Za niecałe trzy miesiące Polacy wybiorą nowy parlament. Kurs polityczny kraju na najbliższe cztery lata będzie zależał od tego, komu uda się zawiązać koalicję w Sejmie i stworzyć rząd. Obecnie sondaże pokazują przewagę rządzącej od 2015 roku partii Prawo i Sprawiedliwość – gdyby w najbliższym czasie odbyły się wybory, na PiS (działający pod marką Zjednoczonej Prawicy) głosowałoby ponad 30 procent Polaków.
Za rządzącą partią w sondażach plasuje się centrowa Koalicja Obywatelska (25-29 proc.). Nieoczekiwanie, trzeciego miejsca nie zajmuje blok ludowców i chadeków, czyli koalicja Polska 2050. Ich poparcie spadło do 10 procent, a trzecią pozycję wśród potencjalnych wyborców zajmuje skrajna prawica z Konfederacji z 12-15 procent. Do pierwszej piątki sił politycznych, które mogą przekroczyć pięcioprocentowy próg wyborczy, dołącza lewica z 8-10 procentami głosów.
Choć do zakończenia kampanii jeszcze daleko, to już można powiedzieć, że polscy politycy zdobywają głosy wyborców nie planami ambitnych reform, ale zabawą i zastraszaniem.
Stare pieśni o tym, co najważniejsze
Chociaż konserwatywna partia PiS rządzi w Polsce od prawie 8 lat, jej tegoroczna kampania kręci się wokół hasła „Przywróćmy Polskę Polakom”. Nie jest jasne, kto, jeśli nie Polacy, rządzą teraz krajem.
74-letni lider PiS Jarosław Kaczyński, który według tabloidów kocha koty (prawda) i nie ma karty bankowej (fałsz), postanowił nie wymyślać koła na nowo i polegać na „starych dobrych hitach”. Rodzicom małoletnich dzieci – po 800 zł, emerytom – darmowe lekarstwa, klasie średniej – darmowe autostrady. Choć kraj drugi rok z rzędu przeżywa dwucyfrową inflację, Kaczyński uważa, że wybory to nie czas na zaciskanie pasa.
Szczegółowy program PiS obiecuje przedstawić po wakacjach. W tej chwili agitacja sprowadza się do emocjonalnej antyimigranckiej retoryki i oskarżeń byłego premiera Donalda Tuska o zaprzedanie się Niemcom i Kremlowi (jednocześnie).
Pomimo tego, że w latach rządów PiS migracja do Polski wzrosła bezprecedensowo – kraj stał się numerem jeden w Unii Europejskiej pod względem wydawania zezwoleń pobytowych i wszedł do pierwszej dziesiątki na świecie pod względem liczby uchodźców, którzy znaleźli tu schronienie, PiS obiecuje przeciwstawić się multikulturalizmowi płynącemu z Europy Zachodniej. Choć coraz częściej na ulicach polskich miast można spotkać nie tylko Ukraińców, ale także Hindusów, Nepalczyków, Indonezyjczyków czy Tadżyków, to partia rządząca wzmacnia nastroje antymuzułmańskie. Szczególną rolę odgrywa wzbudzanie strachu przed sytuacją na pograniczu polsko-białoruskim, przez które mieszkańcy krajów afrykańskich i azjatyckich już trzeci rok próbują dostać się do państw Unii Europejskiej. Pod koniec lipca premier Mateusz Morawiecki powiedział, że granicy zagrażają nie tylko migranci, ale też sotnia wagnerowców, która rozlokowała się na Białorusi po puczu Prigożyna i już za chwilę ma szturmować granicę.
Aby rozprawić się z Tuskiem parlament przyjął ustawę, która zezwala na stworzenie specjalnej komisji śledczej, która w trybie zamkniętym, mając dostęp do dokumentów służb specjalnych, będzie mogła sprawdzić każdą publiczną osobę pod kątem powiązań z Rosją. Przy czym, zawarte w ustawie rosyjskie toksyczne wpływy odbierane są przede wszystkim jako krytyka rządu. Dla tych, których praca komisji może nie zainteresować, kanał TVP przygotował serial „Reset”. W nim, na podstawie zdjęcia Tuska i Putina sprzed 13 lat oraz słów pochwały byłego premiera pod adresem administracji Obamy, widzom „delikatnie zasugerowano”, że jeśli wybory wygra opozycja, to Polska wpadnie w sidła Kremla.
