
Wydawnictwo Warsztaty Kultury w Lublinie zapoczątkowało serię Literary Eastern Express , w ramach której zamierza zaprezentować 15 tłumaczeń na język polski utworów współczesnych ukraińskich autorów. Czytelnicy w Polsce mogą już zapoznać się między innymi z komiksem Mykoły Jabczenka „Krótka historia ukraińskiego feminizmu”, powieścią Charków 1938 Ołeksandra Irwanca lub książką dla dzieci Kateryny Babkiny „Czapeczka i wieloryb”.
„Nasz Wybór” rozmawiał z tłumaczem Andrijem Sawencem i redaktorką wydawnictwa Aleksandrą Zińczuk o idei stworzenia Literary Eastern Express, planach wydawniczych, a także pracy tłumaczy.
Warsztaty Kultury, jak sama nazwa wskazuje, organizują szereg wydarzeń kulturalnych na terenie Lublina – od dużych festiwali po spotkania i warsztaty. Mają także własne wydawnictwo. Jak napisano na Waszej stronie internetowej, działalność wydawnictwa koncentruje się głównie na serii Wschodni Express. Skąd wziął się pomysł na taki projekt i jakie książki w nim wydajecie?
Andrij Saweneć: Idea Wschodniego Expressu narodziła się i zaczęła być realizowana dziesięć lat temu, w 2014 roku, właściwie po wydarzeniach Euromajdanu i wszystkiego, co nastąpiło później. Tak się złożyło, że w prywatnej rozmowie z Grzegorzem Rzepeckim, dyrektorem Warsztatów Kultury, wspomniałem o książce mojego wieloletniego znajomego, nieżyjącego już wówczas Jurka Gudzia, poety z Żytomierza, autora proroczego poematu „Barykady na Krzyżu”. Bolało mnie, że tak mocny tekst, mający w sobie pewien wymiar profetyczny, nie mógł ukazać się czytelnikowi w całej swojej okazałości, w opracowaniu graficznym naszego rodaka Mykoły Soboliwskiego. Grzegorz Rzepecki szybko podjął ten pomysł i powiedział: „Opublikujmy to”. Ten proces ukończono w ciągu kilku miesięcy. Układ książki był prawie gotowy do druku, pozostało tylko przetłumaczyć ją na język polski. Co też uczyniłem.

Książkę wydaliśmy jeszcze przed festiwalem „Wschód Kultury – Inne Brzmienia”. Festiwal, który wówczas dopiero się rodził, początkowo miał mieć charakter interdyscyplinarny: łączył sztuki wizualne i muzyczne ze sztuką słowa i dyskusje z intelektualistami. W 2014 roku Warsztaty Kultury przejęły prawa do kontynuacji festiwalu. A potem, po raz pierwszy w ramach tych wszystkich wydarzeń, ukazała się książka. Do tradycyjnych elementów festiwalu – koncertów, prelekcji, spotkań i dyskusji – dodano książkę z prezentacją.
I zobaczyliśmy, że to działa. To jest droga, którą należy podążać. Od tego czasu część wydawnicza stała się nieodłączną częścią festiwalu: odbywają się w niej prezentacje najnowszych książek i rozmowy z ich autorami.
Ale oczywiście dziś ten program wydawniczy istnieje już osobno jako element działalności Warsztatów Kultury. Natomiast książki, które się ukazują, nie są już koniecznie związane z samym festiwalem. A wszystko zaczęło się tak naprawdę od ukraińskiego poety i ukraińskiej książki.
Choć pomysł takiej serii wydawniczej pojawił się wcześniej. Już w 2011 roku, kiedy Lublin po raz pierwszy przygotowywał się do konkursu na Europejską Stolicę Kultury, rozmawialiśmy o tym, co można zrobić. I wtedy pojawił się pomysł Wschodniego Expressu – zarówno jako nazwy, jak i koncepcji pociągu literackiego, który łączy Wschód z Zachodem. Następnie została ona ucieleśniona w serii wydawniczej. Oprócz Ukrainy, oczywiście, najbliższego i najbardziej powiązanego sąsiada, były to także Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia i pośrednio Węgry (publikowaliśmy węgierskiego autora, który mieszka w Ukrainie, ale pisze po węgiersku). W tym cyklu staramy się pokazać szeroki wachlarz sąsiednich literatur i kultur.
