Zakładnicy kampanii wyborczej – Nasz Wybir – Portal dla Ukraińców w Polsce

Zakładnicy kampanii wyborczej

Olena Babakova
11 października 2023
Zakładnicy kampanii wyborczej
Olena Babakova
Olena Babakova
Materiał ten jest dostępny również w języku ukraińskim
Цей текст також можна прочитати українською мовою

Już po raz drugi w historii zwycięstwo w wyborach parlamentarnych w Polsce zależy od tego jak silne są tu antyimigranckie nastroje. Chociaż emocje podgrzewa kwestia migracji z krajów globalnego Południa, Ukraińcy przez obietnice „zatrzymania najazdu obcych” mogą dostać rykoszetem. 

Pomimo wysokiej inflacji, kryzysu służby zdrowia i agresji militarnej Rosji, jednym z głównych tematów kampanii parlamentarnej 2023 po raz kolejny stała się migracja.

W 2015 roku motywem przewodnim polskiego wyścigu wyborczego był kryzys migracyjny w Unii Europejskiej i związana z nim kwestia relokacji uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki pomiędzy krajami UE. Wówczas,  jak twierdziła opozycja, dzięki ostrej antyimigracyjnej retoryce i szerzeniu antymuzułmańskich nastrojów, zwyciężyła obecnie rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość, a liczba Polaków popierających udzielenie azylu uchodźcom z obszarów objętych konfliktami zbrojnymi w ciągu pół roku, z różnych przyczyn, zmniejszyła się z 72 do 42%.

Problem migracji był wówczas dla Polaków problemem teoretycznym: przez Polskę nie przebiegał żaden ze szlaków migracyjnych, a liczba, przeważnie tymczasowych, migrantów zarobkowych, głównie Ukraińców, sięgała kilkuset tysięcy i nie dochodziła do poziomu krajów Europy Zachodniej i Północnej. W 2023 sytuacja jest inna: Polska została w Unii liderem pod względem liczby zezwoleń na pobyt dla obywateli państw trzecich, a przez kraj nad Wisłą przechodzi jeden ze szlaków, którymi uchodźcy trafiają do UE. Liczbę cudzoziemców w Polsce szacuje się na 3,5, a nawet i 4 miliony osób, a pushbacki na polsko – białoruskiej  granicy  stały się kanwą filmu fabularnego.

Choć zmiany te na co dzień nie powodują zamieszek i ulicznych protestów, to kwestia uregulowania migracji została wniesiona do referendum, które odbędzie się w dniu wyborów – 15 października, a politycy rywalizują ze sobą  o to, kto uchroni polskie rodziny przed „zewnętrznym zagrożeniem”.

Stara pieśń w nowym brzmieniu

Temat tej kampanii już tradycyjnie narzucił PiS. Po tym jak wrzutki o osobach transpłciowych, znieważaniu wizerunku Jana Pawła II czy komisji do spraw badania wpływów rosyjskich nie zadziałały, prawicowi politycy zajęli się migrantami. Powodem było przyjęcie przez Brukselę nowej polityki w sprawie migracji i azylu. Choć dokument jest dość ogólny i mówi o solidarności krajów europejskich w obliczu wyzwań migracyjnych i dobrowolnej relokacji uchodźców, PiS i publiczne media reklamują go jako „narzucanie Polakom muzułmańskich uchodźców” i „odbieranie narodowej suwerenności”. Aby Polacy na pewno nie zapomnieli o „zbrodniczych brukselskich władzach”, w tym samym dniu co wybory parlamentarne odbędzie się referendum, w którym czwarte pytanie będzie brzmieć: „Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?”

Lider PiS Jarosław Kaczyński tak przedstawił sprawę: „Czy chcecie państwo, abyśmy przestali być gospodarzami we własnym kraju?”. PiS zachowuje się tak, ponieważ nie chce stracić eurosceptycznego prawicowego elektoratu na rzecz Konfederacji. Z tych samych pobudek wynikają zresztą ostre wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego pod adresem Kijowa w sprawie kryzysu zbożowego i sojuszu z Niemcami. Nowością jest natomiast reakcja największej opozycyjnej partii – Platformy Obywatelskiej, która pozycjonuje się jako liberalna. W odpowiedzi na przeprowadzenie referendum lider Platformy Donald Tusk opublikował krótki film, w którym oskarża PiS o ściąganie do kraju  siły roboczej z krajów globalnego Południa: „Kaczyński już w zeszłym roku ściągnął z takich państw ponad 130 tysięcy obywateli – 50 razy więcej niż w 2015 roku. Te wizy będzie można dostawać łatwo i szybko, i będą je rozdzielać zewnętrzne firmy (…) Kaczyński jednocześnie szczuje na obcych, i na imigrantów, a jednocześnie chce ich wpuścić setki tysięcy, i to właśnie z takich państw” (…) Może potrzebna mu jest wewnętrzna wojna, konflikt, strach polskich obywateli – bo wtedy lepiej mu rządzić, wtedy łatwiej będzie mu wygrać wybory (…). Polacy muszą odzyskać kontrolę nad swoim państwem i jego granicami” .