O tym, że Polsce zagrażają uchodźcy z Bliskiego Wschodu, a Tusk jest niemieckim lub rosyjskim agentem mieszkańcy kraju słyszą od ponad dekady. Ale jak mówi polskie przysłowie: „kochamy piosenki, które już znamy”.
Wszystko dobre, przeciwko wszystkiemu złemu.
Tak jak niezmienną jest retoryka PiS-u, podobnie niezmiennym jest jej główny konkurent – Platforma Obywatelska, która wraz z zielonymi i mniejszymi liberalnymi partiami występuje pod szyldem Koalicji Obywatelskiej. PO pozycjonuje się jako partia liberalna, ale w ostatnich latach udało jej się odciąć od liberalizmu gospodarczego – owszem dziś Platforma popiera programy bezpośrednich dotacji dla ludności w ramach socjalnych transferów, natomiast nie przyjęła liberalizmu w kwestiach światopoglądowych – nie wszyscy przedstawiciele PO głosowaliby za swobodnym dostępem do zabiegu przerwania ciąży oraz ustanowienia formalnych związków partnerskich dla par nieheteronormatywnych.
PO już dawno nie była przy władzy, więc wydawałoby się, że wystarczyło czasu na stworzenie naprawdę atrakcyjnego programu. Ale podobnie jak cztery lata temu, główna obietnica partii Donalda Tuska jest taka sama: zrobimy to samo co PiS, tylko inaczej. Czy PiS zniósł podatek dochodowy dla młodych? Zlikwidujemy składkę na fundusz emerytalny i ubezpieczenie zdrowotne. PiS obiecuje 2 proc. kredytu hipotecznego? A my mamy kredyt hipoteczny dla młodych ludzi. W PiS 4 procent idzie na ochronę zdrowia, u nas będzie 6 procent. Na długiej liście obietnic, które można podsumować słowami „wszystko dobre, przeciw wszystkiemu złemu”, nie ma ani jednej, która zwróciłaby uwagę i zapadła w pamięć.
Już w latach 2000. zarzucano Tuskowi, że zamiast wartości ulega dyktaturze sondaży i politycznemu cynizmowi. Owszem, Tusk krytykuje PiS-owską reformę sądownictwa, bo rząd nie był w stanie przekonać większości Polaków do jej słuszności. Ale już w kwestii migracji muzułmanów do Polski lider PO podąża za nastrojami tłumu: nagrał wideo, w którym krytykuje Kaczyńskiego za zezwolenie na pracę w Polsce obywatelom krajów Azji i Bliskiego Wschodu.
Nie dziwi więc, że coraz więcej Polaków, szczególnie młodzieży, łączy się pod hasłem „PiS – PO jedno zło”.
Młodzież wybiera alt-righ
Były dziennikarz i showman, katolik-weganin Szymon Hołownia postanowił wykorzystać zmęczenie współobywateli PiS i PO do stworzenia nowej centrowej partii Polska 2050: równie bezkrytyczną wobec Kościoła katolickiego, podobnie – z mieszanką liberalizmu gospodarczego i socjalizmu , ale bez hejtu, za to z merytorycznymi ekspertami. Na początku wydawało się – to jest to! Wywarzona propozycja dla zmęczonych walką dwóch politycznych plemion. Hołownia dobrze wypadł w wyborach prezydenckich w 2020 roku, rok temu mógł liczyć w wyścigu do parlamentu na pewne trzecie miejsce.
Jednak w 2023 roku Polska 2050 stanęła przed tymi samymi problemami, co inni europejscy centryści: Polacy chcą pokoju i stabilności w słowach, ale w praktyce idą na jeszcze większy kicz i hejt. Na trzecie miejsce w sondażach wskoczyła skrajnie prawicowa Konfederacja – antysystemowa partia wulgarnego gospodarczego indywidualizmu.