Aleksandra Zińczuk: Myślę, że ta seria narodziła się też z pragnienia poznania innego Wschodu, który mieliśmy tu w Lublinie i pewnie mamy nadal. Ta próba poznania innej części Europy była również ściśle związana z naszymi staraniami o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury i stanowiła ważną część zarówno naszego pierwszego, jak i drugiego wniosku.
I ten Wschód nieustannie nas przyciąga, jest dla nas ważny. Oczywiście z biegiem czasu pewne rzeczy przemyśleliśmy, sformatowaliśmy na nowo, zarówno w naszym wydawnictwie, jak i w podejściu do kolejnych książek. Pojawiły się również refleksje, że poprzez działalność kulturalną i artystyczną, poprzez sztukę taką jak literatura, możemy mieć wspaniałe narzędzie do poznawania naszych sąsiadów.
Niby mamy wszystko na wyciągnięcie ręki, tyle że za granicą, ale w rzeczywistości tylko od czasu do czasu na polskim rynku wydawniczym pojawiają się znane nazwiska, na ptrzykad z Ukrainy czy Białorusi. Oczywiście, sytuacja zmieniła się w ostatnich latach.
Nasz projekt wydawniczy jest również sposobem na danie przestrzeni nowym wypowiedziom. Aby sąsiednie kultury również mogły przemówić własnym głosem.
Od niedawna wydawnictwo rozpoczęło także nową serię – Literary Eastern Express – na czym polega ten projekt i czym różni się od dotychczasowej serii Wschodni Express?
Aleksandra Zińczuk: Projekt Literary Eastern Express powstał w ramach wsparcia dla Ukrainy (jedna z dyrektyw Unii Europejskiej w programie Kreatywna Europa). Dlatego chcemy tutaj przede wszystkim zwrócić uwagę na ukraińskie nowości i je spopularyzować. Będzie to kilkadziesiąt tłumaczeń najnowszych ukraińskich utworów beletrystycznych – prozy, poezji, ale także komiksów. Tak więc Literary Eastern Express, jak widzimy, jest pewnego rodzaju uzupełnieniem poprzedniej serii, bo w samym Wschodnim Expressie” łączymy więcej krajów niż tylko Ukrainę.

Zapoczątkowaliśmy się także na coś nowego. Bo z jednej strony wracamy do źródeł, z których wyszliśmy, czyli do literatury ukraińskiej (od niej zaczynaliśmy, jest nam najbliższa, mamy najwięcej tłumaczy), a z drugiej strony zwracamy się do nowych tłumaczy, do nowych gatunków, w których nie byliśmy specjalistami, poznajemy nowe wydawnictwa.
Zmienia się również wygląd naszych książek. Na okładce widnieje wreszcie nazwisko tłumacza, co jest konsekwencją najnowszych dyrektyw Unii Europejskiej, które zalecają dbanie o tłumaczy. Uczynienie ich zauważalnymi.
W ramach Literary Eastern Express planowane jest wydanie 16 książek. Czy wszystkie pozycje są już znane? Jakie były kryteria wyboru?
Andrij Saweneć : Książki zostały już wybrane. Był to jeden z wymogów wniosku projektowego, aby ułożyć listę. Natomiast, odnośnie kryteriów. To bardzo złożona i subiektywna kwestia. Z jednej strony chciałem, żeby były to książki dotyczące teraźniejszości i tego, co się dzieje w danym momencie. Chociaż sam projekt powstał jeszcze przed pełnoskalową inwazją rosyjską

Aleksandra Zińczuk: Ważne również, aby pamiętać o potrzebach, które mieliśmy składając wniosek, a mianowicie o potrzebie dotarcia do nowej dla nas grupy docelowej: dzieci i młodzieży. Jak wykazały nasze bieżące badania i rozmowy, brakuje książek dla młodych ludzi. Coraz częściej pojawiają się książki dla dzieci, ale nie dla młodych ludzi. Dlatego wybraliśmy tę, nieznaną nam nieco, drogę. Zastanawialiśmy się, zadawaliśmy sobie pytanie – co jest takiego popularnego w literaturze ukraińskiej, co mogłoby zainteresować również naszych polskich czytelników. Pamiętajmy, że tłumaczymy literaturę, więc mogłaby być interesująca dla rówieśników z obu stron.