Platformę już wcześniej oskarżano o dyktaturę sondaży – gdy tylko jakiś trend wejdzie do głównego nurtu, partia włącza go jeśli nie do swojego programu, to do swojej retoryki. Tusk gra o zwycięstwo, taka jest polityka. Partie prawicowe i lojalne media od wielu lat zastraszają Polaków konsekwencjami migracji i wielokulturowości. Jeśli jednak wcześniejsza antyimigrancka nienawiść w mediach społecznościowych przede wszystkim obrażała poczucie sprawiedliwości obrońców praw człowieka, teraz mogą ucierpieć z tego powodu realni ludzie. Na początku lat 2020 do Polski przyjechało do pracy kilkadziesiąt tysięcy obywateli Indii, Nepalu, Wietnamu i krajów Azji Centralnej.

Granica lojalności

Drugim bodźcem wywołującym antyimigrancką kampanię jest sytuacja na polsko-białoruskiej granicy.

W 2021 roku Aleksander Łukaszenko zezwolił obywatelom krajów Bliskiego Wschodu na wjazd na Białoruś, aby mogli nielegalnie przekraczać unijną granicę i prosić o azyl w UE. Konwencja Genewska daje im taką możliwość. Od tego czasu tysiące ludzi z Kurdystanu, Syrii, Afganistanu, krajów Afryki Subsaharyjskiej, często rodziny z dziećmi, próbowały przedostać się przez zieloną granicę na Litwę, Łotwę czy do Polski. Choć ich celem nie są kraje Europy Środkowo-Wschodniej, władze w Rydze, Wilnie i Warszawie uznały migrantów za „broń demograficzną”, a ich próby przedostania się do UE za wojnę hybrydową prowadzoną przez Mińsk (i Moskwę) przeciwko Europie. Europejscy, zwłaszcza polscy strażnicy graniczni, wypychają osoby ubiegające się o azyl z powrotem na Białoruś – praktykę tę nazywa się pushback; na granicy wzniesiono mur.

Problem wschodniego szlaku migracyjnego dotyka z pewnością kwestii bezpieczeństwa. Ale odnosi się także do praw człowieka – uchodźcy pochodzą głównie z krajów, w których migracja zarobkowa do UE jest ograniczona lub zablokowana, wielodniowe próby przekroczenia granicy kosztowały już życie co najmniej 49 osób (taka jest potwierdzona liczba zmarłych, ponad 150 jest zaginionych), a setki – ich zdrowie. Tym bardziej, że drakońskie rozwiązania nie sprawdzają się – co miesiąc granicę Niemiec przekracza 10 000 osób bez dokumentów oraz wiz i większość z nich trafia tam właśnie przez Polskę.

Ogólnie ujmując, Polacy mniej ciepło odnoszą się do uchodźców, którzy nie są Ukraińcami.

Rozbudzić we współobywatelach  ludzkie postawy postanowiła reżyserka Agnieszka Holland. Jej film fabularny „Zielona granica” opowiada o wydarzeniach w Puszczy Białowieskiej z punktu widzenia uchodźców i Polaków, którzy pomagają zmarzniętym i głodnym ludziom skorzystać z przysługującego im prawa i poprosić o azyl.

Prezentowany na festiwalu w Wenecji film wywołał skandal jeszcze przed premierą; Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak nazwał film „paszkwilem”, premier Morawiecki – „pseudodziełem, do którego Niemcy też dołożyli swe judaszowe srebrniki”, a MSW zamówiło spot reklamowy,  w którym oskarża Holland o kłamstwo. Spot miał być emitowany w kinach przed pokazem filmu, w praktyce – część kin odmówiło jego pokazywania.

Można podkreślić, że takie uwagi ze strony władz przynoszą jak na razie filmowi rekordowe wpływy kasowe.