Konfederaci obiecują, że sądy będą wydawać wyroki w ciągu miesiąca, podatki będą obniżone i wzrośnie jakość usług publicznych, przedsiębiorcy będą mogli uniknąć płacenia składek na Fundusz Emerytalny i ZUS, a w całym kraju pojawi się sieć strzelnic. Partia opowiada się za dalszą prywatyzacją usług edukacyjnych i medycznych, jako jedyna spośród wpływowych graczy politycznych wzywa do zniesienia sankcji gospodarczych wobec Rosji i nalega, by Ukraina zagwarantowała polskim firmom specjalne warunki udziału w programach odbudowy i pożegnała się z „kultem Stepana Bandery”. Grzegorz Braun, jeden z najbardziej znanych polityków Konfederacji, już drugi rok jeździ po kraju z hasłem „Stop ukrainizacji Polski” i przedstawia ukraińskich uchodźców jako nadmierne obciążenie dla budżetu państw
Twarzą partii został Sławomir Mentzen, były prawnik, który obiecuje każdemu Polakowi samochód, domek na wsi i cotygodniowego grilla. Na promocję obiecanek nie trzeba było długo czekać – Mentzen zorganizował wycieczkę po pubach w Polsce i przy piwie rozmawia z wyborcami o życiu. Filmy ze spotkań stają się super – hitami TikToka.
Chociaż rok temu wydawało się, że młodzi Polacy wybiorą poglądy lewicowe, teraz widać wyraźnie, że serca młodych ludzi zostały skradzione przez konfederatów. Gdyby wyniki wyborów zależały tylko od Polaków w wieku 18-35 lat, Konfederacja stałaby się drugą siłą w Sejmie. Wśród młodych mężczyzn nawet co drugi wyborca jest gotowy oddać na nią głos.
Hołownia zjednoczył się z ludowcami w bloku „Trzeciej drogi”, ale i tak przegrywa w sondażach. Wydaje się, że lewica nie przebija pułapu 10 procent. Dlatego, to Konfederacja może mieć „złote akcje” w kwestii tego, kto utworzy rząd.
Wybory z intrygą
Na tym etapie największą intrygą pozostaje to, czy lewicowe i centrowe opozycyjne partie zdecydują się na połączenie w jeden blok. Tusk przekonał do tego sojuszników – konkurentów w zeszłym roku. Argumenty „za” – taki blok na pewno będzie miał solidne drugie miejsce, głosy wyborców nie pójdą na marne, jeśli któraś z mniejszych partii nie przekroczy progu wyborczego. A tak właśnie stało się z lewicą w 2015 roku. „Przeciw” – toksyczny obraz samej Platformy, a w szczególności Tuska – wspólna lista skłoni część wyborców do pozostania w domu.
Natomiast główną niewiadomą wyborczej nocy będzie to, czy opozycja będzie w stanie stworzyć rząd koalicyjny bez Konfederacji? I czy Konfederacja zgodziłaby się na wspólne rządy z PiS? Dziś Mentzen odrzuca taką perspektywę. Jednak, dzięki kilku ministerialnym tekom może zmienić punkt widzenia…
Dla Kijowa to niepokojący scenariusz. Przedwyborczy wyścig w Polsce spycha politykę zagraniczną na dalszy plan, a walka o głosy krajowych wyborców może schłodzić polsko-ukraińską przyjaźń, jak to pokazał kryzys zbożowy. Choć liderzy sondaży nie podważają ważnego dla bezpieczeństwa partnerstwa z USA i NATO, to jednak PiS w walce o głosy prawicowego elektoratu nieustannie zaostrza antyunijną retorykę. W 2015 roku antyuchodźcza retoryka PiS była skierowana przeciwko muzułmanom, ale stosunek do ukraińskich migrantów, na zasadzie rykoszetu, też się pogorszył. W sytuacji, gdy ukraińska diaspora w Polsce przekracza 2 mln osób taka perspektywa budzi niepokój.
Obecnie nie wiadomo, czy któraś z partii będzie miała na liście kandydatów wywodzących się ze środowiska migrantów. W ciągu ostatnich pięciu lat obywatelstwo polskie otrzymało około 40 tysięcy cudzoziemców, w tym 20 tysięcy Ukraińców. Większość z nich mieszka w stolicy województwa mazowieckiego. Jak pokazały poprzednie wybory, czasem wystarczy nawet kilka tysięcy głosów, by dostać się do Sejmu.
Ołena Babakowa