I udało się znaleźć coś takiego, co zainteresowałoby jednocześnie i polską, i ukraińską młodzież?
Andrij Saweneć: To bardzo trudna kwestia. Ukraińska i polska kultura czytelnicza w rzeczywistości są bardzo różne. Gdzieś się stykają. Natomiast jest segment polskiej literatury młodzieżowej, który jest tłumaczony na język ukraiński, ale niekoniecznie działałoby to w drugą stronę.
Co do niektórych pozycji, byliśmy przekonani, że znajdą one swoich czytelników i będą popularne. Niektóre pozycje nie mogły zostać uwzględnione w projekcie, ze względu na prawa autorskie należące do kogoś innego.
Natomiast komiksy były także jednym ze sposobów, aby w jakiś sposób wejść w niszę literatury skierowanej do młodzieży i pokazać coś nowego. Z jednej strony komiksy są formą bardzo atrakcyjną i znaną nastolatkom, z drugiej strony nie jesteśmy zamknięci także na dorosłych. Na przykład tak intelektualnie zakręcony komiks jak „z mięty” Borysa Fiłonenki jest stworzony z myślą o przygotowanym czytelniku, dobrze zorientowanym w historii sztuki. Ale także jego fromuła jest bardzo otwarta na młodego czytelnika. Z resztą, jeśli mówimy o typowo dziecięcej książce, takiej jak „Czapeczka i wieloryb” Kati Babkiny, to jest to także książka, którą czytają dzieciom również dorośli, a dla dorosłych istnieje inna warstwa rozumienia tego tekstu. Są to w zasadzie książki uniwersalne, które nie dzielą czytelników na żadne segmenty ani nisze, lecz budują między nimi pomosty.

Wiadomo o pięciu książkach, które już wyszły drukiem. Co jeszcze planujecie wydać?
Andrij Saweneć: Wśród nadchodzących publikacji są „Jak zostałam świętą” autorstwa Tani Maliarczuk i najnowsza książka Romana Słapczuka „Roman & Roman”. Dwie kolejne publikacje, które są przeznaczone jakby dla dzieci i nie tylko, są owocem współpracy Sofii Andruchowycz i Marjanny Prochaśko – „Gwiazdozbiór Kurki” i „Kotek, Kogucik, Szafka” autorstwa Ołeksandra Mycheda. Ta ostatnia jest jednocześnie książką, która wśród naszych publikacji najmocniej nawiązuje do doświadczeń pełnoskalowej inwazji z 2022 roku. Ale jest ona także przedstawiona w zupełnie nieoczekiwanej formie graficznej i przeznaczona dla zupełnie innych pokoleń czytelników. To są książki, które ukażą się w tym roku.
Czy prowadzicie statystyki, żeby na przykład powiedzieć, jakie książki lubią polscy czytelnicy?
Aleksandra Zińczuk: Nie prowadzimy statystyk. Natomiast, takim wymierzalnym przykładem jest liczba sprzedanych książek lub zapytania o którąś pozycję. Zauważamy również, że wpływ na to, o jakie książki czytelnicy pytają najczęściej mają nagrody. To jest forma reklamy.
Andrij Saweneć: Trudno powiedzieć, która książka przypadnie do gustu czytelnikom. Zawsze jest to trochę loteria, trochę suma różnych zbiegów okoliczności. W historii zdarzały się przypadki, że książka lub inny produkt kultury ukazał się w nieodpowiednim momencie, jego premiera przeszła niezauważona i dopiero później został doceniony. Po prostu, okoliczności związane z dziełem były niefortunne.
Każdej naszej książce życzymy jak najlepiej. Wierzymy, że te wybrane z pewnością mają swój potencjał i wypełniają pewną niszę, dodając coś do wizerunku literatury ukraińskiej i innych literatur. Później na popularność książki wpływa również reklama i wiele innych czynników, które mogą mieć wpływ na sprzedaż.