Afera wizowa

Sytuacja na granicy jest moralnie wątpliwa z jeszcze jednego powodu: biednym obywatelom krajów globalnego Południa przyjechać do Polski nie można, natomiast bogatsi wjeżdżają tam z jednolitymi wizami Schengen, kupionymi od skorumpowanych pracowników MSZ.

We wrześniu w Polsce wybuchła “afera wizowa “: na początku miesiąca wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk został odwołany ze stanowiska, jak podała „Gazeta Wyborcza” – w związku z przygotowaniem rozporządzenia, które miało ułatwić tymczasowe zatrudnienie w Polsce obywatelom krajów Azji i Afryki. Jednak jak się okazało po kilku dniach, głównym grzechem Wawrzyka nie było otwarcie na migrację – z jego inicjatywy kilkadziesiąt polskich konsulatów w krajach Azji i Afryki wydawało dla zainteresowanych wizy za łapówkę w wysokości 4-5 tysięcy dolarów. Ci, dzięki polskiemu multi-Schengen, lecieli do Meksyku, a stamtąd nielegalnie przedostawali się do USA.

Prorządowa propaganda próbuje przenosić podejrzenia na centra wizowe oraz byłego ministra Radosława Sikorskiego, który podpisywał z nimi umowy. Jak na razie głównymi pokrzywdzonymi są sami migranci: Ministerstwo Spraw Zagranicznych radykalnie ograniczyło wydawanie wiz „do czasu wyjaśnienia wszystkich okoliczności sprawy”.  Obostrzenia weszły w życie w przededniu nowego roku akademickiego, więc setki studentów i doktorantów spoza UE ma problemy z wjazdem do Polski.

Oblężona twierdza

Na tym tle nie dziwi fakt, że w programach przedwyborczych polskie partie postrzegają migrację przede wszystkim jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Co tam prawa człowieka, prawie nie ma wzmianek o migracji jako zjawisku o wymiarze gospodarczym.

W programie PIS-u zagadnienia migracyjne poruszane są w działach: „Nasze osiągnięcia – Obrona polskich granic” oraz „Perspektywa do 2031 roku – Ochrona polskich granic i odpowiedzialna polityka migracyjna”. Czytelnik dowie się z nich, ile kilometrów muru zbudowano na wschodniej granicy, jak dobrze pracowało wojsko i Straż Graniczna, a jeszcze lepiej Komitet do Spraw Bezpieczeństwa, na czele z Jarosławem Kaczyńskim (kierował nim do czerwca 2022 roku). W przyszłości Polakom obiecuje się jeszcze większe bezpieczeństwo, walkę z nieuczciwymi pracodawcami, system kaucji przy rejestrowaniu zezwoleń na pracę (jednocześnie program traktuje zezwolenie na pracę i oświadczenie o powierzeniu wykonywania pracy jako synonimy – tekst napisała osoba, która nie zna się na polskim prawie migracyjnym).

W podobnym duchu przedstawia się program skrajnie prawicowej partii – Konfederacji. Migracja zagraża bezpieczeństwu, dlatego należy zbudować mur na granicy, zwiększyć liczebność oddziałów Straży Granicznej i przyspieszyć procedurę deportacyjną. A żeby Polakom żyło się jeszcze bezpieczniej, konieczne jest poszerzenie dostępu społeczeństwa do broni palnej i zwiększenie liczby wszystkich siłowych struktur.

W programie Koalicji Obywatelskiej najwięcej miejsca poświęcono granicy polsko-białoruskiej – tutaj już bez podziękowań, ale z obietnicami sfinansowania ochrony granicy ze środków unijnych (eksperci od dawna wzywali do europeizacji tego problemu) i likwidacji szlaku migracyjnego przez Polskę (poprzez negocjacje z krajami, z których pochodzą migranci? szybkie i dokładne rozpatrzenie wniosków o uchodźstwo? – nie wiadomo). Jest obietnica ukarania polskich dyplomatów zajmujących się handlem wizami i wzmocnienia autorytetu Polski jako członka strefy Schengen. W partii, która zawsze przedstawiała się jako specjaliści od gospodarki rynkowej, nie przeczytamy nic o migracji ekonomicznej.

W programie kolejnej, stojącej w opozycji do rządu formacji – Trzeciej Drogi o migracji nie ma nic. Z wypowiedzi liderów – Szymona Hołowni, Pawła Zalewskiego, Władysława Kosiniaka-Kamysza – dowiadujemy się, że partia opowiada się za opracowaniem polityki migracyjnej, która powinna być podporządkowana interesom rynku pracy i przeciwna relokacjom w obrębie UE. Podstawowym zadaniem jest jednak niedopuszczenie do emigracji samych Polaków na Zachód.

