Nauczycielka od razu zorganizowała zebranie rodziców na temat tolerancji i przedstawiła przykład tego, gdy Polki wyjeżdżają do identycznej pracy do Niemiec, Brytanii czy Skandynawii. Problem już się więcej nie pojawiał.

 A w Pani przypadku. Dobrze się pani czuje w Warszawie?

Lubię Warszawę : jej ulice, ludzi, zieleń i wilgotny klimat. Czuję się tu dobrze – jak w domu. Lubię spacerować po Starówce, szczególnie, gdy nie ma tam turystów. To uspokaja. Wcześniej, gdy przez 10 lat mieszkałam w Kijowie – miałam wrażenie, że spędzam pół życia w ulicznych korkach.  Tu wszystko wygląda inaczej. Warszawa, o dziwo, jest przyjazna. Podobają mi się także zasady – podczas ciszy nocnej nie można hałasować, a więc nie można, i kropka. Nikt nie będzie patrzył na mnie jak na wariatkę, gdy zadzwonię w tej sprawie na policję. Gdy przyjeżdżasz do obcego kraju napotykasz na ustanowione tam normy zachowania. Poprzez ich przestrzeganie wyrażasz szacunek do kraju, w którym żyjesz. To mobilizuje. Zauważyłam jeszcze, że nie ma tu agresji, chamstwa i gdy ktoś zaczyna zachowywać się agresywnie – jestem zdziwiona, bo już się od tego odzwyczaiłam.

Chciałam zapytać jeszcze o tym, co zostało tam, w Makijewce, ale nie wiem czy wypada…

W porządku, na takie pytania reaguje normalnie. Zostały tam jedynie mogiły taty i mieszkanie mamy. Mamę zabrałam tu ze sobą. Gdy na Donbasie rozpoczęły się działania wojenne była akurat u mnie w gościach. Z powrotem już jej nie puściłam. Gdzie ma jechać? Do czego? Podejrzewam, że z mieszkania wyniesiono już wszystko co cenne, tym bardziej nie ma po co wracać.

A jak z przyjaciółmi, znajomymi?

Czasami się kontaktujemy telefonicznie, ale po ostatnich wydarzeniach nie mogę po prostu uwierzyć, że z niektórymi z nich jesteśmy tak różni, chociaż przyjaźniliśmy się, razem przez tyle lat wyrastaliśmy. Oni nie rozumieją mnie, a ja ich. Tutaj, w Polsce, krok za krokiem buduję nowe życie, staram się żyć dniem codziennym, kontaktować z pozytywnymi ludźmi, ale czuję się Ukrainką: słucham ukraińskiej muzyki, mam w domu wyszywankę, pomagam ukraińskiej armii. Wierzę dodatkowo, że zwycięstwo – to nie wojna na jakimś terytorium, a stan pokoju w duszy. Wielkie zwycięstwo zaczyna się, przede wszystkim, ze zwycięstwa nad sobą.

 Jaka, pani zdaniem, jest silna kobieta?

Taka, która nie obawia się swej słabości. Mężczyźni obawiają się silnych kobiet, dlatego od czasu do czasu trzeba pozwolić sobie na to, aby być słabą. Oprócz tego, każda kobieta musi mieć pewne wnętrze. A co Panią wypełnia i czyni prawdziwą kobietą?

… muzyka.

O! ja też jestem całkowicie uzależniona od muzyki. Uwielbiam ukraińskie pieśni ludowe, bardzo lubię „Okean Elzy” i Wakarczuka, ale ostatnio mało słucham, ponieważ ich piosenki są bardzo smutne i cały czas chce się płakać. W ogóle, jest bardzo emocjonalna i nie wstydzę się tego. Każda kobieta potrzebuje mieć przy sobie mężczyznę, który ją wspiera i od rana do nocy mówi, jaka jest z niej śliczna i wspaniała. Z takim mężczyzną kobieta rozkwita i ma siły i inspirację do tego, co robi.

Czego by Pani sobie najbardziej życzyła?

Odpoczynku, podróży. Chce się mieć czas dla siebie, którego wiecznie brakuje.

 

Rozmawiała Julia LASZCZUK