Aleksandra Zińczuk: Pewnym wyzwaniem są dla nas nowe gatunki, takie jak komiksy. Z jednej strony forma komiksu wydaje się nam atrakcyjna, a poza tym jest on częścią kultury popularnej, więc powinien się sprzedać. Z drugiej strony te książki, zwłaszcza „ z mięty”, są dość wymagające. Albo na przykład „Krótka historia ukraińskiego feminizmu”, który jest komiksem nie tylko dla dzieci i młodzieży. Dla wszystkich, którzy chcą dowiedzieć się więcej. Jednak poza feminizmem, jest to po prostu piękna opowieść o kulturze ukraińskiej.

Zawsze staramy się rozmawiać o naszych książkach na różnych platformach. Właśnie ze względu na ich wszechstronność można o nich opowiadać na różne sposoby, w różnych kontekstach, w różnych miastach, w różnych okolicznościach – w sposób, który przyciągnie jak największą grupę czytelników.
Zdaje sobie sprawę, że każda opublikowana lub przetłumaczona książka jest jak dziecko i trudno jest wskazać tę najbardziej ulubioną. Zapytam jednak, która z książek najbardziej zapadła Wam w pamięć?
Aleksandra Zińczuk: Dla mnie takim „dzieckiem” była książka Ołeksandra Bojczenki „50 procent racji”. Pamiętam spotkanie z Ołeksandrem we wsi Kostiuchniwka na Wołyniu, gdzie braliśmy udział w polsko-ukraińskim projekcie. Właśnie przybył ze studentami i opowiadał o swojej najnowszej książce. I tak, słowo po słowie, zaczęli dyskutować, czy to gdzieś opublikować. Jestem pod wrażeniem zdolności Bojczenki do formułowania tak celnych, krótkich, czasami jadowitych zdań, które jednak potrafią też wywołać śmiech i zmienić perspektywę. Przywiozłam więc z Wołynia do Lublina „50 procent racji”, którą wydaliśmy w serii Wschodni Express w 2016 roku.
A czy wśród ostatnich książek, które wydaliście lub planujecie wydać w serii Literary Eastern Express, jest jakaś ulubiona?
Aleksandra Zińczuk: Trudno mówić o ulubionej. Z tego w czym brałam udział, jestem zachwycona komiksem „z mięty”. Zabiera na różne wyżyny, można się wiele dowiedzieć, fantazjować i dyskutować. To ten rodzaj książki, która nie daje odpowiedzi, a jedynie pozostawia czytelnika z przemyśleniami. Forma komiksu również był dla mnie nowością. Być może istnieje wiele podobnych książek, ale coś mi mówi, że ta historia jest wyjątkowa. Nie mogę się doczekać wydania tłumaczenia książki Wasyla Słapczuka „Roman & Roman”. Opublikowaliśmy już jego prozę i poezję i naprawdę uwielbiam sposób, w jaki pisze. A ogólnie rzecz biorąc, każda książka jest wyjątkowa.
A co powiecie o tłumaczach, z którymi współpracujecie w tym projekcie ?
Aleksandra Zińczuk: Rozpoczęliśmy współpracę z nowymi tłumaczami. Wcześniej naszymi głównymi tłumaczami byli Bohdan Zadura i Andrij Saweneć. Teraz mamy jeszcz Anetę Kamińską, Annę Łazar, Wirę Romanyszyn. Ja także stawiam swe pierwsze, czy już drugie kroki w tłumaczeniu. Ale największą pracę odnośnie tłumaczeń wykonuje Andrij.
Panie Andriju, jak to się stało, że zaczął Pan tłumaczyć z ukraińskiego na polski?
Andrij Saweneć: To długa historia. Jako dziecko uczyłem się języka polskiego. Inspirowała mnie nieżyjąca już Stanisława Lewińska. To moja krewna, która całe życie pracowała na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Kijowskiego. Podarowała mi książki, słowniki, w tym swój słownik polsko-ukraiński.