Nowa Lewica jako jedyna mówi o polityce humanitarnej wobec migrantów i uchodźców. Wzywają do likwidacji ostatnich zmian w ustawie o cudzoziemcach, oraz przywrócenia możliwości składania wniosku o status uchodźcy po przekroczeniu granicy. Obiecują także walkę z pushbackami i poprawę warunków pobytu w ośrodkach dla uchodźców. Nie znajdziemy natomiast nic na temat relacji pomiędzy polskimi i zagranicznymi pracownikami, ewentualnych napięć na rynku pracy i integracji migrantów.

O migracji bez migrantów

Pomimo wiodącego w kampanii tematu migracji, na listach wyborczych nie ma prawie żadnych kandydatów pochodzenia migracyjnego. Polscy politycy uwielbiają rozmawiać o prawach kobiet bez zapraszania kobiet, najwyraźniej moda się rozprzestrzenia.

Chociaż w ciągu tej dekady w Polsce naturalizowało się ponad 45 000 obcokrajowców, do parlamentu kandyduje tylko kilku z nich. Białoruska działaczka Jana Szostak (z pochodzenia Polka), znana z działalności na rzecz prześladowanych przez reżim Aleksandra Łukaszenki oraz pomocy uchodźcom na granicy z Białorusią i Ukrainą, miała startować z listy KO w województwie podlaskim, ale została z niej skreślona ze względu na wypowiedzi o aborcji. W efekcie Jana startuje z listy Nowej Lewicy w Wielkopolsce. Na liście Platformy w Warszawie znajduje się Mahbub Siddique-Olesiejuk, urodzony w Bangladeszu, specjalista ds. zarządzania finansami, od 18 lat mieszkający w Polsce, od 2018 roku pracuje w samorządzie jednej  dzielnic stolicy, a  o sobie mówi, że jest Polakiem i Bengalczykiem. Ekonomista kurdyjskiego pochodzenia i także pracownik samorządowy Shivan Fate jest na listach Koalicji Obywatelskiej w województwie zachodniopomorskim. Na liście Koalicji w okręgu nr 5 znalazła się zamieszkała w Gdyni repatriantka z Litwy Evelina Visnevska.  Na listach Lewicy w województwie lubuskim jest pół-Macedonka, Warszawianka i migrantka Magdalena Milenkowska.

Kandydaci wywodzący się z ukraińskiej mniejszości narodowej Natalia Sycz i Zbigniew Homza kandydują w okręgu na Mazurach, czyli w rejonie zwartego zamieszkania autochtonicznej ludności ukraińskiej w Polsce; Łemko Bohdan Gocz startuje z  Trzeciej Drogi. Na dobrym siódmym miejscu Trzecią Drogę w Warszawie reprezentuje Andrzej Szeptycki – politolog i znawca polityki ukraińskiej, potomek znanej galicyjskiej rodziny i przyjaciel społeczności ukraińskiej w Polsce. Jednak na żadnej liście nie znajdziemy byłych ukraińskich migrantów – największej grupy nowych obywateli Polski. Odnosi się wrażenie, że polska klasa polityczna postrzega Ukraińców wyłącznie jako gości, których nie zaprasza się do stołu, aby razem podejmować decyzje dotyczące wspólnej przyszłości kraju.

Migranci pozostają obiektem, a nie uczestnikami polskiej polityki. A to właśnie wykluczenie migrantów z życia społecznego i politycznego, a nie sama migracja, prowadzi do napięć w krajach Zachodu. Krytykując wielokulturowość, polscy liderzy wolą nadepnąć na te same grabie.

Przypominamy, że wybory parlamentarne w Polsce odbędą się 15 października. Według sondaży przeprowadzonych pod koniec września, rządząca partia PiS prowadzi, ale nie zdobywa niezbędnej liczby głosów do utworzenia jednopartyjnego rządu. Najnowsze sondaże nie dają PiS większości nawet w unii z Konfederacją. Zdaniem ekspertów ewentualny rząd koalicyjny Platformy, Trzeciej Drogi i Lewicy będzie niestabilny, a jego pole manewru będzie ograniczone prezydenckim wetem Andrzeja Dudy przez co najmniej kolejne półtora roku.

Olena Babakowa

Olena Babakova
Olena Babakova