Początkowo była to ciekawa dziecięca przygoda: po prostu brać tekst w obcym języku i sprawdzać, o czym on mówi. Zacząłem tłumaczyć książkę z języka polskiego (później jednak to porzuciłem), gdy miałem może 12 lat. Następnie zetknąłem się z językiem polskim podczas studiów, gdy uczęszczałem na zajęcia fakultatywne, kontynuując swoje dziecięce zainteresowania.
Przełomowym był moment, gdy moja przyszła żona, po powrocie z olimpiady w Warszawie, podarowała mi tom polskiej poetki Wisławy Szymborskiej. Pod wpływem romantycznego impulsu przetłumaczyłem dla niej kilka wierszy. Potem sama poetka mnie zachwyciła i przetłumaczyłem całą książkę.
Podczas studiów bardziej interesowało mnie tłumaczenie z języka angielskiego. Ale właśnie wtedy wróciłem do polskiego. A gdy nadarzyła się okazja wstąpienia do nowo powstałego Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów, złożyłem projekt badawczy poświęcony ukraińskim tłumaczeniom Wisławy Szymborskiej. W ten sposób „poświęciłem się” translatoryce i polonistyce. Samodzielnie. Tak się jednak obecnie składa, że tłumaczę więcej na język polski niż na ukraiński.
Pani Aleksandro, a jak Pani rozpoczęła tłumaczenia?
Aleksandra Zińczuk: Nie mam aż tak dużego doświadczenia. Już w liceum próbowałam tłumaczyć coś z różnych języków, ale nie znałam wtedy ukraińskiego. Podczas studiów jeździłam do Ukrainy, ale już po ukończeniu studiów rozpoczęłam tam projekt z zakresu historii mówionej. Tak naprawdę nauczyłam się ukraińskiego od starszych ludzi, od najstarszych świadków historii. Słuchając surżyka, nawarstwiania z różnych wiosek, nauczyłam się tego archaicznego, nieliterackiego języka. Chociaż na uniwersytecie uczyłam się też trochę języka ukraińskiego. Z jednej strony spotykałam się z badaczami literatury, z autorami książek, przemawiałam na konferencjach, a z drugiej strony rozmawiałam z takimi zwykłymi ludźmi. Taki był mój początek.
Mimo że pochodzę z regionu przygranicznego – miasta Włodawa, gdzie spotykają się granice Ukrainy, Białorusi i Polski – pierwszy raz odwiedziłam te kraje będąc już na studiach – do Ukrainy w 2000 roku, a do Białorusi kilka lat później. Chociaż z okna domu mogłam podziwiać krajobrazy i budynki po drugiej stronie granicy. Ale w okresie sowieckim granica była dla nas zamknięta. Więc, Ukraina zawsze była trochę niedostępna. Sytuacja ta uległa zmianie pod wpływem kontaktów naukowych, a później osobistych. Ale także dzięki wspólnym działaniom artystycznym i kulturalnym. Przykładowo, wiele projektów było realizowanych wspólnie z Drohobyczem, a później ze Lwowem.

Tłumaczyłam poezję, głównie dla siebie. Do kontynuowania pracy w tym kierunku zachęcił mnie jednak Krzysztof Czyżewski, który zaproponował mi współpracę w ramach cyklu tłumaczeń poezji ukraińskiej „W obliczu wojny”. Dla mnie tłumaczenie jest ciągłą nauką języka. Ale jednocześnie, tłumacząc, przeżyłam przygodę na zupełnie innym poziomie intelektualnym niż wcześniej, gdy sama zajmowałam się redagowaniem i pisaniem wierszy. To jest zupełnie inna praca, nawiązywanie dialogu z tekstem, z autorem lub autorami, co daje niesamowitą satysfakcję. Wcześniej, gdy tłumaczyłam tylko dla siebie, nie miałam takiego odczucia. Ale gdy weźmiesz na siebie ciężar odpowiedzialności, że musi to być książka drukowana lub że dotrze do czytelnika gdzie indziej, przekłada się to na coś zupełnie innego. Często musiałam powściągać swoją twórczą wyobraźnię, żeby nie napisać czegoś innego, bo istnieje taka pokusa, zwłaszcza przy tłumaczeniu poezji, szczególnie gdy sam piszesz. Więc tak, trzeba się samodyscyplinować.
Ale powtarzam, jest to dla mnie także wspaniała nauka języka. Język ukraiński wydaje mi się bardzo piękny i bliski, a jednocześnie tajemniczy. Mimo dużej liczby form zdrobniałych i miękkości, które często sprawiają mi trudność w wymowie, język ukraiński ma również wiele cech szczególnych, które w niesamowity sposób opisują świat.
Jakie są różnice językowe i kulturowe, które utrudniają tłumaczenie z języka ukraińskiego na polski?
Andrij Saweneć: Trudno mówić o tym bez przygotowania, ponieważ od razu nasuwają się pewne stereotypowe przykłady. Można zacząć od czegoś bardziej ogólnego – można podejść do przekazywania tych różnic na różne sposoby. Zależy to od tłumacza, jego światopoglądu, rozumienia swojej misji, a także jego wykształcenia. Ponieważ w pewnym przypadku, gdy tłumacz widzi coś obcego, widzi coś bardzo unikalnego, specyficznego, niepowtarzalnego dla kultury źródłowej i będzie chciał przekazać tę wyjątkowość, niepowtarzalność za wszelką cenę, nawet jeśli spowoduje to pewne nieporozumienie u czytelnika tłumaczenia. Ponieważ będzie to coś odległego, obcego, niezrozumiałego i może wymagać przypisów lub samodzielnego badania. Albo może tłumacz po prostu chce się pobawić i znaleźć najbliższe odpowiedniki w kulturze tłumaczenia, takie, które są znane i nie będą już stanowiły żadnego intelektualnego wyzwania dla czytelnika. Można to tłumaczyć tak, można to tłumaczyć inaczej, można to łączyć w różnych proporcjach. Z resztą, trudno jest radykalnie bronić każdej z tych perspektyw. Próbuję też to jakoś łączyć, zależnie od sytuacji. Ważne jest dla mnie pokazanie tej odmienności.

Bywa też, że trzeba sprzeczać się z redaktorem. Redaktor to osoba, która czuwa nad czystością języka tłumaczenia i nie chce pominąć niczego, co wykracza poza normy i standardy. Wiemy, że w utworach oryginalnych również bardzo często możemy mieć do czynienia z pewnymi naruszeniami norm, z różnymi niestandardowymi rejestrami językowymi, inwencjami, neologizmami autorskimi, konstrukcjami niegramatycznymi, które spełniają w tym utworze swoją funkcję i w określony sposób oddziałują na czytelnika. Aby odtworzyć ten efekt, trzeba też trochę poznęcać nad językiem tłumaczenia i przekonać redaktora, że to słuszna decyzja.
Wiele zależy też od kontekstu i czasów, w których aktualnie żyjemy i tłumaczymy. Język to żywy proces. Powiedzmy, że 15 lub 20 lat temu, tłumacząc na język ukraiński lub polski, nie użyłbym pewnych słów, wiedząc, że dla czytelnika będą one nieznane, dziwne, szalone, egzotyczne. Ale język się zmienia, ewoluuje, odzwierciedlając zmianę świadomości i przepływ informacji w społeczeństwie.
A z Pani punktu widzenia, Pani Aleksandro, co jest najważniejsze w tłumaczniu?
Aleksandra Zińczuk : Najwięcej trudności sprawia mi tłumaczenie wierszy sylabiczno-tonicznych i rymów, w których trzeba z czegoś zrezygnować i szukać nowych rozwiązań, aby zachować integralność poezji. To jest niezwykle trudne. I tu pojawia się największy strach, czy nie przekraczam jakiejś granicy – wiem, że odchodzę od oryginału, od znaczenia, żeby lepiej brzmiało. A jest to bardzo trudne, bo gdy podejmujesz się zadania tłumaczenia wierszy, które mają rytm i melodię, co jest niezwykle ważne w literaturze ukraińskiej, to tłumaczenie ich jako wiersz biały jest już dużym uproszczeniem.
Rozmawiała Anastazja Werchowecka